Rewolucyjna ustawa Gilowskiej
Wicepremier Zyta Gilowska pracuje nad
ustawą, która ma zrewolucjonizować finanse publiczne. Jeśli nie
zostanie przyjęta, Gilowska sugeruje, że poda się do dymisji -
pisze "Życie Warszawy".
Problemów, które ma rozwiązać przygotowana przez resort finansów ustawa, jest całe mnóstwo. Co roku przez ręce państwowych urzędników przewija się ok. 400 mld zł. Ale parlament kontroluje tylko 225 mld zł (w 2006 r.) w postaci wydatków zapisanych w ustawie budżetowej - zaznacza dziennik.
Wydatki takich instytucji, jak fundusze celowe (np. Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych), agencje rządowe, gospodarstwa pomocnicze, zakłady budżetowe itp. może co najwyżej zbadać NIK. Co prawda składają one sprawozdania, ale są to raporty zupełnie nieprzystające do pozostałej sprawozdawczości budżetowej.
Skutek jest taki, że wydatki całego aparatu państwowego są nieprzejrzyste i trudno się w nich zorientować. Na dodatek zadania wielu instytucji się dublują.
Przykładowo, promocją Polski zajmują się prawie wszystkie ministerswa oraz specjalnie do tego powołana agencja. Trzeba to uporządkować - mówi Stanisław Kluza, ekonomista BGŻ. Skutek porządkowania to likwidacja części instytucji.
Najważniejszym celem nowej ustawy ma być poprawa efektywności wydawania pieniędzy. Jak? Na przykład przez tzw. budżety zadaniowe. Dziś, jeśli chcemy poprawić bezpieczeństwo na ulicach, dajemy więcej pieniędzy na policję. Potem sprawdzamy, czy wydano je zgodnie z celem. Jeśli tak, wszystko jest w porządku, ale nikt nie bada, czy poziom bezpieczeństwa faktycznie się poprawił.
Przy budżecie zadaniowym trzeba dokładnie określić, jakie efekty chcemy uzyskać i jak zamierzamy je mierzyć. Jeśli poprawiamy bezpieczeństwo, to należy przyjąć jakiś wskaźnik, np. liczbę przestępstw, i według niego rozliczać tego, który wydaje- mówi Kamil Zubelewicz, ekspert CAS.(eg)