Rakiety Patriot dla Polski. Wybraliśmy system obrony powietrznej, którego jeszcze... nie ma
Wiele wskazuje na to, że o wyborze rakiet Patriot zadecydowały względy polityczne. Ale ważniejsze wydaje się, że kupiliśmy wersję systemu, której jeszcze nie ma i nie jest pewne, czy powstanie na czas.
22.04.2015 | aktual.: 22.04.2015 16:46
Program obrony powietrznej średniego zasięgu "Wisła" to kluczowy i najdroższy komponent zainicjowanej w 2011 roku przez prezydenta Bronisława Komorowskiego polskiej tarczy antyrakietowej. To największe przedsięwzięcie zbrojeniowe w historii III RP, przyćmiewające nawet zakup myśliwców F-16. Do 2023 roku planujemy przeznaczyć na nią 26,5 mld zł. Gros tych środków pochłonie właśnie "Wisła".
Obrona nieba znajduje się na samym szczycie priorytetów modernizacji polskich sił zbrojnych i nie ma w tym wielkiej filozofii, ponieważ jest to pięta achillesowa naszej armii. Posiadane przez nas systemy przeciwlotnicze pamiętają jeszcze czasy Układu Warszawskiego, natomiast wobec ataku pociskami manewrującymi lub balistycznymi jesteśmy całkowicie bezbronni. Teraz ma to się zmienić.
Wybraliśmy system, którego... nie ma
Od momentu ogłoszenia postępowania na zakup systemu "Wisła", nasz kraj stał się polem rywalizacji wielkich koncernów i wspierających ich rządów. Wart miliardy dolarów polski kontrakt był łakomym kąskiem na wyposzczonym zachodnimi cięciami rynku zbrojeniowym. Nie powinno zatem dziwić, że do pierwszego dialogu technicznego zgłosiło się aż 14 podmiotów. Do finału MON ostatecznie dopuścił dwóch wielkich graczy - amerykański koncern Raytheon, który zaoferował znany i powszechnie używany system Patriot, oraz konsorcjum Eurosam (francuskie firmy MBDA i Thales) z systemem SAMP/T.
O tym, że ostatecznie polski rząd postawi na ofertę amerykańską, w kuluarach mówiło się od co najmniej kilku tygodni. Pojawiły się też głosy, że z powodu kalendarza politycznego decyzja zostanie ogłoszona niedługo przed wyborami prezydenckimi, by Bronisław Komorowski mógł ogrzać się w blasku tego sukcesu. Jeżeli rzeczywiście wmieszano bieżące rozgrywki polityczne w sprawy obronności, to ocena tego może być wyłącznie negatywna. Z drugiej strony, w roku wyborów prezydenckich i parlamentarnych każdy moment ogłoszenia takiej decyzji zostałby odebrany jako element kampanii wyborczej.
Tak czy inaczej, zgodnie z przewidywaniami, trzy tygodnie przed pójściem do urn oficjalnie ogłoszono, że wybór padł na Patrioty. Szkopuł w tym, że wersja, na jaką się zdecydowaliśmy, jeszcze nie powstała. - Wybieramy Patriot Next Generation (Nowa Generacja), czyli system, którego tak naprawdę nie ma. A jednym z polskich wymagań było to, że ma być on gotowy operacyjnie. Z tego powodu wcześniej odrzucono, również w dużej części amerykański, system MEADS, który jest gotowy w 85-90 proc. i został opracowany w celu usunięcia wad systemu Patriot - mówi dla Wirtualnej Polski Maksymilian Dura z portalu Defence24.pl.
Docelowo Patriot NG ma cechować się m.in. sieciocentrycznym systemem dowodzenia i kierowania (o otwartej architekturze, pozwalającej wykorzystywać dane z np. radarów innych baterii i systemów), posiadać radar dookólny i zwalczać cele w zakresie 360 stopni, mieć nowe oprogramowanie czy tańsze rakiety przeciwlotnicze. Ze starego Patriota wykorzystuje on właściwie jedynie pociski (GEM-T i PAC-3 MSE) z wyrzutniami. Tyle że na to wszystko potrzeba czasu i pieniędzy.
Dlatego początkowo Polska ma otrzymać dwie baterie (łącznie sześć wyrzutni każda) w starej konfiguracji, które zostaną doprowadzone do standardu Patriot NG w latach 2022-2025, wraz z dostawą czterech nowych baterii tego typu.
Niepewna przyszłość
- Patriot NG jeszcze nie został opracowany i może to powodować pewne problemy, zarówno pod kątem kosztów zakupu, późniejszej eksploatacji, jak i czasu wdrożenia pełnej zdolności programu "Wisła". Kłopot ten jednak dotyczyłby także innych oferentów. Rodzą się pytania, jak technicznie zostaną zrealizowane założenia tej modernizacji systemu Patriot, oraz kto jeszcze będzie użytkownikiem tego nowego systemu oprócz Polski. Dopiero wtedy będzie można powiedzieć, jak rozłożą się koszty jego użytkowania, a musimy pamiętać, że są to jedne z kluczowych pozycji w całym cyklu życiowym takiego uzbrojenia - mówi dla Wirtualnej Polski Tomasz Szatkowski, prezes Narodowego Centrum Studiów Strategicznych.
Nikt nie jest w stanie zagwarantować, ile potrwa i będzie kosztować budowa i certyfikacja nowych elementów Patriot NG. Kongres amerykański przez ostatnie trzy lata sukcesywnie ciął fundusze na modernizację tego systemu. Rodzi się zatem pytanie, kto miałby za to wszystko zapłacić. - Zakładam, że firma Raytheon w perspektywie najbliższych lat poradzi sobie z takimi technologiami jak radar dookólny i sieciocentryczność. Jeżeli jednak będą to rozwiązania dedykowane wyłącznie dla Polski, to my będziemy łożyć na to pieniądze albo przynajmniej w znacznym stopniu partycypować w kosztach opracowania takiego systemu - przewiduje Szatkowski.
Z kolei Dura obawia się najgorszego. - Efekt będzie taki, że Polska, nie mając pieniędzy na pracę nad Patriot NG, będzie musiała kupić Patrioty tylko w wersji zmodernizowanej, czyli nie działające w środowisku sieciocentrycznym i dookólnie - ocenia.
- W tej chwili Patriot jest systemem sektorowym, który nie zabezpieczy dużego obszaru naszego kraju, ale będzie mógł zwalczać cele tylko na określonym kierunku. Amerykanie wprawdzie chcą dobudować do radaru dwie anteny ścianowe, które mają zapewnić dookólną obserwację, ale bez gwarancji, że zasięgi wykrycia będą takie same ze wszystkich stron. Nowy system nie zapewni również dookólnego prowadzenia ognia w pełnym zakresie, bo obecne rakiety się do tego nie nadają. A my cały czas mówimy o zagrożeniu ze strony Rosji, która może nas zaatakować z wielu kierunków - podkreśla ekspert Defence24.pl.
Istnieje duże ryzyko, że Amerykanie nie będą już inwestować w rozwój Patriotów, bo w ogóle zaczną odchodzić od klasycznych systemów obrony powietrznej z pociskami rakietowymi. W USA coraz głośniej mówi się o wdrażaniu nowych technologii przeciwlotniczych i przeciwrakietowych, opartych na broni laserowej czy elektromagnetycznej. Będą one odporne na zakłócenia elektromagnetyczne i wielokrotnie tańsze, niż systemy wykorzystujące rakiety, których koszt jednostkowy liczony jest w setkach tysięcy dolarów.
Wybór między złym a gorszym?
Wielu komentatorów zarzuca resortowi obrony, że określone kryteria "operacyjności" i "używania w armiach NATO" już na starcie skazywały nas na wybór systemu mało perspektywicznego, opracowanego lata temu, bo tylko takie są obecnie używane. Oferowany nam przez Francuzów system SAMP/T z pociskami Aster 30 Block1 również nie spełniał wszystkich wymagań. Co prawda posiada on radar dookólny i możliwość niszczenia celów w zakresie 360 stopni, ale np. nadal nie jest sieciocentryczny. - Moim zdaniem problem zasadniczy jest związany nie z ograniczeniami oferentów, ale z samymi założeniami całego programu "Wisła". Krążą opinie, że wymogi dla tego projektu nie były oparte na żadnych bardzo dogłębnych analizach operacyjnych. Druga sprawa jest taka, że nie wzięto pod uwagę horyzontu wdrożenia nowych technologii - ocenia Szatkowski.
Z pewnością atutem Patriota jest fakt, że został sprawdzony bojowo i używa go kilkanaście krajów na świecie, w tym czterech członków NATO (SAMP/T tylko Francja i Włochy, zamówił go również Singapur). Na tę chwilę oferuje on lepsze zdolności przeciwrakietowe niż konkurent, co ma niebagatelne znaczenie w kontekście potencjalnego zagrożenia ze strony rosyjskich Iskanderów. Ale Eurosam pracuje nad bardziej zaawansowanym radarem i pociskiem nowej generacji, które pozwolą mu nadrobić te zaległości.
Generalnie obie oferty pod względem technologicznym były bardzo zbliżone, aczkolwiek nie da się ukryć, że SAMP/T jest systemem nowocześniejszym, choćby dlatego, że jest o przeszło dwie dekady "młodszy" niż Patriot. Wydaje się, że kluczową przewagą propozycji francuskiej było zapewnienie pełnej autonomii użycia, z dostępem do kodów źródłowych włącznie, oraz korzystny dla polskiej zbrojeniówki transfer technologii. Tymczasem Amerykanie pozostawiają sobie "pewną kontrolę nad krytycznymi elementami oprogramowania", by - jak tłumaczą - nie dostały się one w ręce państw trzecich. Nie można też zapominać, że ich ręce są po części związane obowiązującymi w USA surowymi przepisami.
- Amerykańskie prawo dotyczące transferu technologii jest bardziej restrykcyjne niż jakiekolwiek inne w zachodnim świecie. Ale z drugiej strony często jest tak, że amerykańskie firmy zbrojeniowe budują specjalne rozwiązania, które są dedykowane dla krajów kupujących uzbrojenie. Może więc dopłacimy za to, by mieć większą kontrolę, ale nie oszukujmy się - nad najbardziej kluczowymi elementami systemu Patriot kontroli nie będziemy mieli - nie pozostawia złudzeń Szatkowski.
Dura podkreśla, że nigdzie rząd amerykański nie dał nam konkretnych gwarancji, że dostaniemy wszystko, co będziemy chcieli - technologie, kody źródłowe, że będziemy mogli produkować i sprzedawać takie same rakiety. - Amerykanie nam tego nie obiecali, bo u nich po prostu jest to niemożliwe - mówi. - Tymczasem francuski rząd powiedział, że da nam wszystko, nawet razem z "kluczami", byśmy mogli samodzielnie decydować o tym, kiedy system zostanie użyty i przeciwko komu - dodaje.
Ekspert Defence24.pl twierdzi, że istniała realna szansa, byśmy samodzielnie produkowali pociski Aster i mogli je potem sprzedawać. - Ogromnym skokiem technologicznym dla naszej zbrojeniówki byłaby też współpraca francuska w budowaniu inteligentnych stacji radiolokacyjnych z aktywnymi ścianami. To pozwoliłoby wejść nam na rynki światowe i proponować najlepsze rozwiązania w tym zakresie. Polski przemysł jest na to gotowy - zaznacza publicysta.
W Polsce żywe są wspomnienia o kompletnym fiasku offsetu, który miał towarzyszyć zakupowi myśliwców F-16 dekadę temu. Raytheon robił co mógł, by zrobić jak najlepsze wrażenie pod tym względem. Większość polskich ekspertów oceniała jednak, że francuskie propozycje współpracy przemysłowo-technologicznej były po prostu o wiele korzystniejsze. Choć należy pamiętać, że negocjacje warunków umowy offsetowej ze stroną amerykańską są ciągle przed nami.
Decyzja polityczna
Co zatem zadecydowało o wyborze systemu Patriot? Wiele wskazuje na to, że przeważyły względy polityczne. Postawa Francji wobec zagrożenia ze strony Rosji w ostatnich 12 miesiącach była daleka od polskich oczekiwań. I trudno się temu dziwić, bo Paryż bardziej absorbuje sytuacja na południe od Europy, w jego dawnych koloniach i obszarach wpływu, niż konflikt na Ukrainie. Amerykanie niemal natychmiast zareagowali na kryzys na Wschodzie, wzmacniając swoje oddziały stacjonujące w Polsce i państwach bałtyckich. Tymczasem Francuzi dopiero ostatnio zdecydowali się przysłać do Polski na wspólne ćwiczenia 300 żołnierzy i kilkanaście czołgów, co zostało określone przez francuskiego ambasadora jako "wielkie obciążenie" dla francuskich sił zbrojnych.
Pozostaje też kwestia sprzedaży uzbrojenia do Rosji. W ostatniej dekadzie Francja była jednym z największych w Europie Zachodniej beneficjentów handlu bronią z Moskwą. Nadal nierozwiązana pozostaje kwestia Mistrali - oficjalnie Paryż wstrzymał dostawę tych okrętów, ale nie wiadomo, jak sprawa się zakończy. - Amerykanie podnosili w kuluarach pytanie, czy tak krytyczny system jak obrona powietrzna i przeciwrakietowa chcemy kupić od państwa, w domyśle Francji, które ma bardzo liberalną politykę sprzedaży broni na świecie, co może oznaczać sprzedaż także do Rosji - wskazuje prezes Narodowego Centrum Studiów Strategicznych.
"Gazeta Wyborcza" ujawniła, że kluczowe dla decyzji o wyborze Patriotów było zobowiązanie amerykańskiego rządu, że do czasu dostaw pierwszych baterii, w razie zagrożenia w ciągu 48 godzin zostaną przerzucone do Polski baterie USA stacjonujące w Europie Zachodniej. - Jeżeli to jest prawda, to znaczy, że wartość naszego sojuszu ogranicza się do wartości pieniędzy, jakie my wydamy na zakup sprzętu amerykańskiego. To oznacza, że cały Pakt Północnoatlantycki, te wszystkie sojusze, są nic niewarte. I to jest kompletne nieporozumienie, bo Amerykanie powinni być gotowi nieść nam pomoc nawet wtedy, gdybyśmy kupili system francuski, izraelski czy jakikolwiek inny - komentuje Dura.
Innego zdania jest Tomasz Szatkowski, który uważa, że kraj dający konkretne gwarancje bezpieczeństwa, może oczekiwać preferencyjnego traktowania w przypadku, gdy jego przemysł startuje z porównywalną ofertą do konkurencji. Niemniej z drugiej strony zauważa, że lepiej by było, aby transakcji towarzyszyły konkretne kroki, np. stacjonowanie na stałe w Polsce amerykańskiej jednostki.
- Dochodzą do nas sygnały, że jest wstępne porozumienie, zakładające przygotowanie w Polsce stanowiska dla Patriotów z całą logistyką, w dużej mierze na nasz koszt, co ma umożliwiać szybki przerzut amerykańskich baterii w razie zagrożenia. Inaczej taki przerzut - wraz z całym sprzętem zabezpieczenia - i jego konfiguracja do działania, mógłby zająć około miesiąca - wyjaśnia ekspert.
Jedno jest pewne - w przeszłości każdemu wielkiemu przetargowi na uzbrojenie dla Wojska Polskiego towarzyszyły jeszcze większe kontrowersje i dogłębna krytyka. Tak było w przypadku zakupu myśliwców F-16 czy transporterów Rosomak. Dziś obie konstrukcje są dumą i symbolem postępującej modernizacji naszej armii. Czy tak będzie i tym razem? Czas pokaże.