Rekordowe mrozy na Białorusi
Na Białoruś dotarła fala rekordowych, 30-stopniowych mrozów. Zamknięto szkoły, służby komunalne walczą z
awariami. Mimo ostrzeżeń lekarzy są już pierwsze ofiary: 4
osoby poniosły śmierć z wychłodzenia, a kilkadziesiąt przyjęto do
szpitali z odmrożeniami.
21.01.2006 | aktual.: 21.01.2006 15:52
Wbrew pierwotnym zapowiedziom synoptyków w sobotę słupek rtęci nie zaczął się podnosić, a przeciwnie - zapewne opadnie jeszcze niżej. Przenikający chłód ma trzymać do połowy przyszłego tygodnia.
W Mińsku termometr pokazywał w sobotę rano minus 26 stopni Celsjusza, w nocy było kilka stopni zimniej. Takich mrozów nie notowano w stolicy Białorusi od 1907 roku. Gorzej było na wschodzie kraju: w obwodzie witebskim temperatura spadła do minus 36 stopni. Meteorolodzy pocieszają, że nie był to jeszcze absolutny rekord, który padł w 1940 roku, gdy zarejestrowano minus 39 stopni.
Na specjalnej naradzie prezydent Aleksander Łukaszenka zobowiązał w piątek ministrów, by zapewnili ludziom ciepło i prąd. Decyzją szefa państwa przeniesiono o tydzień, na 28 stycznia, sobotę roboczą.
Służby komunalne walczą z awariami wodociągów i linii energetycznych, które pękają od niskiej temperatury. Sieć ciepłownicza pracuje pełną parą, w wielu regionach przechodząc na rezerwy paliwowe. Władze zapewniają, że sytuacja jest pod kontrolą.
W Ministerstwie Oświaty utworzono sztab operacyjny, odwołano lekcje dla dzieci z najmłodszych klas, najpierw tam, gdzie temperatura spadła poniżej minus 25 stopni Celsjusza, a więc w Mińsku, w obwodach grodzieńskim, witebskim i mohylowskim. Opustoszały targowiska organizowane na otwartych placach, bo kupcy nie wytrzymali zimna.
Władze medyczne poinformowały o czterech ofiarach śmiertelnych mrozu: trzy osoby zamarzły w obwodzie witebskim, a jedna w Mińsku. W samej stolicy do szpitali przyjęto z odmrożeniami ponad 40 osób, czyli tyle, ile przez całą zeszłą zimę. Blisko 80 proc. z nich była w stanie wskazującym na spożycie alkoholu.
W całym kraju postawiono w stan gotowości milicję, na pomoc potrzebującym przygotowały się jednostki remontowe wojska. W urzędzie miejskim w Mińsku uruchomiono "gorącą linię", gdzie można zgłaszać problemy spowodowane przez zimę. Brygady Ministerstwa ds. Sytuacji Nadzwyczajnych interweniowały już wielokrotnie, najczęściej ratując kierowców, którym samochody odmówiły w trasie posłuszeństwa.
Większość zmotoryzowanych w ogóle nie ruszyła spod domu, bo auta najzwyczajniej zamarzły i nie zapaliły. Stąd większy niż zwykle tłok na przystankach i mniejszy ruch na drogach w kraju. Choć ludzie starają się unikać podróży i w miarę możliwości nie opuszczać mieszkań, pogotowie drogowe ma pełne ręce roboty.
Zamarzają też ciężarówki i autobusy, pasażerowie w pociągach nie zdejmują palt i czapek. Najbardziej odpornym środkiem komunikacji miejskiej okazały się trolejbusy, jeśli nie liczyć stołecznego metra, które przewozi jedną piątą pasażerów więcej niż zazwyczaj, czyli ponad milion dziennie.
Pojawiły się też problemy z bankomatami, których jedna piąta przestała pracować na mrozie, bo zamarzły im drukarki. We znaki dały się też kłopoty z telefonami komórkowymi, które - jak się okazuje - w tak ekstremalnych warunkach należy trzymać blisko ciała.
Kłopoty mają ogrody zoologiczne. W Grodnie zwierzętom o jedną trzecią zwiększono racje żywnościowe, w Witebsku lwa ogrzewa się piecykiem, a w Mińsku najbardziej mróz odczuwają podobno dozorcy, którzy nie mogą przerwać pracy.
Lekarze pocieszają, że jest też dobra strona trzaskających mrozów: mogą one opóźnić nadejście epidemii grypy, bo ograniczają kontakty między ludźmi i przekazywanie wirusa.
Bożena Kuzawińska