ŚwiatRock’n’roll umarł?

Rock’n’roll umarł?

Czy rock’n’roll ma jeszcze światu coś ważnego do powiedzenia? Kto dzisiaj słucha rocka?

Rock’n’roll umarł?
Źródło zdjęć: © East News/Courtesy Everett Collection

17.08.2007 | aktual.: 05.09.2007 11:32

Trzydzieści lat temu w Memphis zmarł Elvis Presley. Serce piosenkarza nie wytrzymało forsownego trybu życia: nadużywania leków, narkotyków i upodobania do nadmiernego spożywania wysokokalorycznych posiłków. Król rock’n’rolla odszedł przygnieciony ciężarem swojej popularności, której jego organizm nie był w stanie sprostać. Umarł Elvis, ale czy rock’n’roll także?

Manifest wyzwolonego erotyzmu

Bardzo ciekawy i obszerny wywiad, jaki przeprowadził Radosław Wiśniewski ze znawcą muzyki współczesnej Bartłomiejem Dobroczyńskim, na łamach pisma literackiego „Red” (nr 1 z 2006 roku), nosi intrygujący tytuł: „Rock nie żyje, a w Polsce nigdy go nie było”. Rozmowa jest w gruncie rzeczy skondensowaną historią rocka – opisuje jego narodziny, rozkwit i stopniowy proces komercjalizacji, który, zdaniem rozmówcy Wiśniewskiego, stał się przyczyną upadku tego gatunku. Rock przestał być buntem, a tym samym stracił swoją tożsamość – to jedna z najważniejszych tez wywiadu.

Przeciwko komu i czemu buntował się rock? Jeśli cofniemy się do początków tej muzyki, która narodziła się w połowie lat 50. w kulturze afroamerykańskiej, zauważymy przede wszystkim antypurytański wymiar rock’n’rolla. Dobroczyński zwraca uwagę, że twórczość Chucka Berry’ego, Little Richarda oraz ich białych kontynuatorów, takich jak Jerry Lee Lewis czy właśnie Presley, była odczytywana głównie jako manifest wyzwolonego erotyzmu. Sama nazwa „rock’n’roll” oznacza w slangu stosunek płciowy, a istotnym elementem tego gatunku stał się „organiczny rytm” fizjologicznych funkcji ludzkiego ciała – oddechu, bicia serca, współżycia seksualnego…

Jako przełomowy moment w historii muzyki rockowej wskazuje Dobroczyński wydanie przez Beatlesów w 1966 roku płyty „Revolver”. – Oni po prostu zrobili z rock’n’rolla sztukę – twierdzi znawca rocka. Jego zdaniem, w tym właśnie czasie zostały złamane bariery pomiędzy sztuką popularną a sztuką wysoką, a rock stał się punktem wyjścia do wielostronnych poszukiwań artystycznych. W ślad za Beatlesami pojawiają się muzycy tacy jak Frank Zappa czy Jimi Hendrix, których twórczość niewiele ma wspólnego z prostymi piosenkami przeznaczonymi do tańczenia.

Bunt się ustatecznia

Rozmówca pisma „Red” bardzo negatywnie ocenia zjawisko tzw. rocka symfonicznego z początku lat 70., a więc twórczość Yes czy Genesis. Uważa, że jest to muzyka „napuszona, pretensjonalna, która na dokładkę przestała mówić o rzeczach ważnych dla nastolatków”. Za początek końca rocka jako kulturowego i artystycznie wiarygodnego buntu uznaje płytę Pink Floyd „Dark Side of the Moon” z 1973 roku. "To płyta, która z przekazem rockowym nie ma nic wspólnego. Tam nie ma organicznego rytmu, nie ma cielesności, nie ma rewolucji, nie ma seksu, nie ma ducha buntu, żadnych haseł. Jest to po prostu precyzyjnie i misternie wytworzona, sterylna produkcja muzyczna, która przez wiele lat w USA była na pierwszym miejscu liczby sprzedanych egzemplarzy" – twierdzi Dobroczyński.

To prawda, że komercjalizacja odebrała w dużym stopniu muzyce rockowej ducha autentyczności, dziwi jednak fakt, że znawca rocka czyni mu zarzut z tego, że dojrzewa. Czy jeśli rock przestał być muzyką dla nastolatków, to źle? Czy kiedy zamiast o inicjacji seksualnej śpiewa się o samotności, wierze albo wojnie, to znaczy, że jest to nieprawdziwe? I jeśli sama muzyka staje się ambitniejsza, to należy się martwić? Stanisław Grochowiak pisał, że „bunt nie przemija, bunt się ustatecznia”, a to znaczy również, że osiąga formy dojrzalsze, które niekoniecznie muszą wyrażać się prowokującym zachowaniem czy ekstrawaganckim strojem. Te cechują raczej buntowników pozornych, takich jak Marylin Manson, którego Dobroczyński celnie zresztą ukazuje jako „ucieleśnienie dobrze przygotowanego biznes planu”. Także punk rock, który miał być odpowiedzią na komercjalizację rocka, dość szybko został wchłonięty przez mechanizmy popkultury i – w ugrzecznionej wersji – stał się dobrze sprzedawanym towarem.

Podobny los, w jeszcze szybszym tempie, spotkał takie gatunki jak heavy metal czy grunge. O „lewicowcach” w koszulkach z Che Guevarrą, w rodzaju Rage Against The Machine, lepiej nawet nie wspominać – tak bardzo opłacalny to bunt. Przykładem podobnego koniunkturalizmu jest polski zespół Big Cyc, który odpowiadając na zapotrzebowanie rynku, tworzy kolejne piosenki o dresach, moherowych beretach i Teletubisiach.

Rock w wieku dojrzałym

O wiele bardziej autentyczne wydają się – paradoksalnie – poczynania zespołu, którego koncerty stanowią niezwykle drogie show, a muzycy otwarcie posługują się językiem popkultury, biorąc go jednak w ironiczny cudzysłów. Mowa o pochodzącej z Irlandii grupie U2. Teksty Bono to znakomity przykład twórczości, która z jednej strony jest zaangażowana w sprawy polityki, ubóstwa i konfliktów społecznych, z drugiej stanowi ciekawą propozycję artystyczną.

Bono to również jeden z tych – nielicznych – muzyków rockowych, którzy nie wstydzą się mówić otwarcie o swojej wierze. I choć w tych deklaracjach daleki jest od ortodoksji, jego śpiewane modlitwy poruszają żarliwością, jak chociażby piosenka „Yahweh” z ostatniej płyty, w której słyszymy: „Jahwe, Jahwe, wciąż czekam na świt (…) Weź to serce i je skrusz”.

Twórczość takich wykonawców jak U2, a na polskim gruncie – Voo Voo, Lech Janerka, czy wykrzykująca w rytm ostrej muzyki słowo Boże grupa 2 Tm 2,3, dowodzi, że rock’n’roll nie umarł, a jedynie został twórczo przetworzony. Coraz mniej kojarzy się z „wyzwolonym erotyzmem” (ten króluje raczej w różnych odmianach muzyki dyskotekowej). Spoważniał, ma inne, bardziej dorosłe problemy.

** Inna sprawa, czy jest to ciągle muzyka, z którą identyfikuje się największa grupa młodych ludzi. Coraz częściej bowiem tę rolę zaczyna spełniać hip-hop. Jest w nim bunt, jest duży ładunek autentyzmu, ale i tu bardzo szybko wkrada się komercja. Słychać więc w naszych głośnikach sporo niby-hip-hopu, tak jak i sporo sączy się z radia niby-rocka. Kto chce znaleźć coś prawdziwego, musi się troszkę natrudzić.

Szymon Babuchowski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)