"Respublika" o "zmasowanym ataku" Polski na Białoruś
Dziennik "Respublika", organ rządu
białoruskiego, oskarżył Polskę o "zmasowany atak" na
Białoruś. Ocenił też, że polska gospodarka znajduje się na skraju
przepaści.
18.01.2006 | aktual.: 18.01.2006 10:45
Według gazety, polskie władze "nadmiernie zaczęły się troszczyć o sytuację na Białorusi wiosną 2005 roku, gdy za podpowiedzią Waszyngtonu" zrezygnowały z polityki 'dwóch dróg'", czyli jednoczesnego utrzymywania kontaktów z władzami i opozycją.
Pretekstem dla Warszawy - jak twierdzi dziennik - stał się Związek Polaków na Białorusi. Gdy władze białoruskie nie uznały wybranego na "nieprawomocnym zjeździe" kierownictwa ZPB, "zaczął się zmasowany atak" na Białoruś" ze strony polskich organizacji, dyplomatów, polityków i mediów - czytamy w artykule. W rezultacie starań Warszawy Unia Europejska i USA "wystąpiły z poparciem polskich pretensji".
"Respublika" podkreśla, że "jeszcze jednym pretekstem do nasilania histerii i przekleństw pod adresem 'wschodnich agresorów'" były w Polsce obchody 85. rocznicy "cudu nad Wisłą", w wyniku którego polskie wojska "okupowały Zachodnią Ukrainę i Zachodnią Białoruś".
Wspominając o działaniach Polski zmierzających do utworzenia radia nadającego po białorusku na Białoruś, gazeta ocenia, że polski rząd, "szczodrze subsydiuje propagandę, mającą na celu ingerencję w sprawy wewnętrzne sąsiedniego państwa". Według dziennika próbuje przy tym naciągnąć "gospodarzy zza oceanu na dodatkowe pieniądze" służące poparciu "pomarańczowej reolucji".
"Respublika" radzi Warszawie, by zajmowała się "swoim domem". Cytuje podobne słowa prezydenta Rosji Władimira Putina, który wypomniał Polsce, że ma 20-procentowe bezrobocie i ponad 100 mld euro długu. "Jednak polskie władze myślą raczej nie o swoim domu, lecz o tym, jak po raz kolejny rewolucyjnie 'obdarzyć' sąsiadów" - komentuje białoruski dziennik.
W jego ocenie, Polsce grozi krach gospodarczy. "Środki przeznaczane na wojnę psychologiczną i wszelkie radia, nie mówiąc już o pomocy ekonomicznej USA, są niezbędne do życia samym Polakom, bo ich kraj znajduje się na krawędzi ekonomicznej przepaści" - pisze.
"Z Polski chcieli zrobić przykład dla Rosji, Ukrainy i Białorusi. Przykład okazał się jednak nieudany" - dodaje, informując, że od 1997 roku polska gospodarka "weszła w kryzys systemowy", bezrobocie sięgnęło 20 proc., a to doprowadziło do wzrostu napięcia społecznego.
"Respublika podkreśla, że "w okresie liberalnych reform" zadłużenie zagraniczne Polski wzrosło siedmiokrotnie, a wielu ekonomistów ostrzega, iż "strategia reform opartych na rekomendacjach Międzynarodowego Funduszu Walutowego prowadzi do 'latynoamerykanizacji' kraju".
Zaznacza, że Zachód "wziął pod kontrolę 70% polskiego kapitału bankowego", a polskie władze ograniczyły handel ze Wschodem, "kierując się rusofobią w polityce zagranicznej".
Dziennik dowodzi też, że nieprawdziwe są informacje o "słynnych 400-dolarowych płacach" w Polsce. Według "Respubliki", takie wynagrodzenie dostają jedynie "nieliczni szczęśliwcy, którzy mają pracę, w tym sezonową i tymczasową, i to przede wszystkim w Warszawie".
Na prowincji tymczasem ludzie "miejscami wrócili do średniowiecza". Jak twierdzi dziennik, wielu polskich robotników zgadza się pracować za jedną czwartą tej sumy, choć "rozumie się, że do żadnej statystyki nie trafiają".
"Respublika" przytacza też dane na temat przestępczości w Polsce oraz sondaże świadczące, że kraj przeżywa kryzys zaufania do władzy i polityków.
Bożena Kuzawińska