Radziwiłł: w szpitalu w Starachowicach nie było błędu medycznego, zabrakło empatii
• Wszystko wskazuje na to, że w szpitalu w Starachowicach nie popełniono błędu medycznego; zabrakło serca, empatii i komunikacji - powiedział minister zdrowia Konstanty Radziwiłł
• Pacjentka urodziła na podłodze jednej z sal szpitala martwe dziecko. Sprawę bada prokuratura
• Ośmiu pracowników szpitala zostało zwolnionych
Wszystko wskazuje na to, że w szpitalu w Starachowicach, gdzie pacjentka urodziła na podłodze jednej z sal martwe dziecko, nie popełniono istotnego błędu medycznego; zabrakło serca, empatii i komunikacji - powiedział w czwartek minister zdrowia Konstanty Radziwiłł.
Radziwiłł podkreślił, że nadal toczy się postępowanie prokuratorskie w związku ze zdarzeniem.
- Mogę na dzisiaj powiedzieć, że wszystko wskazuje na to, że zawiodły przede wszystkim sprawy dotyczące relacji; że zabrakło empatii, komunikacji między ludźmi, także pracownikami służby zdrowia; zabrakło zwyczajnie serca - ocenił Radziwiłł.
Odnosząc się do raportu wojewódzkiego konsultanta ds. ginekologii i położnictwa, minister powiedział, że nie może mówić o jego zawartości, gdyż jest tam wiele informacji nie tylko danych osobowych ale także informacji dot. podejmowanych procedur i stanu zdrowia. - Nie jestem upoważniony, by to ujawniać - powiedział.
Minister dodał, że "na dzisiaj z raportu nie wynika, aby ktoś popełnił jakiś istotny błąd medyczny". Podkreślił, jednocześnie, że służba zdrowia - opieka nad pacjentem to nie tylko procedury, leki, maszyny i urządzenia, ale przede wszystkim relacje między ludźmi. - Niewątpliwie, empatia w stosunku do pacjenta jest jednym z podstawowych obowiązków pracowników służby zdrowia - podkreślił.
Chodzi o zdarzenie w szpitalu w Starachowicach (Świętokrzyskie), gdzie kobieta w ósmym miesiącu ciąży zgłosiła się do szpitala, ponieważ przestała czuć ruchy dziecka; zdiagnozowano, że dziecko nie żyje. Według relacji pacjentki i jej męża, na które powołują się media, gdy rozpoczęła się akcja porodowa, kobiecie nie udzielono pomocy; pozostawiona bez opieki, urodziła na podłodze jednej ze szpitalnych sal.
Sprawę bada prokuratura - jej wstępne ustalenia pokrywają się z doniesieniami medialnymi. Śledczy podawali, że postępowanie jest prowadzone w zakresie narażenia pokrzywdzonej na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
Dyrektor szpitala Grzegorz Fitas podjął decyzję o rozwiązaniu umowy z ośmioma osobami, które dyżurowały, gdy kobieta rodziła. To ordynator, pielęgniarka oddziałowa, dwoje lekarzy dyżurnych oraz cztery położne pracujące wówczas na zmianie. Położne zapowiadają jednak w związku z tym pozwy do sądu pracy. Zdaniem działającego w szpitalu związku zawodnego pielęgniarek i położnych dyrekcja zastosowała odpowiedzialność zbiorową - oddział położniczo-ginekologiczny zajmuje dwie kondygnacje szpitala, a położne, przypisane do konkretnych odcinków pracy na oddziale, nie mogły ich opuszczać.
Starachowicki szpital został skontrolowany przez świętokrzyski NFZ. Sprawdzano m.in. tzw. dostępność świadczeń - czy w tym konkretnym czasie na oddziale dyżur pełniło tyle osób (lekarzy, położnych), ile jest wymaganych w warunkach koniecznych do funkcjonowania oddziału. Postępowanie wyjaśniające podjął Okręgowy Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej Świętokrzyskiej Izby Lekarskiej.
PAP, oprac. Adam Przegaliński
Zobacz także: Kempa: pani premier zaprasza do opozycji konstruktywnej