Reperkusje rzutu butami w prezydenta Busha
Rzut butami w prezydenta USA George'a W. Busha, którymi cisnął iracki dziennikarz,
doprowadził do chaosu w irackim parlamencie. Echa incydentu z niedzielnej konferencji prasowej nie milkną w świecie arabskim.
29-letni iracki dziennikarz Muntadar as-Zeidi, który cisnął butami w Busha, od niedzieli przebywa w więzieniu. Zwolennicy radykalnego szyickiego duchownego Muktady as-Sadra, a także inne szyickie oraz sunnickie ugrupowania demonstrują, domagając się jego zwolnienia. W sunnickiej dzielnicy Bagdadu demonstrowało środę około 1500 osób.
Zwolennicy as-Sadra przerwali posiedzenie parlamentu w sprawie rezolucji wzywającej wszystkie nieamerykańskie wojska do opuszczenia do końca czerwca Iraku. Deputowani przekrzykiwali się, czy dziennikarza zwolnić z więzienia, czy pozostawić sprawę sądowi. Przewodniczący Mahmud al-Maszhadani wykrzyknął w końcu: "Żaden honor z przewodzenia temu parlamentowi, ogłaszam rezygnację".
Przedstawiciel jego biura powiedział, że nie ma pewności, czy zapowiedź dymisji jest całkiem serio. Lecz nawet gdyby do niej doszło, nie zachwieje to rządem Nuriego al-Malikiego - oceniają agencje prasowe.
Sam premier jest wzburzony wyczynem Zeidiego. Wyznał, że czuje się osobiście upokorzony ze względu na naruszenie ważnego dla Arabów prawa gościnności. Dziennikarz, ciskając butami w Busha, krzyknął po arabsku: "Masz, psie, na pożegnanie". Ciśnięcie w kogoś butem, jak i nazwanie psem, w świecie arabskim jest wyrazem głębokiej pogardy.
W Waszyngtonie rzecznik Departamentu Stanu USA Robert Wood powiedział, że decyzja, co zrobić z Zeidim, należy do Irakijczyków.
W środę Zeidiego odwiedził sędzia - poinformował brat dziennikarza, Dhargham. Według niego Muntadar jest zbyt poważnie ranny, by stawić się w sądzie. Przebywa w szpitalu Ibn Sina (Awicenny) kontrolowanym przez Amerykanów. Rodzina twierdzi, że ma złamaną rękę i inne obrażenia, jakich doznał od funkcjonariuszy irackich sił bezpieczeństwa.
Za obrazę głowy obcego państwa grozi od dwóch do siedmiu lat więzienia. Według rzecznika rady sądowej w Iraku, Zeidiemu może grozić jednak nawet 15 lat.
Chęć obrony go wyraziło do środy ponad tysiąc prawników - powiedział jego adwokat, szef stowarzyszenia irackiej palestry Dhia al-Saadi.
Według szyickiego posła Baaha al-Aradżiego, Zeidi wyjdzie w najbliższych dniach za kaucją.
Przedstawiciel w Syrii najwyższego irańskiego ajatollaha Alego Chameneiego pochwalił - jak doniosła oficjalna irańska agencja IRNA - "ważny i historyczny" czyn Zeidiego. "Od islamskiej rewolucji w Iranie Ameryka terroryzuje innych według woli i nikt by nie przypuszczał, że kiedyś dziennikarz ciśnie butem w prezydenta światowego mocarstwa" - powiedział Hosejni w jednym z syryjskich meczetów. W Iraku z niezapowiedzianą wizytą przebywał brytyjski premier Gordon Brown. By uniknąć powtórki incydentu, konferencji prasowej Browna i Malikiego towarzyszyły ścisłe środki ostrożności. Nikogo o zdejmowanie butów przed wejściem na salę jednak nie proszono. Do incydentu żartobliwie nawiązał sam Brown, który odwiedził też brytyjskich żołnierzy w Basrze. Poprosił ich o zdjęcie butów, tłumacząc, że nie chce stać się ofiarą "ulubionej gry Irakijczyków".
W stolicy Libanu Bejrucie studenci uniwersytetu urządzili dla Zeidiego wiec poparcia. Najpierw ciskali butami w kukłę, na którą naklejono zdjęcie Busha, a następnie ją spalili.
Około 150 pakistańskich dziennikarzy manifestowało w Lahaurze przeciwko zatrzymaniu Zeidiego. W innej manifestacji, na południu Pakistanu w Karaczi, protestujący nieśli atrapę buta długości trzech metrów, ozdobioną napisami: "Dla Busha z wyrazami miłości" i "Jesteśmy z tobą, Muntadarze". "Cały muzułmański świat jest z tobą" - wykrzykiwali.
Kapitał na geście Zeidiego usiłują zbić szewcy, przypisując sobie produkcję butów, które omal nie trafiły w głowę prezydenta USA. Wątpliwości rozwiał jeden z braci Zeidi, stwierdzając, że buty nie są "ani chińskie, ani tureckie, tylko na 100% zrobione w Iraku".
Według tureckiej gazety "Yeni Safak" takie buty produkuje turecki biznesman Ramazan Baydan. Na pierwszej stronie gazeta zamieściła zdjęcie tego modelu obuwia z podpisem "Made in Turkey." Zdaniem Baydana na ten model od czasu incydentu liczba zamówień wzrosła już o 100 procent. Baydan powiedział też, że gdyby buty nawet trafiły Busha w głowę, nie zrobiłyby mu krzywdy - tak są miękkie.
Z kolei libańska gazeta "as-Safir" zamieściła całostronicowe zdjęcie Zeidiego, który w listopadzie odwiedził Bejrut, z podpisem: "Czy kupił te buty w Bejrucie?".
Zeidi w wielu krajach wyrósł na ludowego bohatera. Pewien Egipcjanin ogłosił, że da mu swoją córkę na żonę. 20-letnia Amal Saad Gumaa, studiująca na wydziale medycznym uniwersytetu Minja, zgadza się. - Byłby to dla mnie zaszczyt - powiedziała.
Przywódca Wenezueli Hugo Chavez we wtorek ocenił, że iracki dziennikarz działał w imieniu rodaków, ciskając w Busha butami. Powiedział, że nie pochwala rzucania butami w ludzi, lecz jego zdaniem trzeba pamiętać, że to Bush przyniósł do Iraku "bomby, śmierć i zniszczenie". Zmodyfikował też wcześniejszą wypowiedź, w której pochwalił odwagę dziennikarza, który jednak chybił. W poniedziałek mówił, że to Bush "może sobie pogratulować", ponieważ nadal "ma refleks".