Radość z nieszczęścia
Najpierw część Niemców oczekiwała, że Amerykanie przegrają w Iraku wojnę. Teraz liczą, że przegrają tam pokój - pisze Andrew Gimson w "The Spectator".
Niemcy stają się coraz bardziej podatni na wszelkie formy antyamerykanizmu. Przed rokiem 68 proc. z nich uznawało wiodącą rolę Amerykanów w polityce zagranicznej za pożądaną, przeciwnego zdania było jedynie 27 proc. badanych: obecnie 50 proc. z nich odrzuca taką koncepcję, a opowiada się za nią tylko 45 procent. W trakcie kryzysu irackiego przez Niemcy przetoczyła się zjadliwa fala antyamerykańskiej i antysemickiej niechęci. Wyniki ostatniego sondażu opublikowanego w tygodniku "Die Zeit" pokazują, że nie mniej niż 19 proc. Niemców jest skłonnych uwierzyć, iż to amerykański rząd mógł stać za zamachami z 11 września.
Dr Jeffrey Gedmin, amerykański ekspert ds. polityki zagranicznej, który często występował w niemieckiej telewizji, przedstawiając argumenty przemawiające za dokonaniem inwazji na Irak, był zdumiony ilością i brutalnością obraźliwej korespondencji, jaką otrzymał. "Ty żydowski sukinsynu, wynocha z tego kraju, ty i ta czarna hiena Condoleezza Rice" - tego typu treści stanowiły znaczną część otrzymywanych przez niego listów. Tak się przypadkowo składa, że dr Gedmin jest katolikiem.
Można być surowym krytykiem polityki George'a Busha i Ariela Szarona bez ulegania antyamerykanizmowi ani antysemityzmowi i wielu Niemcom ta sztuka się udaje. Sugerowanie, że tylko dlatego, iż ktoś wyznaje antyamerykańskie poglądy, musi być antysemitą, byłoby również groteskowo niesprawiedliwe - pisze "The Spectator".