PolskaQuiz dla Janasa

Quiz dla Janasa

Nie przeszkadza mu, że przez miesiąc będzie najważniejszym człowiekiem w Polsce. Nie żałuje, że nie zabrał Dudka i Frankowskiego. Boi się tylko corocznej wizyty u onkologa. Paweł Janas, trener reprezentacji Polski, rozmawia z "Przekrojem" na tydzień przed mundialem.

Quiz dla Janasa
Źródło zdjęć: © PAP/EPA

01.06.2006 | aktual.: 08.06.2006 14:11

Budzi się pan rano i pierwsza myśl, jaka przychodzi panu do głowy, brzmi: rany, zostało tylko 10 dni?

- Budzę się i układam plan treningów na cały dzień. Do kawy czytam raporty lekarza i fizjologa o zawodnikach. Patrzę, jakie mają wyniki krwi. Jest ich 23, a każdy jest trochę inaczej przygotowany. Część z nich grała w klubach, część nie grała, część ma lepszą wytrzymałość, część gorszą. Nie możemy wszystkich obciążać jednakowo, bo jedni nie dojdą do siebie, a drugich zajedziemy.

Stres narasta stopniowo - każdego dnia odrobinę więcej - czy skokami?

- Stres to ja miałem przed zgrupowaniem. Mogłem co najwyżej oglądać piłkarzy, nie mogłem z nimi porozmawiać ani ich zobaczyć. Kiedy zaczęło się zgrupowanie, poczułem się lepiej. Teraz dużo zależy ode mnie.

Przez miesiąc będzie pan najważniejszym człowiekiem w Polsce, sam premier tak powiedział. Skóra panu nie cierpnie?

- Premier jest już pół roku najważniejszym człowiekiem w Polsce i jakoś wytrzymał. To ja też przeżyję.

Jest jakaś cecha wspólna piłkarzy, których zabrał pan na mistrzostwa?

- Jest. Brak wielkich osiągnięć. I dlatego na treningach pracują aż miło. Wiadomo, że nie jesteśmy zespołem gwiazd. Pojedyncze mecze możemy wygrać z najlepszymi na świecie, ale tylko, jeśli będzie idealna współpraca. Piłkarze muszą wiedzieć, że wychodzimy jako reprezentacja i gramy dla wielu kibiców.

W wywiadach mówi pan, że o wyborze zawodników zdecydowało ich nastawienie. Mila rwał się do pracy, Frankowski chodził ze spuszczoną głową.

- Mila ma wielką chęć pokazania się. Na Tomku Frankowskim ciąży to, że wszyscy mają go za supersnajpera, a on przez pół roku nie może strzelić bramki. Próbowaliśmy go odbudować, ale do mistrzostw chyba byśmy nie dali rady.

Noc, kiedy ustalał pan samotnie nad kartką skład na mistrzostwa, przeszła już do legendy polskiej piłki nożnej. Jak to było - strzelił pan sobie cztery kawy czy ulubioną whisky z colą, a potem intensywnie pan myślał?

- Nic nie piłem. Wypaliłem paczkę papierosów i analizowałem różne opcje. Nie szufladkowałem zawodników, tylko przymierzałem ich na różne pozycje. Siedziałem i kreśliłem, darłem kartki i wyrzucałem. Było tych kartek już z pół kominka. Dopiero jak skończyłem, wyszedłem do ogrodu, żeby przewietrzyć opalone płuca.

A gdzieś za plecami czaił się duch wspomnień z 1986 roku, kiedy trener Piechniczek nie zabrał pana na mundial do Meksyku.

- Po prostu mnie nie wziął. Pewnie, że bolało. Ale na mistrzostwa nie może jechać 50 zawodników.

Był pan wówczas najlepszym obcokrajowcem ligi francuskiej. Dla Piechniczka było to za mało.

- Trener miał prawo decydować.

Teraz Piechniczek mówi, że żałuje.

- Po latach może żałować, ale po co w ogóle o tym mówić? Pytam o ten Meksyk, bo podobno pan nie protestował, tylko zacisnął zęby, zamknął się w jakimś pokoju i w sobie. A jedna z teorii głosi, że tłumienie emocji może być przyczyną raka. Myśli pan, że ta cecha mogła być powodem powstania pańskiego nowotworu węzłów chłonnych?

- Tłamszę w sobie dużo rzeczy, próbuję je sam rozwiązać. Czasami porozmawiam na ten temat z najbliższymi. Na pewno moja choroba była wynikiem stresu.

To może dobrze, że Dudek, Frankowski, Kłos nie dusili w sobie uczuć, kiedy pominął ich pan, ustalając kadrę na Niemcy? Popyskowali i im przeszło.

- Popyskowali, ale teraz mówią, że jakby się coś stało, to oni są gotowi przyjechać. Czasem trzeba trochę pomyśleć, zanim zacznie się mówić. Nadawali do prasy na drużynę i ja mam ich teraz do niej ściągać? Przyjadą i będą się czuli dobrze w tej drużynie?

No a ulubiony cel internautów - Grzegorz Rasiak - jedzie. Dlaczego pan go wspiera?

- On się sam wspiera. Właśnie przedłużył kontrakt z klubem o cztery lata. Ja się mogę nie znać, ale czy jego trener klubowy też się nie zna? W Anglii się nie znają? To dlaczego trener Southampton od niego zaczyna ustalanie składu? Taki Kamil Kosowski z tego samego klubu musi sobie szukać nowego pracodawcy. Badania pokazały, że Rasiak najlepiej ze wszystkich jest przygotowany do wysiłku.

To dlaczego kibice go tak nie lubią? Z powodów optycznych?

- Jest wysoki i nie biega za pięknie. Ale ja pamiętam go jeszcze z młodzieżówki. Tam strzelał bramki, u nas też strzela.

Czuł się pan dobrze na spotkaniach trenerów przed mundialem? Czy jak biedny kuzyn, który trenuje drużynę skazaną na porażkę?

- Nie mam kompleksów. Awansowaliśmy do mistrzostw świata jak wszyscy. Czułem się swobodnie. A że od czasu do czasu mogę po francusku porozmawiać, to mi tylko pomaga. Wiem, co potrafię, wiem, co potrafi mój zespół.

Pewne dane pokazują, że nie potrafi za wiele. Naukowcy z uniwersytetu w Liverpoolu obliczyli, że w pierwszej lidze angielskiej piłkarze nie biegają wcale więcej niż ich koledzy z niższych lig, mają za to więcej sprintów w czasie meczu. Fizjolog kadry Zbigniew Jastrzębski powiedział mi właśnie, że reprezentacja Polski wykonuje w czasie meczu mniej sprintów niż reprezentacja Anglii. Jak to zniwelować?

- Musimy grać zespołowo. Nie ma tak, że ktoś się gdzieś zapędzi i nie zdąży wrócić. Kiedy zespół przechodzi do ataku pozycyjnego albo gramy atak z kontry, współpraca między formacjami musi być doprowadzona do perfekcji. Tylko tak można zniwelować przewagę, jaką mają nad naszymi piłkarzami takie gwiazdy, jak Gerard czy Ronaldinho. Bez dobrej współpracy będziemy mieli kłopoty.

A motywacja?

- Nie będę pokazywał filmów z II wojny światowej, wojny przed meczem z Niemcami. Wojna to dla nich prehistoria. Będą rozmowy przed meczami: z drużyną i indywidualnie.

Powiedział pan w jednym z wywiadów, że to w czasie polowania, na ambonie przychodzą panu go głowy nowe rozwiązania taktyczne. Czy we współczesnym futbolu można jeszcze kogoś zaskoczyć pomysłem taktycznym?

- Piłka gna do przodu. Jak teraz oglądam naszą grę na mistrzostwach z roku 1982, to mam wrażenie, jakby jacyś oldboye grali: zwolnione tempo, dokładne podania, mało dynamiki. Teraz jest 90 minut ogromnej walki, ciągłego biegania. W takim futbolu nowinki taktyczne mogą pomóc, ale trzeba mieć do nich wykonawcę. My gramy systemem 4-4-2 i nie mogę z nim eksperymentować, wpajać jakichś nowych rozwiązań albo forsować nowego stylu. Nasz system sprawdzał się w eliminacjach i nie będę go teraz przewracał. Wymyśli pan przynajmniej jakieś zagrania, o których bank informacji Niemców nie będzie miał pojęcia?

- Ćwiczymy różne zagrania. Ale szpiegostwo sportowe jest teraz tak rozwinięte, że zdarza się, że kasety z treningów zamkniętych krążą po całym świecie. Nie mamy się gdzie schować. W Polsce nie ma obiektów, w których możemy potrenować tak, żeby nas ktoś nie podglądał. A za granicą wiadomo - zawsze cię ktoś wyszpieguje.

Ma pan listę egzekutorów rzutów karnych?

- Jeszcze nie, ale wiem, kto najlepiej strzela.

Zadam panu pytanie quizowe. Po remisowym meczu i dogrywce ma pan pięciu zawodników wyznaczonych do karnych. Lepiej, żeby zaczynali strzelać od najlepszego czy od najgorszego? Badania naukowe dokładnie rozstrzygnęły tę kwestię.

- Lepiej zacząć od najlepszego. Jak strzeli, to wpłynie to dobrze na postawę innych, będą podbudowani. Ale na koniec nie dawałbym najsłabszego, bo nieraz wszystko zależy od tego, żeby ostatni się nie spalił. Ja bym tak zrobił, a co mówią badania?

Żeby zaczynać od najsłabszego. Najsłabszy nie powinien czekać za długo na swoją kolej, bo poziom lęku wzrośnie u niego do takich rozmiarów, że raczej przestrzeli.

- Mówiłem przecież: najlepszy zaczyna, słabsi w środku, a na koniec znowu dobry.

Drugie i ostatnie pytanie quizowe. Lepiej wyznaczyć z góry kogoś do strzelania karnego, czy zdecydować o tym w trakcie meczu?

- Wyznaczamy dwóch piłkarzy, a oni podejmują decyzję, który strzela, w zależności od tego, jak się czują. Poza tym nie chcę, żeby na przykład Maciek Żurawski strzelał karnego, jeśli akurat na nim jest faul. Co na to naukowcy?

Twierdzą, że powinien strzelać ten, kto w danym momencie meczu jest w najlepszej formie psychicznej. Co będzie dla pana porażką na tych mistrzostwach?

- Plan minimum to wyjście z grupy. Ale jeśli nie wyjdziemy, ale ten zespół będzie grał dobre mecze, na pewno nie podam się sam do dymisji. Jeśli będziemy grali, odpukać, bardzo słabo i nic nie zrobimy, to trzeba będzie oddać reprezentację komuś innemu. Może już za długo jesteśmy ze sobą.

Podobno boi się pan tylko kontroli medycznych i absolutnie niczego więcej?

- To jest prawda. Robię kontrolę raz w roku i jest to okropny stres. Bo moja choroba jest zaleczona, ale może wrócić. Przez cztery dni przed kontrolą jestem nie do zniesienia, najbliżsi wiedzą, co ich czeka, i nie próbują nawet ze mną dyskutować.

rozmawiał Marcin Fabjańki
Bad Ragaz, Szwajcaria, 24.05.2006

Zobacz także serwis: mundial.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)