Robert Biedroń uratował dwie osoby z płonącego auta? Kilka wersji jednego zdarzenia
Strażacy z OSP Regut zamieścili w poniedziałek wieczorem informację o bohaterskim czynie pewnego mężczyzny, który miał z płonącego auta uratować kierowcę i jego dwuletniego syna. Opublikowali też zdjęcie bohatera. Widnieje na nim lider Wiosny Robert Biedroń. Problem w tym, że istnieje kilka wersji tego wydarzenia. A prawda jest zupełnie inna.
"Trzeba pochwalić postawę tego Pana który przed przyjazdem straży pożarnej udzielił pomocy osobom poszkodowanym w wypadkach na DK 50 w miejscowości Tabor. Poszkodowanego kierowcę wraz ze swoim dwuletnim synem wydostał z płonącego samochodu i schronił w swoim Volkswagenie i jak prawdziwy strażak ruszył na płonący samochód z gaśnicą. Przed odjazdem pochwalił strażaków za bardzo szybki przyjazd i całą akcję. Kto poznaje tego Pana?" - czytamy post na profilu OSP Regut.
Ta historia szybko obiegła ogólnopolskie media. Stała się także hitem portali społecznościowych, których użytkownicy żywo ją komentowali. Część z nich gratulowała Biedroniowi postawy, inni zarzucali mu "ustawkę".
Wersja rzecznika prasowego Wiosny
Postanowiliśmy sprawdzić u źródła, co tak naprawdę wydarzyło się na drodze krajowej nr 50 w miejscowości Tabor na Mazowszu.
- W czasie drogi z Łodzi do Chełma, na drodze krajowej nr 50, w okolicy miejscowości Regut, Robert zauważył samochód znajdujący się w rowie, z którego zaczynają wydobywać się płomienie - opowiada WP rzecznik prasowy Wiosny, Jan Mróz. - Natychmiast się zatrzymał i z pomocą gaśnicy samochodowej starał się ugasić płomienie, osoby podróżujące tym autem czekały następnie w samochodzie Roberta na przyjazd służb ratowniczych. Należy pochwalić strażaków z Ochotniczej Straży Pożarnej, którzy błyskawicznie zjawili się na miejscu wypadku. To jedna z tych formacji, której należy się priorytetowe wsparcie państwa, od ich reakcji często zależy życie i zdrowie poszkodowanych. Sytuacja była niebezpieczna, także z tego względu, że w samochodzie znajdowała się instalacja gazowa. Nie znamy dokładnych okoliczności tego zdarzenia, ale najprawdopodobniej doszło do zderzenia tego samochodu z TIR-em, w związku z wymuszeniem pierwszeństwa - dodał.
Jak łatwo zauważyć, ta wersja trochę różni się od tej, podanej przez strażaków z OSP Regut.
Wersja PSP w Otwocku
Kolejną wersję przedstawił PAP oficer prasowy Komendy Powiatowej PSP w Otwocku mł. kpt. Maciej Łodygowski. - Samochód ciężarowy uderzył w samochód osobowy, samochodem osobowym podróżowała rodzina, tam były trzy osoby, m.in. dziecko. Na szczęście nikomu się nic nie stało, ale ta osoba, która przejeżdżała, która była świadkiem tego zdarzenia, faktycznie zaopiekowała się osobami, które podróżowały samochodem osobowym - opowiada PAP mł. kpt. Łodygowski.
Próbowaliśmy skontaktować się z OSP Regut, by ustalić, co się wydarzyło i która z tych wersji wydarzeń jest prawdziwa. Wciąż czekamy na odpowiedź.
Wersja uczestnika wypadku
Pewną niespodzianką jest jednak to, co usłyszeliśmy od rzecznika stołecznej policji, Sylwestra Marczaka. - Tak, taka kolizja miała miejsce. Spowodował ją policjant, który wymusił pierwszeństwo na drodze. Został już ukarany mandatem - stwierdził Marczak.
- Policjant zaraz po zdarzeniu wybiegł z auta, uwolnił z fotelika swojego syna i wyciągnął go z wnętrza auta, aby zapewnić dziecku bezpieczeństwo - opowiada WP Marczak. - Ten człowiek chciałby za pośrednictwem mediów serdecznie podziękować kobiecie, która pojawiła się pierwsza na miejscu wypadku i która wzięła na ręce dwuletniego Bartka. To ta pani również dała policjantowi gaśnicę - opowiada WP Marczak.
Ojciec chłopczyka sam gasił swoje auto, przerwał jednak tę czynność, gdy chłopczyk się rozpłakał. - Przejął z powrotem opiekę nad chłopcem, który był dla niego najważniejszy - opowiada Marczak.
Z relacji rzecznika stołecznej policji wynika, że na miejscu wypadku zatrzymało się kilka samochodów. Kierowcy wskazali policjantowi auto, w którym policjant mógł schronić dziecko przed chłodem. - Okazało się, że samochodem tym podróżował pan Biedroń - tłumaczy WP Sylwester Marczak.
Wersja Roberta Biedronia
A co na temat ma do powiedzenia Robert Biedroń? - Potwierdzam, uczestniczyliśmy w takim zdarzeniu, byliśmy jako pierwsi na miejscu tego wydarzenia, ale nie chciałbym tego upolityczniać - stwierdził pytany o tę historię przez dziennikarzy.
Biedroń dodał, że był "świadkiem sytuacji tragicznej, sytuacji, w której brało udział małe dziecko". - Dwuletni chłopczyk, którego musieliśmy wyciągać z tego samochodu, ten samochód się palił, ten wypadek wyglądał naprawdę strasznie - dodał polityk cytowany przez PAP.
Polityk stwierdził, że każdy może być świadkiem takiego zdarzenia. - I każdy z nas ma obowiązek nie tylko prawny, ale i moralny, żeby zareagować i to nie jest żaden heroizm, żaden wyjątkowy czyn, to jest coś, co każdy z nas, każda z nas, powinien zrobić, czyli udzielić pomocy - dodał.