Rodzice zmuszają dzieci do wyścigu szczurów
Kursy angielskiego, płatne korepetycje i niekończące się doszkalanie - wczorajsze i dzisiejsze egzaminy gimnazjalne to dla wielu rodziców finał wieloletniego inwestowania w dzieci. Ci, którzy dobrze zainwestowali, rozpoczną teraz świętowanie sukcesów. Krótkie, bo za parę miesięcy w liceach ich dzieci czeka kolejny etap walki - pisze "Dziennik".
23.04.2008 | aktual.: 23.04.2008 07:37
Teresa Pojan ma 45 lat i mieszka w Warszawie. Pierwszy syn kończył gimnazjum dwa lata temu, młodszy - kończy dwudniową serię testów dzisiaj. Od dzisiejszego dnia zależy całe życie mojego dziecka. Albo dostanie się do dobrego liceum, a stamtąd na renomowaną uczelnię, albo wpadnie w "czarną dziurę" – mówi "Dziennikowi".
Nie przebiera w słowach podobnie jak inni rodzice, z którymi rozmawialiśmy. Żądałam od syna jedynie dobrych wyników w nauce. Inaczej nigdy nie wyszedłby z gimnazjum, w którym kilku dresiarzy potrafiło rozwalić lekcję - mówiła nam jedna z matek. Niemal wszędzie temat jest ten sam: albo sukces, dobre liceum, studia i dobre zarobki, albo "czarna dziura" i brak szans na przyszłość.
Eksperci twierdzą, że sportowa pasja, z którą rodzice wyliczają średnią swoich dzieci i pasjonują się ich punktowymi wynikami z egzaminów, to efekt wprowadzenia w 2002 r. egzaminów na koniec każdej szkoły. Edukacyjny wyścig szczurów przeniósł się z poziomu liceów i studiów do gimnazjów, a nawet podstawówek - mówią.
Już trzy lata po wejściu w życie reformy wyliczano, że co drugi polski uczeń korzysta z korepetytorów, zaś im bardziej wykształceni rodzice, tym bardziej zmuszają dzieci do dodatkowych zajęć.
Bo w walce o dobry start liczy się tylko efekt. Justyna Kowalczyk z Lublina, matka 16-letniego Damiana, który rok temu przeszedł przez egzaminacyjne sito, mówi prosto z mostu: Ma się uczyć. Nic więcej nie musi robić. A że ciągle jest zajęty? Odpocznie po studiach.
Czy od dzisiejszych gimnazjalistów oczekuje się więcej niż od ich rówieśników kilkanaście lat temu?
- Teraz rywalizacja zaczyna się niemal od kołyski. Rodzice licytują się, czyje dziecko pierwsze chodzi, szybciej zaczyna mówić i ma lepszy wózek. I na każdym etapie życia małego człowieka kładą ogromny nacisk na wspomaganie jego rozwoju.
Czy to mądre?
- Nie, bo wychowane w ten sposób dzieci zazwyczaj i tak nie potrafią skorzystać z podarowanych im możliwości. Osiągają sukcesy, ale gdy już zarabiają wielkie pieniądze, nie potrafią ich wydawać tak, by czuć się szczęśliwe. Bo rodzice nie nauczyli ich tworzyć z ludźmi dobrych relacji. Za to obarczyli swoimi niespełnionymi marzeniami o zawodzie lekarza czy prawnika.
- Wiele zależy od tego, w jaki sposób rodzice to robią i czy to świetne liceum, które wybrali, jest rzeczywiście ich wspólnym wyborem. Czy przypadkiem nie jest to tylko wybór matki lub ojca. I przede wszystkim trzeba pomagać dopiero wtedy, gdy dziecko o to poprosi. Poza tym nie wolno rozliczać dziecka z każdego egzaminu, bo to jedynie nasila jego stres.