Rekordowa frekwencja w wyborach przedterminowych na Białorusi
Aż 36,05 proc. uprawnionych do głosowania Białorusinów wzięło udział w głosowaniu przedterminowym w wyborach prezydenckich, które trwało od wtorku - podała Centralna Komisja Wyborcza. To rekordowy odsetek.
Wybory prezydenckie rozpoczęły się w niedzielę rano. Przez najbliższe 12 godzin będzie otwartych ponad 6 tysięcy lokali wyborczych. Białorusini idący głosować mówią, że robią to z obywatelskiego obowiązku. "Wybieramy nie tyle szefa państwa, co przyszłość naszego kraju. Chcę, aby na Białorusi był pokój i spokój. Głosowanie jest obowiązkiem każdego z nas" - mówi jeden z mieszkańców Mińska.
W wyborach uczestniczy czworo kandydatów. Ich faworytem jest pierwszy w historii i na razie jedyny prezydent - Aleksander Łukaszenka. Zapewne wygra on w głosowaniu zdecydowaną przewagą głosów, już w pierwszej turze.
Wybory poprzedziło pięciodniowe głosowanie przedterminowe, w którym uczestniczyła jedna trzecia wyborców. Według CKW jest to zgodne z międzynarodową praktyką i pozwala zwiększyć frekwencję - białoruskie prawo nie przewiduje bowiem głosowania poza miejscem zamieszkania. Według obrońców praw człowieka ułatwia to fałszerstwa wyborcze.
- Co wybory widzimy jedno i to samo: dobrowolno-przymusowe głosowanie przedterminowe pewnych kategorii wyborców: to studenci, mieszkańcy internatów i pracownicy firm państwowych - oświadczył w sobotę w Radiu Swaboda wiceszef Centrum Praw Człowieka "Wiasna" Walancin Stefanowicz.
Dodał, że obserwatorzy w dni głosowania przedterminowego od godziny 19 do otwarcia lokali nazajutrz nie mogą nadzorować, co się dzieje z głosami. "Pokoje komisji wyborczych są zamykane, zostają tam funkcjonariusze milicji i co się dzieje - nikt nie wie" - zaznaczył.
Koordynator niezależnej kampanii "Prawo wyboru" Dzianis Sadouski ocenił, że właśnie dlatego władze nie włączają do komisji przedstawicieli partii demokratycznych. "Wykryte nieprawidłowości świadczą o tym, że członkowie komisji wyborczych sztucznie zawyżają frekwencję i dochodzi do dorzucania głosów" - powiedział.
W wyborach startuje czworo kandydatów: urzędujący prezydent Alaksandr Łukaszenka, przedstawicielka opozycji, działaczka kampanii "Mów Prawdę!" Tacciana Karatkiewicz, szef uważanej za lojalną wobec reżimu Łukaszenki Partii Liberalno-Demokratycznej Siarhiej Hajdukiewicz oraz naczelny ataman Białoruskiego Kozactwa i szef Białoruskiej Partii Patriotycznej Mikałaj Ułachowicz.
W badaniu niezależnego ośrodka NISEPI 45,7 proc. ankietowanych zadeklarowało chęć zagłosowania na Łukaszenkę, na Karatkiewicz 17,9 proc. ankietowanych, na Hajdukiewicza 11,4 proc., a na Ułachowicza - 3,6 proc.