Raport komisji hazardowej natychmiast trafi do marszałka
Szef komisji śledczej badającej tzw. aferę hazardową Mirosław Sekuła zapowiedział, że jeszcze w piątek podpisze raport z prac śledczych wraz z dołączonymi do niego czterema zdaniami odrębnymi i przekaże dokumenty marszałkowi sejmu Grzegorzowi Schetynie. Tymczasem Beata Kempa i Andrzej Dera, posłowie PiS zasiadający w komisji, zawarli w załączniku do zdania odrębnego do raportu zawiadomienie do prokuratury, w którym są zarzuty wobec premiera Donalda Tuska i szefa jego kancelarii Tomasza Arabskiego.
06.08.2010 | aktual.: 06.08.2010 17:28
Jedno ze zdań odrębnych, które zostaną dołączone do sprawozdania komisji śledczej, przygotował sam Sekuła z Jarosławem Urbaniakiem (PO). Jak mówił dziennikarzom przewodniczący, 290-stronicowe zdanie odrębne jest nieco zmodyfikowaną wersją projektu raportu, który wcześniej przedłożył komisji. Dodał, że uwzględnił w nim jednak niektóre poprawki, które zostały przyjęte podczas środowego posiedzenia.
Sekuła powiedział, że nie uwzględnił tych poprawek, które, jego zdaniem, "zrywały spójność sprawozdania" , bo były za płytkie lub nie opierały się na ustaleniach komisji. - Jestem przekonany, że to zdanie odrębne oddaje nasz punkt widzenia na sprawę badaną przez komisję - ocenił.
Sekuła i Urbaniak przywrócili m.in. usunięty z raportu, w wyniku przyjętych poprawek, fragment, w którym komisja uznała, że "całokształt postępowania Mariusza Kamińskiego (...) miał na celu dyskredytację premiera Donalda Tuska". Napisali w nim też ponownie, że źródłem przecieku o akcji CBA, nie była kancelaria premiera, ale właśnie CBA.
Sekuła w projekcie raportu, nad którym pracowała komisja, uznał m.in., że w sprawie tzw. afery hazardowej nie ma podstaw do zawiadomienia prokuratury, choć ocenił, że Zbigniew Chlebowski łamał standardy poselskie i - jak napisał - komisja "nie daje wiary" słowom Mirosława Drzewieckiego.
Z kolei w wersji ostatecznie przyjętej przez śledczych można przeczytać, że choć politycy PO nie brali udziału w nielegalnym lobbingu ws. ustawy hazardowej to ich zeznania są momentami mało wiarygodne. Według raportu, źródłem przecieku o akcji CBA mogło być zarówno Biuro, jak i kancelaria premiera.
Zdanie odrębne posłów PiS
Posłowie PiS zasiadający w komisji hazardowej, Beata Kempa i Andrzej Dera napisali z kolei w swoim zdaniu odrębnym, że podczas prac nad nowelizacją ustawy o grach i zakładach wzajemnych, w okresie od lipca 2008 r. do października 2009 r., miał miejsce bezprawny lobbing.
"Działania o takim pozaprawnym charakterze prowadziły dwie osoby związane z rynkiem hazardowym w Polsce - Ryszard Sobiesiak i Jan Kosek, wiceprezes Związku Pracodawców Prowadzących Gry Losowe i Zakłady Wzajemne" - podkreślili w swoim podsumowaniu prac hazardowej komisji śledczej posłowie PiS Beata Kempa i Andrzej Dera.
Posłowie PiS napisali, że była afera hazardowa, a do odpowiedzialności karnej powinni zostać pociągnięci Zbigniew Chlebowski i Mirosław Drzewiecki. Dera i Kempa podkreślili, że postępowanie tych polityków na rzecz Sobiesiaka i Koska było działaniem w celu przysporzenia im korzyści majątkowej, a tym samym umniejszenia wpływów do budżetu państwa.
Drzewieckiemu wytknięto, że jego zachowanie obliczone było na zabezpieczenie interesów Sobiesiaka i Koska, a nie ekonomicznego interesu państwa. W dokumencie zaznaczono, że polecenie przygotowania, a następnie podpisanie i skierowanie na ręce wiceministra finansów Jacka Kapicy pisma z dnia 30 czerwca 2009 r. (wycofanie się z dopłat) należy uznać za działanie na szkodę interesu publicznego.
"W tym też zakresie minister Drzewiecki dopuścił się co najmniej niedopełnienia swoich służbowych obowiązków, a tym samym swoim zachowaniem wyczerpał znamiona ustawowe przestępstwa nadużycia władzy" - ocenili posłowie PiS.
Jak podkreślili, w przedsięwzięciach, które Sobiesiak i Kosek podejmowali w ramach swojej bezprawnej działalności lobbingowej, pomagał im wydatnie Chlebowski. "Niektóre zachowania Chlebowskiego, w tym stwierdzenia wypowiadane przez niego w trakcie rozmów telefonicznych prowadzonych z R. Sobiesiakiem, pozwalają uznać, że mamy do czynienia z podejrzeniem popełnienia przez Z. Chlebowskiego przestępstwa nadużycia władzy" - napisali w zdaniu odrębnym posłowie PiS.
W dokumencie czytamy też, że przeciek o akcji mógł przede wszystkim nastąpić z Kancelarii Premiera. Zdaniem Kempy do przecieku doszło w następującej sekwencji: Mariusz Kamiński - Donald Tusk - Mirosław Drzewiecki - Marcin Rosół - Magdalena Sobiesiak - Ryszard Sobiesiak. "Była tu jednak duża nieostrożność premiera w postępowaniu i obejściu z tym materiałem" - podkreśliła posłanka.
Politycy PiS nie stawiają jednak żadnych wniosków w sprawie Chlebowskiego, gdyż - jak zaznaczają - prokuratura już prowadzi w jego sprawie postępowanie. Kempa powiedziała, że w zdaniu odrębnym jedynie sugerują, aby prokuratura przeanalizowała zeznania Chlebowskiego pod kątem poświadczenia nieprawdy.
W "raporcie" posłów PiS znalazł się także spis uchybień, których - ich zdaniem - dopuścił się przewodniczący komisji Mirosław Sekuła.
Zawiadomienie prokuratury ws. Tuska i Arabskiego
Posłowi PiS zawarli także w załączniku do zdania odrębnego zawiadomienie do prokuratury, w którym są zarzuty wobec premiera Donalda Tuska i szefa jego kancelarii Tomasza Arabskiego.
Politycy zarzucają premierowi i szefowi jego kancelarii, że "dopuścili się przestępstwa nadużycia władzy poprzez przekroczenie uprawnień i niedopełnienie obowiązków". W uzasadnieniu do zawiadomienia podkreślili, że szef kancelarii premiera mimo braku kompetencji (podstawy prawnej) wydał zarządzenie dotyczące zadań osób zajmujących kierownicza stanowiska państwowe w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
Chodzi o uprawnienia, jakie Arabski przyznał sekretarzowi Kolegium ds. Służb Specjalnych Jackowi Cichockiemu. Szef kancelarii premiera w swoim zarządzeniu napisał, że Cichocki wykonuje "w szczególności zadania związane z realizowanymi przez Kancelarię Prezesa Rady Ministrów kompetencjami Prezesa Rady Ministrów dotyczącymi nadzoru i koordynacji działalności ABW, AW, CBA, SKW i SWW". Zdaniem posłów PiS, nie miał on do tego prawa.
Posłowie zwrócili uwagę, że takie działanie było w pewnym sensie wypełnieniem "luki", wynikającej z braku stosownych regulacji, których wydanie było obowiązkiem premiera Donalda Tuska.