Rodziny pytają posła: "Czy to nasze ostatnie szczęśliwe święta?"
- Jeśli zakaz hodowli zwierząt futerkowych wejdzie w życie, będziemy musieli wyjechać z Polski - mówią WP przedstawiciele rodzin prowadzących hodowle. Apelują więc do posła Krzysztofa Czabańskiego (PiS), aby on i jego koledzy, zrezygnowali z likwidowania w Polsce prężnie działającej branży futrzarskiej.
15.12.2017 | aktual.: 15.12.2017 14:00
Grupa posłów PiS złożyła w listopadzie w Sejmie projekt ustawy w sprawie m.in. wzmocnienia ochrony prawnej zwierząt, wprowadzenia obowiązku znakowania psów i właśnie zakazu hodowli zwierząt futerkowych. Ten ostatni postulat budzi w Polsce ogromne emocje. Branża futrzarska to eksport wart 2,5 mld zł rocznie, a nasz kraj zajmuje w niej 3 miejsce na świecie. 13,5 tys. osób zatrudnionych jest bezpośrednio na fermach, a 50 tys. w branżach ściśle kooperujących. Wśród grupy posłów, która twierdzi, że biznes należy zamknąć, jest Krzysztof Czabański. Polityk podkreśla, że istnienie ferm jest okupione cierpieniem zwierząt, które żyją w fatalnych warunkach oraz problemami mieszkańców, żyjących w pobliżu takich hodowli.
Pracownicy ferm boją się o pracę
- Nie jest prawdą, że fermy przeszkadzają naszym sąsiadom. Nie zgłaszają oni żadnych problemów. Wręcz przeciwnie. Podczas spacerów zaglądają czasami na fermę, są ciekawi jak to wygląda, a my zawsze jesteśmy na nich otwarci. W naszej okolicy – 1,5 km od fermy – na uciążliwość żali się tylko jedna osoba, ale jest to podobno człowiek, który narzeka zawsze i na wszystko, na szczekające psy i piejące koguty - twierdzi Tomasz Zoń, który wraz z rodziną wziął udział w internetowej akcji i napisał krótką wiadomość do posła Czabańskiego.
Mężczyzna przyznaje, że jego rodzina jest w tej branży od lat i zlikwidowanie jej, byłoby dla nich jednoznaczne z wyjazdem za granicę. Dlaczego? - Na tym się najlepiej znamy i jesteśmy specjalistami. Jeśli nie będzie dla nas pracy w Polsce, będziemy zmuszeni przenieść się za granicę razem z tym biznesem - mówi Zoń. - Mój ojciec jest z wykształcenia zootechnikiem. Ja kończę technikum weterynaryjne i pracuję w Państwowym Instytucie Badawczym na fermie norek. Co innego mielibyśmy nagle robić - pyta. Jak dodaje, problem z pracą dotknąłby jednak nie tylko tych, którzy pracują w tej branży od lat.
- Na fermę przyjeżdżają do nas np. wycieczki z uczelni. W okresie pozyskiwania skór, studenci medycyny weterynaryjnej z Krakowa uczą się u nas sekcji. Część tych, którzy kończą swoje kierunki, są załamani. Chcieli pracować w tym przemyśle, a teraz nie wiedzą, co robić. Rzucić studia, przekwalifikować się, czy dokończyć naukę i wyjechać za granicę - zaznacza hodowca.
"Mieszkańcy są narażeni na potężny smród i plagę insektów"
- Są dwie strony przemysłu futerkowego. Z jednej strony takie rodziny i akcje zorganizowane przez wynajętą agencję PR, a z drugiej rodziny, które przez funkcjonowanie ferm są zdecydowanie poszkodowane - podkreśla z kolei Cezary Wyszyński z Fundacji Viva. Jak twierdzi, osoby mieszkające w pobliżu ferm są narażone na "potężny smród i plagę insektów". Z drugiej strony, nie mogą sprzedać swoich nieruchomości, ponieważ nikt nie chce mieszkać w takiej lokalizacji.
- Są więc w potrzasku. W pobliżu nie ma też możliwości prowadzenia gospodarstwa agroturystycznego, ani ekologicznego. Odchody zwierząt futerkowych są rozrzucane po polach, więc ziemia i woda są skażone. Otrzymanie certyfikatu jakości w takiej okolicy jest prawie niemożliwe - mówi. W filmie Fundacji Viva, zakaz hodowli poparł też prezes PiS Jarosław Kaczyński.
Hodowle przeniosą się do Rosji, Ukrainy i Białorusi?
Jacek Podgórski z Instytutu Gospodarki Rolnej zapewnia, że większość przedstawicieli branży i autorów ekspertyz na ten temat ocenia warunki życia zwierząt futerkowych w Polsce jako bardzo dobre. Jego zdaniem, polskie futra są na świecie cenione przede wszystkim za jakość, a ta jest wynikiem dbania przez hodowców o zwierzęta i warunki w jakich te mieszkają. - Za wprowadzeniem zakazu hodowli zwierząt futerkowych lobbują pojedyncze osoby. Mam wrażenie, że uległy manipulacji pseudoekologów. Ich intencje są dla mnie niejasne, bo działają na szkodę polskiej gospodarki - podkreśla.
Przedstawiciele branży twierdzą, że na świecie wciąż istnieje ogromne zapotrzebowanie na naturalne futra. - Jeśli zakażemy ferm w Polsce, biznes przeniesie się do takich państw jak Rosja, Ukraina czy Białoruś. - Tam nikt nie zadba o dobro zwierząt tak, jak hodowcy w Polsce - mówią. Przyznają, że niektóre fermy w Polsce też nie spełniają norm, ale "jest to niewielki odsetek patologii". Zapytani o krążące w sieci filmiki pokazujące norki w okropnych warunkach i "mikroskopijnych" klatkach odpowiadają: "Większość tych wideo jest prawdziwa, ale pochodzą nie z Polski, a z Chin".