Rachunek za aferę mięsną
Warszawski sąd przyznał żonie i jednemu z
synów Stanisława Wawrzeckiego, skazanego na śmierć głównego
oskarżonego w tzw. aferze mięsnej w PRL, 714 tys. 992 zł
odszkodowania za skonfiskowany majątek i należne rodzinie przez
lata koszty utrzymania - pisze "Gazeta Wyborcza".
29.10.2005 | aktual.: 29.10.2005 08:31
To pierwszy w Polsce wyrok o odszkodowanie w sprawie kryminalnej, która skończyła się wyrokiem śmierci, i jedno z najwyższych odszkodowań w ogóle. W Warszawie najwyższe - zaznacza dziennik.
"GW" przypomina: W marcu 1964 r. 42-letni dyrektor Miejskiego Handlu Mięsem Warszawa Śródmieście został zatrzymany pod zarzutem zagarnięcia na szkodę podległych mu sklepów 3,5 mln zł. 2 lutego 1965 r. w pokazowym, prowadzonym w trybie doraźnym, a więc bez możliwości odwołania, procesie on i dziewięciu innych oskarżonych zostało skazanych. Wawrzecki na karę śmierci. 19 marca 1965 r. wyrok wykonano. Żona, trzej synowie o powieszeniu ojca dowiedzieli się z gazet. - O miejscu pochówku dowiedziałem się od grabarzy za przysłowiową flaszkę - mówił przed sądem jego najmłodszy syn Piotr.
"Zamiast powiesić szynkę w sklepie, powiesili Wawrzeckiego" - komentował werdykt warszawskiego sądu z 1965 r. prof. Andrzej Rzepliński.
W 2004 r. po kasacji rzecznika praw obywatelskich Sąd Najwyższy uznał, że wyrok w aferze mięsnej wydany został z rażącym naruszeniem procedury. Ale nie uniewinnił oskarżonych, tylko umorzył sprawę z powodu ich śmierci oraz przedawnienia zarzutów. Ten werdykt SN otworzył drogę do wniosku o odszkodowanie.
Podstawą dla obliczenia jego wysokości była wartość skonfiskowanego majątku. Wdowa po Stanisławie Wawrzeckim Teresa (79 lat) i Piotr (50 lat), jeden z trzech jego synów, domagali się od państwa 2,77 mln zł.
Sąd okręgowy uznał, że rodzina udokumentowała stratę mieszkania oraz ruchomości wartych w latach 60. 330 tys. ówczesnych złotych (sąd pominął np. działkę pod Warszawą, bo należała do ciotki żony Wawrzeckiego). Sąd nie uwzględnił ich dzisiejszej wartości rynkowej, lecz zwaloryzował tę kwotę, posługując się rocznikiem statystycznym i wartością przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia. Następnie zastosował prawo spadkowe. Tak wyszła mu kwota sięgająca blisko pół miliona za przepadek mienia. Na wdowę po Wawrzeckim i syna Piotra wyszło po ok. 125 tys. zł.
Drugim wątkiem procesu było roszczenie o wyrównanie kosztów za lata, w których Wawrzecki mógłby utrzymywać rodzinę, odpowiadające świadczeniu alimentacyjnemu na żonę i dzieci. Tu obliczenia były bardziej skomplikowane.
Suma sumarum wdowie po skazanym sąd przyznał 359 tys. zł z tytułu "alimentów", a Piotrowi - 107 tys.
W wyroku sędziowie napisali, że gdyby wniosek o odszkodowanie złożyli także dwaj pozostali synowie Wawrzeckiego (w tym znany aktor), dostaliby razem jeszcze blisko milion złotych. (PAP)