Rafał Chwedoruk: reżyserem konwencji PO i PiS były sondaże
Nie ulega wątpliwości, że reżyserem konwencji dwóch głównych ugrupowań - PO i PiS - były sondaże - twierdzi politolog z Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego Rafał Chwedoruk. Ocenił, że położenie nacisku na sprawy gospodarcze podczas obu konwencji świadczy o tym, że polityka "trochę normalnieje".
12.09.2015 | aktual.: 12.09.2015 20:01
Jego zdaniem - w związku z dotychczasowymi wynikami sondaży i przewagą PiS nad PO - przekaz Platformy jest skierowany w większym stopniu do "twardszego elektoratu" tej partii, zaś przekaz PiS ma na celu rozszerzenie grupy swoich wyborców.
- Platforma za wszelką cenę dąży do zmiany dotychczasowych płaszczyzn sporu z PiS. Dotychczas PO odgrywała podwójna rolę: wciąż będąc partią dawnych gdańskich liberałów, była jednocześnie partią władzy muszącą zabiegać o poparcie różnych grup społecznych. Trudno było spełnić te dwie role równocześnie - ocenił Chwedoruk.
Tymczasem podczas sobotniej konwencji - jak wskazał - Platforma "w niektórych aspektach poszła w stronę powrotu do radykalnie liberalnego języka, choćby biorąc pod uwagę to, co powiedziano na temat ZUS, związków zawodowych, czy nie do końca jasnej kwestii jednolitej stawki podatkowej". - To pokazuje, że Platforma trochę chce być dawnym Kongresem Liberalno-Demokratycznym - zaznaczył.
W jego ocenie wynika to z faktu, iż "grupą społeczną, która pozostała przy PO było pokolenie 30-latków i jej przekaz jest adresowany do bardziej liberalnie myślących przedstawicieli tej grupy".
Chwedoruk wskazał, że "Polacy od lat deklarują, że politycy powinni się przede wszystkim zajmować kwestiami polityki gospodarczej, społecznej, edukacji i służby zdrowia, a spory światopoglądowe traktują jako tematy zastępcze". - Zresztą w państwach europejskich, do których aspirujemy taka tematyka dominuje w kampaniach - stwierdził. Wyborcy - jak dodał - patrzą na politykę w mniejszym stopniu przez pryzmat historycznych symboli i światopoglądu, w większym przez pryzmat "własnych kieszeni".
Z tego powodu - jego zdaniem - obie konwencje zdominowała tematyka gospodarcza. - To jest pozytywny zwrot w naszej polityce, ale na tym zwrocie więcej traci PO, gdyż w Polsce zwolenników Polski solidarnej jest więcej niż zwolenników Polski liberalnej - zaznaczył.
- W związku z tym Platforma teraz przede wszystkim będzie broniła swego stanu posiadania, bo nie ma siły i możliwości, aby dalej dokonywać ekspansji wyborczej. Musi bronić obecnego stanu posiadania i tych, którzy naprawdę się z nią zgadzają - powiedział.
Z kolei - jak kontynuował - w przypadku PiS jest odwrotnie. - Z punktu widzenia PiS wybory mogłyby się odbyć już teraz i dlatego partia ta podkreślała na konwencji, że nie jest partią rewolucyjnej zmiany, a społeczne dążenie do daleko idących zmian chce ubrać w sztafaż instytucjonalno-prawny, żeby nie dewastować instytucji państwa - powiedział. Dlatego też - w jego opinii - przekaz tej partii nastawiony jest na poszerzenie elektoratu.