ŚwiatRadykalny plan Wielkiej Brytanii ws. migracji. Po Brexicie Polacy nie będą mile widziani

Radykalny plan Wielkiej Brytanii ws. migracji. Po Brexicie Polacy nie będą mile widziani

Rząd Wielkiej Brytanii natychmiast po wyjściu z Unii Europejskiej zamierza radykalnie ograniczyć imigrację z państw UE. Mile widziani będą jedynie wysoko wykwalifikowani imigranci. Eksperci ostrzegają, że plan może zaszkodzić brytyjskiej gospodarce i w praktyce być trudny do wykonania.

Radykalny plan Wielkiej Brytanii ws. migracji. Po Brexicie Polacy nie będą mile widziani
Źródło zdjęć: © PAP | ANDREW COWIE
Oskar Górzyński

06.09.2017 | aktual.: 06.09.2017 13:46

Ponad 80-stronicowy dokument brytyjksiego ministerstwa spraw wewnętrznych opisujący plan nowej polityki imigracyjnej opublikował dziennik "Guardian". Główna idea post-brexitowego podejścia do imigracji ucieleśnia parafrazę trumpowskiego hasła "Britain first".

"Mówiąc prosto, oznacza to, że imigracja, aby być wartościowa dla całego kraju, powinna przynosić korzyści nie tylko samym migrantom, ale też czynić obecnych mieszkańców zamożniejszymi" - brzmi myśl przewodnia dokumentu.

Co to oznacza w praktyce? Chodzi m.in. o faworyzowanie zatrudniania Brytyjczyków i wprowadzenie systemu, który utrudni osiedlanie się nisko wykwalifikowanych pracowników z UE i preferencyjne - choć również zaostrzone - warunki imigracji specjalistów. Według propozycji zawartych w dokumencie, niewykwalifikowani imigranci będą mogli liczyć na prawo pobytu na maksymalnie dwa lata, zaś ci posiadający wysokie kompetencje do pięciu. Generalną regułą ma być też to, że ubiegając się o pobyt w Wielkiej Brytanii, trzeba będzie mieć gotową propozycję pracy.

Utrudnione ma zostać również sprowadzanie członków rodzin. Pojęcie rodziny ma zostać w tym kontekście zawężone do dzieci i małżonków lub partnerów. Ale nawet osiedlenie współmałżonka będzie wymagało wykazania odpowiedniego poziomu przychodów - 18,6 tysięcy funtów rocznie. Takie wymaganie może też dotyczyć niektórych kategorii imigrantów w ogóle.

Zaostrzone będą też podstawowe procedury i wymagania przy wjeździe do Wielkiej Brytanii. Dowody tożsamości nie będą już honorowane jako dokument uprawniający do przekroczenia granicy, zaś ubiegając się o pobyt konieczne będzie pozostawienie odcisków palców.

Britain first czy Britain hurt?

Choć deklarowanym celem nowej polityki imigracyjnej ma być polepszenie bytu mieszkańców Wysp, eksperci wskazują, że jej skutek może być odwrotny. Według Institute of Directors, organizacji skupiającej pracodawców i liderów biznesu, ograniczenie liczby niewykwalifikowanych pracowników pogorszy sytuację w tych sektorach, gdzie już teraz brytyjska gospodarka odczuwa braki kadrowe. Chodzi np. o pielęgniarki, nauczycieli i opiekunów w ośrodkach pomocy społecznej. Reforma nie wpłynie przy tym na poziom pensji, bo według własnych badań brytyjskiego Home Office, ukrywanych przez ówczesną szefową resortu, a dzisiejszą premier Theresę May, wpływ imigrantów na wysokość płac był minimalny.

Ale na tym problemy się nie kończą. Brytyjski rząd może mieć kłopot z wcieleniem nowej polityki w życie ze względu na negocjacje z Unią Europejską. Celem Londynu jest zagwarantowanie sobie przynajmniej dwuletniego okresu przejściowego, kluczowego po to, by złagodzić efekty wychodzenia z Unii. Jednocześnie opublikowany dokument przewiduje, że już podczas tego okresu w Wielkiej Brytanii przestanie funkcjonować pełna swoboda przepływu osób. A na to Bruksela prawdopodobnie się nie zgodzi.

- Unijni przywódcy wielokrotnie mówili, że cztery swobody (przepływu usług, osób, towarów i kapitału) muszą obowiązywać w pełni podczas okresu przejściowego - zauważył Paweł Świdlicki, analityk ds. Brexitu z firmy Edelman UK.

Dodatkowym kłopotem dla Londynu może być kwestia łączenia rodzin, która jest jednym z najbardziej kontrowersyjnych punktów negocjacji między Brytanią a Unią. Bruksela z pewnością łatwo nie ustąpi. Wszystko to oznacza, że coraz bardziej prawdopodobne jest ryzyko tzw. "twardego Brexitu", który może mieć bardzo dotkliwe konsekwencje dla brytyjskiej gospodarki.

Dlatego też dokument wzbudził kontrowersje, nie tylko wśród przeciwników wyjścia Wielkiej Brytanii z UE, lecz także w samym rządzie. Według dziennika "The Times", plan polityki migracyjnej jest przedmiotem ostrego sporu wewnątrz gabinetu May i jest emanacją postulatów zwolenników najbardziej radykalnego rozstania z UE. Problem w tym, że do tego skrzydła najwyraźniej zalicza się sama premier May, która nadzorowała powstawanie dokumentu.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (485)