"Ręka Tuska" nad kampanią PiS. Obóz władzy nie cofa się nawet o krok
Metoda PiS na koniec kampanii jest prosta: jeśli w ciebie uderzają, uderzaj dwa razy mocniej. Nigdy się nie tłumacz, za wszystko obwiniaj opozycję. A jeśli masz w rządzie aferę, przekonuj, że to nie twoja afera, tylko Tuska. - I wykorzystuj każdy jego błąd - dopowiada rozmówca z PiS.
Tak partia rządząca działa od początku kampanii i tak też będzie do wyborów.
Afera wizowa? "To afera Platformy"
Gdy media i politycy opozycji ujawnili tzw. aferę wizową w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, partia rządząca niemal natychmiast przeszła do kontrofensywy.
O aferę wizową oskarżyła... Platformę Obywatelską. Bo dwóch szeregowych polityków tej partii miało poręczyć finansowo za aktywistkę, która pomagała przeprowadzać migrantów przez granicę z Białorusią.
A poza tym - jak od lat podkreśla PiS - to Donald Tusk był przecież "zwolennikiem przymusowej relokacji".
I mimo że aferą wizową w MSZ zajęła się prokuratura, służby podległe PiS, a interweniować mieli nawet Amerykanie (o dymisji w MSZ i aresztach dla osób powiązanych z władzą nie wspominając), politycy PiS nie przyznawali się do błędu. Twierdzili, że afera jest wymysłem mediów i opozycji, a jeśli już mówimy o jakiejkolwiek aferze, to w szeregach Platformy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak w kampanii rezonuje ta sprawa dzisiaj? Niemal wcale. PiS-owi - przy wsparciu kontrolowanej przez Nowogrodzką telewizji publicznej - udało się odgrodzić swoich wyborców od niewygodnych informacji na ten temat i sprawić, że temat setek tysięcy wiz wydanych obcokrajowcom nie zaszkodził władzy przed wyborami.
PiS ma to nawet (podobno) przebadane: afera wizowa nie zdemobilizowała i nie zniechęciła do głosowania na PiS nawet odsetka dotychczasowych wyborców. Owszem, mogła zmobilizować wyborców antyrządowych, ale nie wpłynęła na sympatie już wcześniej zadeklarowanych zwolenników obozu władzy - twierdzą ludzie pracujący przy kampanii PiS.
Dla tych wyborców wciąż podział jest jasny: rządy PiS to blokada dla nielegalnych migrantów, a rządy obecnej opozycji to otwarcie dla nich granic. Twardych zwolenników PiS żadne niuanse w tej sprawie nie przekonują.
Dlaczego o tym przypominamy? Bo według naszych informacji polityka migracyjna ma wciąż dominować w przekazie kampanii obozu władzy i związanych z władzą mediów.
PiS: to Tusk stoi za "buntem" generałów
Podobny schemat - "odwracania narracji" - jest wykorzystywany przy innych kryzysach.
W wyniku sporu z kierownictwem Ministerstwa Obrony Narodowej, przede wszystkim z Mariuszem Błaszczakiem, rezygnację złożyło w tym tygodniu dwóch najważniejszych polskich generałów.
Informacja o tym wstrząsnęła wszystkimi i - jak pisaliśmy w Wirtualnej Polsce - zaskoczyła polityków PiS, w tym członków sztabu wyborczego partii Jarosława Kaczyńskiego.
Dlatego też osoby decyzyjne w telewizji publicznej - która nazywana jest "medialnym sztabem PiS" - były na łączach z przedstawicielami obozu rządzącej. W ciągu pierwszych kilkudziesięciu minut od ujawnienia informacji o dymisji generałów przez dziennik "Rzeczpospolita", na szczytach władzy ustalano przekaz w tej sprawie.
Przez ten czas czekająca na dyspozycję z "góry" TVP w ogóle nie informowała o zdarzeniu, które wstrząsnęło nie tylko opinią publiczną w Polsce, ale również stało się jednym z ważniejszych tematów w mediach zagranicznych.
Sytuacja wyklarowała się po kilku godzinach. A dobę po dymisjach jest już całkowicie jasna. Generałowie Andrzejczak i Piotrowski są - w przekazie PiS - wiedzeni przez Donalda Tuska, który chce zdestabilizować polskie państwo. To szef PO - jak przekonywał podczas środowego oświadczenia premier Mateusz Morawiecki - "dokonał żałosnej inscenizacji, próbując uderzyć w stabilność polskiej armii".
Taka jest oficjalna narracja PiS na kilkadziesiąt godzin przed ciszą wyborczą. I taka pozostanie.
Polityk działający przy kampanii tłumaczy: - Po dymisjach Andrzejczaka i Piotrowskiego obawialiśmy się na poważnie, że to uderzy w naszą kampanię. Ale z pomocą przyszedł nam Tusk, który już zaczął grać tym politycznie i nadział się na minę, rozsiewając fake newsy o kolejnych dymisjach "dziesięciu generałów". Popełnił poważny błąd, podpalił się, a my to wykorzystaliśmy.
Kto na to wpadł? Sztab partii rządzącej wespół z Kancelarią Premiera. To m.in. ludzie Mateusza Morawieckiego stwierdzili, że najskuteczniejszym sposobem na "odwrócenie narracji" po wstrząsie w polskiej armii będzie przekonywanie opinii publicznej, że dymisje generałów są skutkiem przegranej przez Donalda Tuska debaty wyborczej organizowanej przez TVP.
- Dla wyborców przekaz jest jasny: zachowanie generałów jest polityczne, nieodpowiedzialne i destabilizujące państwo. Zachowanie Tuska tylko utwierdza w tym przekonaniu - przekonuje rozmówca z Nowogrodzkiej.
Kto w ten przekaz ma uwierzyć? Przede wszystkim zwolennicy PiS. Ale nasz rozmówca zbliżony do sztabu wyborczego przekonuje nas, że zachowanie wojskowych nie spodoba się także dużej części wyborców nieprzychylnych formacji Jarosława Kaczyńskiego.
Dlaczego? - Bo rezygnacja generałów Andrzejczaka i Piotrowskiego wygląda jak jakaś zemsta na rządzie, a już ich milczenie o powodach ich decyzji jest zupełnie niezrozumiałe. Ludzie widzą, że w takim momencie, gdy trwa wojna w Ukrainie i Izraelu, a za pasem w Polsce są wybory, bunt wojskowych wygląda na jakąś dywersję, jak zachowanie antypaństwowe - twierdzi czołowy przedstawiciel koalicji rządzącej, proszący o anonimowość.
Taka też opowieść o wydarzeniach z ostatniej doby ma dominować w rządowej narracji.
Najnowsze doniesienia jednak nieco tą narracją chwieją. Jak ustaliła Wirtualna Polska, nie tylko gen. Rajmund Andrzejczak i gen. Tomasz Piotrowski złożyli wypowiedzenie ze stosunku służbowego w polskiej armii. Okazuje się, że w okresie od 1 do 10 października zrobiło to 11 żołnierzy zawodowych w Dowództwie Generalnym Rodzajów Sił Zbrojnych. Otrzymaliśmy oficjalne potwierdzenie.
Ministerstwo Obrony Narodowej podkreśliło, że nie chodzi o rezygnacje "wysokich rangą oficerów", jak przekonywał Donald Tusk na konferencji prasowej we wtorek. Dlatego stwierdzenia szefa PO resort Mariusza Błaszczaka określił jako "fake newsy".
Po rezygnacjach gen. Andrzejczaka i gen. Piotrowskiego Kancelaria Prezydenta we współpracy z rządem zaczęła gasić pożar. Zaangażował się w to sam prezydent, który wcześniej bronił dowódców. Srogo się jednak na nich zawiódł.
Nowym Szefem Sztabu Generalnego WP został dotychczasowy Dowódca Generalny Rodzajów Sił Zbrojnych generał Wiesław Kukuła, a dotychczasowy dowódca Wojsk Obrony Terytorialnej - generał Maciej Klisz - został Dowódcą Operacyjnym Rodzajów Sił Zbrojnych.
- Celem było powołanie ich w ciągu maksymalnie kilku godzin. Dzięki temu opanowaliśmy sytuację i wysłaliśmy sygnał, że wszystko jest pod kontrolą - mówi polityk PiS.
Kampania wokół Tuska
Ostatnie kilkadziesiąt godzin kampanii w wykonaniu obozu władzy będzie polegać na utwardzaniu przekazu i kontynuowaniu obranego już kierunku na mobilizację wyborców prawicy. Zdaniem naszych rozmówców z PiS żadnych subtelności i prób walki o wyborców "centrowych" (umiarkowanych) nie należy się spodziewać. W kampanii nie pojawią się też żadne nowe propozycje programowe - nie ma na to czasu.
- Nasz program promowaliśmy przez kilka tygodni. Wyborcy wiedzą, czego się po nas spodziewać i co im oferujemy - tłumaczy polityk PiS.
Na wyniku wyborów 15 października mogą w większym stopniu zaważyć emocje niż chłodna kalkulacja. Jeśli chodzi o te pierwsze, to głównym punktem odniesienia w kampanii negatywnej PiS ma być nadal Donald Tusk, a dominującym tematem będzie "bezpieczeństwo".
Obóz władzy nie zamierza się cofać ani o krok. O defensywie nie ma mowy. Im bardziej PiS będzie atakowane przez opozycję i krytykowane przez media za chaos w armii czy problemy z wizami, tym bardziej rządzący będą przekonywać, że to Platforma, z Tuskiem na czele, rozbrajała polskie wojsko i chciała otworzyć granice naszego kraju dla nielegalnych migrantów.
Planowane są w tym kontekście m.in. kolejne wystąpienia ministra Błaszczaka czy premiera Morawieckiego. Spodziewana jest także aktywność innych ministrów. Przekaz: PiS to spokój i bezpieczeństwo, opozycja to chaos i awantury.
I nie ma znaczenia fakt, że połowa mijającej kadencji przebiegała w cieniu międzyresortowych sporów i ostrych konfliktów premiera Mateusza Morawieckiego i ministra Zbigniewa Ziobry (nie bez udziału prezydenta Dudy), czego skutkiem jest m.in. brak Krajowego Planu Odbudowy czy wstrzymana reforma sądownictwa. Ważne jest to, co PiS próbuje narzucić dziś: że to rządy KO oznaczają bałagan i kłótnie.
To wszystko zgodnie z zasadą granego przez Jarosława Jakimowicza "Cichego" z filmu "Młode Wilki": nigdy się nie przyznawaj. A jak cię złapią za rękę, mów, że to ręka Tuska.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl