PolskaRestaurator kontra magistrat

Restaurator kontra magistrat



Odszkodowania w wysokości siedmiuset tysięcy domaga się od gminy eksmitowany za długi restaurator. Sprawa trafiła do sądu. Sławomir S. został przez urzędników eksmitowany w 2004 roku.

Restaurator kontra magistrat

Urzędnicy przy wsparciu Straży Miejskiej zajęli dzierżawioną mu restaurację przy ul. Długiej. To właśnie za tę eksmisję, przeprowadzoną bez nakazu sądowego, wiceprezydent Gdańska Szczepan Lewna ma prokuratorski zarzut. Prokuratura zarzuciła Lewnie nadużycie władzy oraz działanie na szkodę interesu publicznego lub prywatnego. Od momentu upublicznienia zarzutów wobec prezydenta magistrat odmawia wszelkich komentarzy. Wydano tylko pisemne oświadczenie. Czytamy w nim m.in. "Działania Szczepana Lewny zostały podjęte w obronie szeroko pojętego interesu publicznego, ochrony mienia i własności Miasta Gdańska. Sam zastępca prezydenta nie zgadza się z tym zarzutem". Restaurator, sprawca kłopotów wiceprezydenta, mieszka poza Trójmiastem. Dwa dni temu pojawił się w naszej redakcji. Przedstawił swoją, odmienną od urzędniczej, wersję wydarzeń. Podważył fakty z oświadczenia, na co przedstawił dokumenty.

Doniósł na Szczepana Lewnę do prokuratury. Domaga się też na drodze cywilnej odszkodowania za poniesione straty. Ma mu je zrekompensować 700 tys. zł. Sławomir S., były już właściciel Restauracji Heweliusz przy ul. Długiej po raz pierwszy zabiera głos w swojej sprawie.

Oświadczenie wydane przez urząd jest delikatnie mówiąc nagięte - mówi Sławomir S., któremu w 2004 roku miasto bez sądowego nakazu zajęło lokal. Przedstawiamy więc cytaty wprost z oświadczenia służb Pawła Adamowicza i to, co na ich temat usłyszeliśmy od Sławomira S. i jego żony Julity N. ,Sławomir S. był nieuchwytny" Sławomir S.: - Moja żona była w stałym kontakcie z urzędnikami. Ze mną nie chciał tam nikt rozmawiać Julita N.: - Bywałam w magistracie przynajmniej raz w tygodniu. Często dzwoniłam. Spotkałam się nawet z Pawłem Adamowiczem, potem ze Szczepanem Lewną.

W naszym imieniu starałam się, by urząd nie wypowiadał nam umowy. Deklarowałam spłatę wszystkich zadłużeń i wpłacenie kaucji zabezpieczającej. "Od 1995 roku nie płacił regularnie czynszu (...). Długi wobec miasta rosły i na koniec 2004 roku przekroczyły 142 tys. zł" Julita N.: - Czynsz przestaliśmy płacić po moim spotkaniu z prezydentem Lewną, który powiedział mi, że i tak nie odzyskamy włożonych w lokal pieniędzy. Stąd ostatecznie tak ogromne zadłużenie. Sławomir S.: - Był czas, gdy mieliśmy problemy finansowe. Nie wyszedł mi interes z inną restauracją w Gdyni. ,Przez okres trzech lat nielegalnie handlował alkoholem" Sławomir S.: - To nieprawda. Koncesję na alkohol dostałem w 2000 roku na 5 lat. Po roku na czas nie zapłaciłem tzw. podatku kapslowego.

Urząd cofnął mi koncesję, o czym nie poinformowano mnie na piśmie. Sprzedaż alkoholu prowadziłem więc nieświadomie przez rok, co wykazała kontrola Państwowej Inspekcji Handlowej. Zaraz potem przestałem. "S. skontaktował się z miejskimi urzędnikami w grudniu 2002. Zależało mu na rozłożeniu długów. Chcąc odzyskać publiczne pieniądze, miasto wyraziło zgodę (dług wynosił wówczas ponad 32 tys. zł). S. zapłacił tylko jedną ratę. Sławomir S.: - Paragraf 7 ugody mówił, że gdy wpłacę pierwszą ratę, mam się zwrócić o przywrócenie tytułu prawnego do lokalu. Pieniądze wpłaciłem. Niestety, miasto nie wywiązało się z zapisów umowy. Co więcej, dług nie wynosił 32 tys., a 19 tys. zł, co jest zapisane w treści ugody. Restaurator dodał też, że miasto rozwiązało z nim umowę w roku 2001, podczas gdy w 2000 roku przeprowadził on gruntowny remont lokalu i elewacji budynku. Powodem wypowiedzenia miało być ,nieobyczajne zachowanie, wywołujące zgorszenie u innych sąsiadów".

Magdalena Rusakiewcz

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)