Rodzinne piekło Oli
Matka biła ją od zawsze. Za krzywy uśmiech, złą odpowiedź, bałagan w pokoju. W dzień Pierwszej Komunii Świętej uderzyła ją miotłą w głowę, tylko dlatego, że dziewczynka źle pozamiatała kuchnię. Całe mieszkanie było we krwi. Potem matka zaczęła pić.
23.03.2007 | aktual.: 23.03.2007 09:36
Chciałam wreszcie z tym skończyć. Żałuję, że mnie uratowano – mówi dziewczyna o swojej nieudanej próbie samobójczej. Ma 17 lat. Drobna, szczupła, zamknięta w sobie. Uczy się w wałbrzyskim technikum. Zdolna. Zawzięła się, że mimo wszystko będą z niej ludzie. Od dzieciństwa żyje w ciągłym strachu: bita, głodzona, zaszczuta. Nikt, poza najbliższymi koleżankami i sąsiadami, nie wiedział, co dzieje się w jej domu. Nikomu się nie skarżyła, nie mówiła, że matka przepija wszystkie pieniądze, że znika na całe tygodnie i nie interesuje jej, że dziewczyna nie ma co jeść. Nic nie wskazywało na to, że ma takie problemy. Owszem, była bardzo szczupła, ale to można było wytłumaczyć modą na odchudzanie. Dbała o to, by mieć czyste ubranie, dobrze się uczyła, nie opuszczała lekcji. Tak bardzo chciałam żyć, jak moje koleżanki, że stałam się mistrzynią w tworzeniu pozorów. Sama siebie okłamywałam. Udawałam, że wszystko jest w porządku, uśmiechałam się, choć chciało mi się płakać, jak tylko pomyślałam o powrocie do domu –
opowiada Ola. Pamiętam, jak kiedyś ze szkoły odprowadzał mnie kolega. Podobał mi się. Mama stała przed naszym blokiem kompletnie zalana. Wykrzykiwała coś w pijackim bełkocie. Chciałam się zapaść pod ziemię. Nigdy już nie odezwałam się do tego chłopaka. Wstydziłam się i unikałam go jak ognia.
Walka o pieniądze
Ola od dzieciństwa uczyła się, jak radzić sobie w życiu. Kiedy poszła do gimnazjum, zaczęła dorabiać, sprzątając u znajomych i koleżanek. Myła okna, plewiła ogródki. Dzięki temu mogła kupić książki, zeszyty, buty. Gdy nie miała ani grosza i była głodna – szła do sąsiadki. Ta nigdy nie odmówiła jej kromki chleba. Kiedy dostałam się do technikum, zaczęłam chodzić z mamą po odbiór moich alimentów – mówi Ola. Ojca nigdy nie poznałam. Nie interesował się mną, po rozwodzie z matką przepadł jak kamień w wodzie. Jednak te 240 zł, które dostawałam co miesiąc, pozwalały mi jakoś przeżyć. Pod warunkiem, że mama mi je oddała. Często kłóciłyśmy się o te pieniądze. Wyzywała mnie wtedy, groziła, biła. Potrafiłam się z nią szarpać przez cały dzień, tylko po to, żeby jej je zabrać. Opłacić rachunki i mieć na jedzenie. I tak nie starczało. Zwłaszcza że mama wyprzedawała wszystko z domu, by mieć na alkohol, a potem wykradała mi jedzenie i częstowała nim swoich pijanych kolegów. Trzy lata temu kobieta zniknęła na dwa
tygodnie. Zostawiła córkę bez grosza. Ola wieczorem, gdy nikt nie widział, szukała jedzenia w śmietniku. Ale przynajmniej miałam spokój – wspomina nastolatka. Mogłam się spokojnie uczyć i spać. Kiedy po tych kilkunastu dniach wróciła do domu, zrobiła mi straszną awanturę. Wyzywała od najgorszych, mówiła, że mnie załatwi, żądała pieniędzy na alkohol. Termometr miał zabić
We wrześniu ub. roku Ola postanowiła uwolnić się od domowego piekła. Rozbiła termometr i wypiła z niego rtęć. Słyszała, że to najlepsza trucizna i człowiek umiera po kilku minutach. Miała dosyć życia. Tego dnia rano miała pójść z matką po alimenty. Ale zaspała. Pobiegła do kasy ośrodka pomocy społecznej. Miała nadzieję, że matka nie wzięła pieniędzy i nie poszła ich przepić. Czekała godzinę, w końcu spytała kasjerkę. Okazało się, że przyszła za późno. To mnie dobiło – wspomina dziewczyna. Byłam dłużna pieniądze koleżankom. Przez cały miesiąc pożyczałam od nich, by mieć na bułkę i mleko. Te 240 złotych starczyłoby na oddanie długów, rachunki za energię i jeszcze by zostało na jedzenie na kilka dni. Chwilę po tym, jak Ola połknęła truciznę, do drzwi zapukała jej koleżanka. Zobaczyła, że Ola sinieje i ma drgawki. Wybiegła na korytarz po pomoc. Spotkała sąsiada. Zadzwonili po pogotowie. Dziewczyna w ciężkim stanie trafiła do szpitala. Wypłukano jej żołądek. Matka Oli wróciła wieczorem. Pijana. Kiedy sąsiedzi
opowiedzieli jej, co się stało, najpierw zapytała, gdzie jest jej pies, a dopiero potem zainteresowała się losem córki. Następnego dnia poszła do szpitala. Ola na jej widok dostała histerii. Lekarze wyprosili matkę z sali.
Odwyk w więzieniu
Sąsiedzi, którzy do tej pory nie chcieli się wtrącać (prosiła o to sama Ola), postanowili zgłosić sprawę policji. Na ich wniosek wałbrzyska prokuratura wszczęła postępowanie. Kilka miesięcy później skierowała do sądu akt oskarżenia. Kilka dni temu Sąd Okręgowy w Świdnicy prawomocnie skazał Elżbietę O. na 2,5 roku więzienia. W zakładzie karnym będzie leczona odwykowo. Ola miała tylko matkę i potrzebowała jej miłości za dwoje. Od tej jedynej bliskiej osoby doznawała jednak tylko krzywd. Te dwa i pół roku to czas, który pozwoli jej na usamodzielnienie się, ułożenie sobie życia. Miejmy nadzieję, lepszego niż to, które miała w rodzinnym domu – uzasadniała wyrok sędzia Sylwana Wirth.
Małgorzata Moczulska