Rocznica mordu na inteligencji Stanisławowa
W nocy z 14 na 15 sierpnia 1941 r. Niemcy we współpracy z Ukraińcami dokonali mordu na około 250 przedstawicielach stanisławowskiej inteligencji. Była to kolejna, tragiczna odsłona eksterminacji polskich elit.
Stanisławów, położone na Kresach Południowo-Wschodnich Rzeczpospolitej, w okresie II RP był miastem wojewódzkim. Liczył około 60 tys. mieszkańców. W 1939 podzielił los wielu kresowych miast, trafiając pod okupację sowiecką. Okres dwóch lat radzieckiej władzy w Stanisławowie wiązał się z terrorem, jaki nowy okupant pozwalał czynić bandom ukraińskim. Znaczną część elit miasta NKWD aresztowało, a późniejsze ich losy prowadzą do Katynia lub na Syberię.
22 czerwca 1941 r. Niemcy rozpoczęli tzw. operację Barbarossa, której celem była zbrojna napaść na Związek Radziecki. Zaskoczeni atakiem Sowieci bardzo szybko cofali się, w związku z czym położony niedaleko od ówczesnej granicy Generalnej Guberni Stanisławów dostał się pod okupację hitlerowską. Zanim wojska osi dotarły do miasta, NKWD wszystkich uwięzionych w Stanisławowie kazała zabić i ukryć nieopodal miasta.
Na ulicach Stanisławowa jako pierwsi pojawili się sprzymierzeni z Hitlerem Węgrzy. Dopiero po pewnym czasie zorganizowała się w mieście władza niemiecka. Widocznym znakiem zmiany okupanta stała się eksterminacja stanisławowskich Żydów, których wraz z Niemcami z rodzinnych domów wywlekali ukraińscy policjanci. Ocalało z zagłady tylko kilkuset Żydów z miasta, których przed II wojną światową było w tej okolicy około 30 tys.
Intelligenzaktion i jej kontynuacją na Kresach
Szczególnie ważne w programie czystek przeprowadzanych przez III Rzeszę było pozbycie się polskich elit – politycznych, naukowych, artystycznych. Zbiorowe mordy nazwano "Akcją Inteligencja" - Intelligenzaktion. W ramach ludobójczego projektu życie tracili inteligenci wielu polskich miast. Akcja w zorganizowanej formie trwała do kwietnia 1940 r. – w jej trakcie pomordowano około 50 tys. Polaków, a kolejne 50 tys. wywieziono do obozów koncentracyjnych.
Wraz z przyłączeniem do Rzeszy nowych terytoriów latem 1941 r., akcja eliminowania polskiej inteligencji przeniosła się na Kresy. 4 lipca 1941 i w dni następne hitlerowcy w bestialski sposób pozbyli się naukowej elity Lwowa - w sumie około 40 pracowników wyższych uczelni miasta, w tym m.in. premiera Kazimierza Bartla oraz krytyka i poetę Tadeusz Boya-Żeleńskiego.
W Stanisławowie akcja eksterminacji pozostałych po okupacji sowieckiej polskich elit rozpoczęła się 8 sierpnia 1941 r. Policja ukraińska sporządziła dla hitlerowców listę Polaków, którzy mieli zostać aresztowani. Większość nazwisk na liście stanisławowskiej stanowili polscy nauczyciele oraz lekarze. Grupę około 300 osób schwytano, podstępnie zapraszając ich na naradę w celu omówienia przygotowań do nadchodzącego roku szkolnego.
Uwięziono ich w areszcie Gestapo, skąd kierowani byli przez kilka dni do prac budowlanych na terenie miasta. Jeden z naocznych świadków wydarzeń z 14 sierpnia pisze:
"Po kilku dniach zobaczyłem, jak policja ukraińska usuwała z dziedzińca więziennego pracujących tam jakichś więźniów. Po usunięciu ich z dziedzińca zaczęto wyprowadzać z więzienia do stojącego tam ciężarowego samochodu na wpół odzianych mężczyzn: byli tylko w spodniach i koszulach, boso. Wielu z nich poznałem. Byli to nauczyciele i lekarze - Polacy, mieszkańcy Stanisławowa. Dwaj ukraińscy policjanci i dwaj gestapowcy ponaglali ich biciem drewnianymi pałkami (nogami od stołów i krzeseł) do zajmowania miejsc w samochodzie."
Ciężarówki pojechały w okolice podstanisławowskiej wsi Pawełcze, do Czarnego Lasu. Tam rozstrzelano około 250 Polaków, tak kobiet, jak i mężczyzn, a ich ciała wrzucono do dołów, pospiesznie wykopanych przez rękami i łopatami miejscowych chłopów. Wśród zabitych znajdowali się nauczyciele szkół średnich, kierownicy szkół, księża, młodzież oraz przedstawiciele wielu innych zawodów.
Ziemia miała przykryć pamięć
Z kaźni ocalał tylko jeden Polak, leśniczy z Sołotwiny, któremu udało się uciec z transportu.
Niemcy skrzętnie ukrywali prawdę o losie stanisławowskiej inteligencji. Rodziny pomordowanych przekonywali, że ich krewni są w areszcie i są przesłuchiwani. Paczki żywnościowe, które przesyłali im bliscy, hitlerowcy strażnicy zatrzymywali, a ich zawartość rzucali psom.
O mordzie dowiedziała się hrabina Karolina Lanckorońska, której wieść przekazał w więzieniu w 1942 niemiecki prokurator. Był on pewien, że Lanckorońska żywa nie opuści niemieckiego aresztu. Po wojnie arystokratka przekazała informacje prof. Stanisławowi Kulczyńskiemu. Jej raport okazał się niezwykle pomocny także w rozwikłaniu tajemnic mordu na profesorach lwowskich. Lanckorońska zmarła, wbrew wizjom prokuratora, dopiero w 2002 r., przeżywszy 104 lata.
Inicjatorem zbrodni w Czarnym Lesie był hauptsturmfuehrer Hans Krueger, będący jednym ze sprawców ludobójstwa Polaków we Lwowie. Od sierpnia 1941 r. pełnił on w Stanisławowie funkcję szefa SD i Sicherheitspolizei. Po wojnie prowadził dostatnie życie w Luedinghausen i starał się o mandat do niemieckiego parlamentu. Został ujęty w 1962 r. Pięć lat później odbył się jego proces za zbrodnie dokonane na stanisławowskich Żydach. Został skazany na dożywocie, opuścił jednak areszt w roku 1986. Podczas procesu odmówiono wydania Kruegera Polakom oraz nie wzięto pod uwagę jego zbrodni na ludności polskiej.
Zbiorowe groby w Czarnym Lesie odkryto w 1988 r. dzięki staraniom rodzin ofiar. W 50. rocznicę zbrodni na miejscu tym postawiono pomnik oraz tablicę. W 2011 r. z inicjatywy Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa odsłonięto w Czarnym Lesie krzyż upamiętniający ofiary nocy z 14 na 15 sierpnia. We Wrocławiu rokrocznie w rocznicę tragicznych wydarzeń odbywa się msza za ofiary niemieckiego ludobójstwa.
Michał Dzierżak