Rada nadzorcza TVP krytycznie o relacjach z Osetii Północnej
Rada nadzorcza TVP krytycznie odniosła się do
sposobu relacjonowania przez telewizję publiczną ostatnich
wydarzeń w Osetii Północnej, a zwłaszcza do tego, że w Biesłanie
nie było korespondenta TVP. Wiceprezes ds. programowych telewizji
Ryszard Pacławski zlecił wykonanie analizy, jak osetyjskie
wydarzenia prezentowano na antenach.
Sprawą relacjonowania wydarzeń w Biesłanie rada zajmowała się na posiedzeniu, które przerwała w środę. Relacje z Biesłanu dla Telewizji Polskiej przekazywali korespondent "Gazety Wyborczej" Marcin Wojciechowski i dziennikarz Polskiego Radia Grzegorz Ślubowski. Z Moskwy nadawał korespondent telewizji Grzegorz Kozak.
Brak korespondenta Telewizji Polskiej na miejscu zdarzeń jest dla telewizji publicznej kompromitujący. Zwłaszcza w sytuacji, gdy nasz komercyjny konkurent, TVN, miał aż dwóch korespondentów - jednego w Moskwie i jednego na miejscu wydarzeń - powiedział sekretarz rady TVP Adam Pawłowicz. Według niego jest to zaniedbanie pionu programowego. TVP powinna mieć cały krąg dziennikarzy, którzy są w każdej chwili gotowi do wyjazdu - dodał.
W opinii Pawłowicza sytuacja ta pokazuje brak podziału kompetencji między Telewizyjną Agencją Informacyjną (w której zatrudnieni są reporterzy i korespondenci), a poszczególnymi redakcjami.
Wiceprezes Pacławski zlecił Akademii Telewizyjnej i Biuru Programowemu, by do końca tygodnia przygotowały analizę tego, co w ostatnim czasie prezentowane było na antenie. Jego zdaniem Grzegorz Kozak nie mógł i nie chciał pojechać na miejsce szturmu w Biesłanie z przyczyn osobistych. Dodał, że w Biesłanie na zlecenie TVP pracowały jednak dwie inne osoby.
Według Pacławskiego wydarzenia w Osetii doskonale relacjonowała telewizyjna Trójka. To, czy tam był Kozak, czy ktoś o innym nazwisku, jest wtórne. Najważniejsze, że daliśmy na ten temat pełny serwis informacyjny. Jak to było warsztatowo zorganizowane, to będziemy oceniali i wyciągali wnioski - powiedział.
Na pytanie, czy brak korespondenta TVP w Biesłanie nie wynikał z jakichś problemów organizacyjnych lub kompetencyjnych między TAI a redakcjami programów informacyjnych, Pacławski odpowiedział, że - jego zdaniem - wszystko funkcjonowało normalnie. Na mój pobieżny ogląd, wszystkie procedury były zgodne z tym, jakie stosujemy w TVP. Oczywiście byłoby lepiej, gdyby tam był pan Kozak, ale on nie mógł pojechać i jest usprawiedliwiony - dodał.
Według Grzegorza Kozaka szefostwo TAI dopiero 2 września wieczorem spytało go, czy pojechałby do Biesłanu. (Atak terrorystów na szkołę w Biesłanie nastąpił 1 września, szturm zaczął się 3 września rano.) Pytanie padło zatem za późno; do wyjazdu trzeba się przygotować, m.in. potrzeba specjalnych akredytacji z rosyjskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, by pracować na Północnym Kaukazie - tłumaczył Kozak.
Szefowie TAI nie mieli pomysłu na obsługę wydarzeń w Osetii, nie pomyśleli o wysłaniu do Rosji jeszcze jednego dziennikarza - powiedział Kozak. Jak dodał, istniała obawa, że atak terrorystyczny nastąpi w Moskwie. Mogłoby się więc zdarzyć, że korespondent TVP spróbuje pojechać do Osetii, nie dojedzie, a w międzyczasie coś stanie się w stolicy Rosji i nikt nie będzie dla TVP tego obsługiwał.
Według rzecznika TVP Jarosława Szczepańskiego, sposób relacjonowania wydarzeń w Osetii oceni prezes telewizji Jan Dworak. Czeka on na wyjaśnienia od wiceprezesa Pacławskiego, szefa TAI Andrzeja Cudaka i moskiewskiego korespondenta Grzegorza Kozaka.