Rokita, wróć!
Poza Giertychem członkowie komisji śledczej nie pojmują, że powinni działać tak, by zainteresować szeroką publiczność.
06.12.2004 | aktual.: 06.12.2004 11:20
Jej początek przypominał blitzkrieg: błyskawiczne tempo ataku, wiele sukcesów, przeciwnicy w rozsypce i panice. I kiedy sejmowa komisja śledcza ds. Orlenu już docierała do celu, utknęła jak Wehrmacht pod Moskwą. Zamiast rozmieniać się na drobne w potyczkach i połajankach, musi znowu nabrać rozmachu. Inaczej znajdzie się w odwrocie. A klęska komisji oznaczałaby nie tylko zakwestionowanie jej dotychczasowych, wielkich osiągnięć, ale zahamowałaby też naprawę III RP. Obecna choroba powinna jednak komisję wzmocnić, a nie zabić - dla dobra nas wszystkich. Zresztą nie popełnia błędów tylko ten, kto nic nie robi. Dwa miesiące temu politycy opozycji triumfowali. "Za trzy tygodnie Kwaśniewski będzie skończony. Ta komisja dobija SLD!" - zacierali ręce i nie kryli radości. Przedwcześnie, zupełnie jak niemieccy marszałkowie, widząc kremlowskie wieże. Prezydent otrzymał kilka ciosów, ale do nokautu jeszcze daleko. A postkomuniści w sondażach mają się wręcz coraz lepiej, i to mimo afery Pęczaka i dziesiątek pomniejszych.
Pomylone priorytety
Dlaczego komisja wytraciła impet? Po pierwsze, lewica po pierwszym szoku zaczęła kontratakować. Bajania o prawicowym zamachu stanu przeraziły niewielu, ale konkretne zarzuty przeciw poszczególnym posłom komisji okazały się groźniejsze. W każdym razie lewica przestała jedynie przyjmować ciosy, a zaczęła je też zadawać. Pod ostrzałem znaleźli się Roman Giertych, Zbigniew Wassermann, Konstanty Miodowicz i Józef Gruszka. Nie zawsze strzelano pustą amunicją. Drobiazgowymi analizami jasnogórskiego spotkania Giertycha z Kulczykiem media żyją od wielu dni, a lider LPR ze śledczego zamienił się w śledzonego. Podobnie było ze społecznym asystentem przewodniczącego Gruszki, który jest zamieszany w aferę paliwową. Rzuciło to cień na jego szefa.
Inne, mniej lub bardziej dęte sprawy niezauważenie odwróciły porządek rzeczy. Sprawy korupcji, kapitalizmu politycznego i bezprawnego aresztowania szefa Orlenu znalazły się na dalszym planie. Na czoło wysunęły się milczenie Giertycha, konfrontacje w Sejmie i w łonie komisji oraz mało zrozumiała dla opinii publicznej wojna Wassermanna i Miodowicza z pełnomocnikiem Kulczyka Janem Widackim. Przegnano wprawdzie z sali kolumnowej mało sympatycznego prawnika, ale telewidzowie widzieli przede wszystkim zamęt, w którym żadna ze stron nie prezentowała się lepiej od drugiej. A o to wszak chodzi wrogom komisji: o pokazanie, że posłowie szukający prawdy wcale nie są lepsi od zamieszanych w aferę Orlenu. O zniszczenie zaufania do komisji. Bez zaufania wszelkie wyczyny komisji będą funta kłaków warte. Dotychczas bowiem jedynym, ale potężnym sojusznikiem komisji była opinia publiczna. Dziś jednak jest ona zdezorientowana i zmęczona całym tym zamieszaniem. Kompromitacja, cyrk, chaos, dzień świra - tak wyglądały nie tylko
prasowe komentarze po (nie)przesłuchaniu Kulczyka.
Giertych jak Wał Pomorski
Dlaczego komisja dała się wciągnąć w jałową grę o wykluczenie mecenasa Widackiego? Bo, jak tłumaczy jeden z jej przytomniejszych członków, musiała obronić Giertycha. A żeby to uczynić, trzeba było - przynajmniej na jakiś czas - zamknąć usta Kulczykowi. Ten bowiem nie miał zamiaru powiedzieć niczego nowego oprócz opowieści na temat obiadu jasnogórskiego. Rozdęte do rozmiarów afery FOZZ spotkanie lidera LPR z najbogatszym Polakiem posłużyłoby lewicy do usunięcia Giertycha z komisji. Miało to się stać na posiedzeniu Sejmu rozpoczynającym się dzień po przesłuchaniu Kulczyka.
- Kiedy prof. Nałęcz bawił na imieninach u świadka Jakubowskiej i spotykał się z Millerem czy Kwaśniewskim, nikt nie miał do niego pretensji, a my mamy się teraz pozbywać zdeterminowanego śledczego, jakim jest Giertych? - pyta retorycznie Zbigniew Ziobro, członek komisji ds. Rywina.
Dlaczego opozycja broni Giertycha jak Niemcy Wału Pomorskiego? Bo Giertych jest jej motorem. Można wręcz zaryzykować tezę, że grupa Gruszki jedzie na jałowym biegu od czasu, kiedy zaczęły się kłopoty lidera LPR. I choć o te kłopoty Giertych powinien mieć pretensję do siebie, to komisja musi mu pomóc. Bo wie świetnie, że gdyby zamienić nazwę sejmowej komisji śledczej ds. Orlenu na Roman Giertych, to trafnie oddawałoby to wartość tego ciała.
Robert Mazurek
Igor Zalewski