Pytanie na śniadanie, obiad, kolację
Możemy już mieć telewizję bez reklam - pod warunkiem, że będziemy do niej wysyłać SMS-y. Dokąd zmierzają nowe formaty telewizyjne? Jaka za kilka lat będzie telewizja? Według gazetek z supermarketów - wielka. Obraz wysokiej rozdzielczości, pewnie jeszcze z wielokanałowym dźwiękiem. Ale to tylko jedna z twarzy przyszłej telewizji. Druga jest skromniejsza, ale równie rewolucyjna. I bardziej prawdopodobna - wystarczy mały ekran w telefonie, by obejrzeć informacje, prosty skecz, wideoklip, powróżyć sobie, a przede wszystkim pograć w gry. Na HDTV nadającą hity filmowe nie każdy sobie pozwoli, poza tym rzecz wymaga inwestycji po stronie nadawcy. Na telegrę stać będzie każdego, bo płacić za nią będzie na raty, uiszczając co miesiąc abonament telefoniczny. A nadawcy wystarczy postawić prostą scenografię i zatrudnić ładną, gadatliwą prezenterkę.
Pan płaci, pani płaci
W Polsce pierwsza była "Tele Gra". Program nadawany w TVN od stycznia 2002 roku przez niemal trzy lata stał się symbolem nowej generacji teleturniejów czy raczej właśnie telegier, bo te - mimo pozorów - nie mają wiele wspólnego z klasyką w stylu ,Wielkiej gry" czy ,Milionerów", z programami, które stawiały na bardziej szczegółową lub ogólniejszą wiedzę. W ,Tele Grze" chodziło o odgadywanie prostych, czasem banalnych haseł, brali w niej udział widzowie w studiu i przy telefonach. W kolejnych mutacjach tego pomysłu gracze w studiu stali się zbędni, a zadanie prowadzącego sprowadzono do mniej lub bardziej subtelnego podpowiadania i wypełniania ciszy niekończącym się monologiem, w którym jak refren powtarzają się słowa: "Zadzwoń, proszę" i "Mam dla ciebie pieniądze". Telewizję na telefon zwaną z angielska call TV zna każdy, kto choć raz włączył jedną z komercyjnych stacji wcześniej lub później niż zwykle, poza czasem najlepszej oglądalności. ,Tele Gry" już w ramówce nie ma, ale zastąpiło ją kilkadziesiąt
podobnych programów w różnych stacjach. Zasada jest podobna: widz dzwoni lub wysyła SMS-a, ale bez gwarancji, że dostanie się na antenę. Jeśli ma szczęście - dodzwoni się i odpowie na pytanie. Jeśli nie - zapłaci za SMS-a lub połączenie według specjalnych stawek z angielska nazywanych premium rate. Nie mylić z powszechnie znienawidzonym audiotele - ludzie mieli złe doświadczenia z opłatami za linie na 0-700, które przedłużały połączenie w nieskończoność, by nabić rachunek. Teraz od razu wiedzą, ile zapłacą za całe połączenie, niezależnie od czasu jego trwania, albo za SMS-a wysłanego pod dany numer. Telewizja zarabia na telefonach, oddając część pieniędzy firmie obsługującej linie premium rate. Zysk odnotowuje też operator telefoniczny. No i ten jeden szczęściarz spośród widzów, który się dodzwonił. Płaci cała reszta. Alternatywna energia
Skąd to zainteresowanie telewizji telefonem? Call TV to alternatywne źródło dochodu dla telewizji, gdy rośnie liczba kanałów, ale nie rosną wpływy z reklam. Pewny zysk, jeśli spełnimy parę warunków. Brytyjczycy skrzętnie już to wyliczyli: godzina emisji call TV kosztuje stosunkowo niewiele - mniej więcej pięć-sześć tysięcy złotych. A w czasie takiej godziny do studia próbuje się dodzwonić lub wysłać SMS-a kilka tysięcy osób. Opłata każdorazowo wynosi w przeliczeniu pięć-sześć złotych. Zysk po odliczeniu opłat operatorów dochodzi nawet do 30 procent. To dlatego na Wyspach Brytyjskich, w ojczyźnie najważniejszych nowych formatów telewizyjnych - od ,Jednego z dziesięciu" po ,Taniec z gwiazdami", działa już 13 kanałów, które utrzymują się z opłat telefonicznych. Kolejny, ITV Play, wystartował w ubiegłym tygodniu. ITV Play powstaje, bo macierzysta ITV - brytyjski potentat medialny - zauważyła spadek dochodów z reklam o 50 milionów funtów w stosunku rocznym. A nowy kanał niezależny od wpływów z reklam to
zabezpieczenie dla przedsiębiorstwa. Drugi atut to fakt, że taka telewizja w zasadzie nie podlega także zwykłym prawom oglądalności: tu chodzi o liczbę widzów wciągniętych w zabawę, a niekoniecznie o zwiększanie całego audytorium. - Nasze wyniki oglądalności badane przez AGB nie zmieniają się, podczas gdy my w tym samym czasie notujemy 10-krotny wzrost liczby osób biorących udział w konkursach czy wysyłających SMS-y do wróżek - mówi Piotr Barszcz, dyrektor marketingu i sprzedaży polskiej ITV (ta poza profilem działalności nie ma nic wspólnego z angielskim odpowiednikiem), najstarszego kanału call TV na naszym rynku. Dostępnej w kablówkach polskiej ITV od 2003 roku co miesiąc przybywa kilkadziesiąt tysięcy abonentów. Teraz dociera do 3,5 miliona gospodarstw domowych. Nadaje wprawdzie z jednego skromnego studia, ale za to tylko na żywo i do tego wypróbowuje w swojej dziedzinie pomysł za pomysłem - oprócz gier są płatne porady wróżki, wideoklipy, zakup dzwonków do komórek, programy z włączeniem pytań i
komentarzy widzów. - ITV to w zasadzie poligon doświadczalny, test dla nowych formatów - mówi Piotr Barszcz. Kanał stoi na pierwszej linii frontu, bo związany jest dodatkowo z MNI SA, firmą, która jednocześnie zajmuje się dostarczaniem usług premium rate innym nadawcom. Od jesieni działa też TVN Gra, według opisu ,nowoczesny i zaawansowany technologicznie program oparty na interaktywności". Mówiąc mniej górnolotnie - cały kanał poświęcony SMS-owym zgadywankom. Zajął mocne miejsce na rosnącym rynku, ale nie spowodował kryzysu u konkurencji. - Działalność ,interaktywna" prowadzona w oparciu o Premium SMS i połączenia telefoniczne stanowi około pięciu procent przychodów Grupy TVN w 2005 roku - informuje Małgorzata Gratys, dyrektor TVN Gra. - Przychody te wzrosły o ponad sto procent w porównaniu z 2004 rokiem, a uruchomienie TVN Gra i zwiększenie liczby tego typu programów w ramówce TVN i TVN7 powinno doprowadzić do dalszego ich wzrostu. Quizy wkraczają w ten sposób do telewizyjnych potentatów. Nawet TVP
odnotowuje dochody z usług telefonicznych (telewizja publiczna wykorzystuje SMS-owe głosowania choćby przy Eurowizji czy festiwalu w Opolu). Komercyjne kanały wykorzystują call TV, serwując ją w gorszym czasie reklamowym przed śniadaniem, a późno w nocy proponują specjalne gry o zabarwieniu erotycznym. TVN - "Nocne igraszki", a Polsat - ,Dziewczyny w bikini" z prezenterkami odzianymi jak w tytule i na tle hawajskiej fototapety. "Dziewczyny w bikini", choć trudno w to uwierzyć, to licencja - polska wersja brytyjskiego programu "Bikini Beach". Zresztą podobnych prostych telefonicznych formatów szykuje się więcej - na ostatnich targach telewizyjnych w Cannes reklamowano jako rewolucję grę tringo - telewizyjne skrzyżowanie tetrisa i bingo. "To ciekawsze, niż gdy ktoś stoi przed kamerą i zachęca do udziału w konkursie" - zachwalali producenci formatu. Czynność wymagająca krzepy
W Wielkanoc "Rozbij bank" w TVN Gra zachęcał: "Gwarantowana nagroda w kurce i szansa na 38 tysięcy złotych". Żeby dostać nagrodę z "kurki", wystarczyło tylko powiedzieć, ile razy na ekranie pojawia się słowo "jajo". Za to zwycięzca otrzymywał 150 złotych. Ale by zdobyć 38 tysięcy, trzeba było poprawnie odgadnąć czterocyfrowy PIN, a to już 10 tysięcy możliwych kombinacji cyfr. Szansa była więc iluzoryczna, ale to możliwość wygrania skromnych kilkuset złotych jest w wypadku call TV ważniejsza. Zwłaszcza gdy na przykład TVN gwarantuje szybkie dostarczenie wygranej sumy (w ciągu pięciu dni roboczych), a do tego gotówka jest do obejrzenia na wizji. Zwykle pytania nie odnoszą się do żadnej, najogólniejszej nawet wiedzy, ale raczej do tego, co widać na ekranie. Wystarczy policzyć: "Ile na ekranie jest kilogramów?" albo: "Ilu widać rowerzystów?". By nie wspomnieć o: "Ile widzisz klocków?", bo to już jednoznacznie kojarzy się z przedszkolem. Podobnie jak pytanie z ITV: ,Przed jakim światłem należy się zatrzymać:
czerwonym, żółtym czy zielonym?". Ale przecież call TV nie ma monopolu na głupotę. Do legendy przeszedł uczestnik teleturnieju "Daję słowo", który w odpowiedzi na pytanie: ,Czynność wymagająca krzepy" przy stanie "OCIĄANIE" zaproponował: "Obciąganie". W "Najsłabszym ogniwie" jedna z uczestniczek uparcie utrzymywała, że Madryt jest stolicą Włoch, a ten teleturniej to w końcu arystokracja wiedzy w porównaniu z call TV. Dlaczego w takim razie w ogóle zadawać pytania? Względy są przede wszystkim prawne - dzięki temu program pozostaje konkursem i nie można go uznać za hazard. Poza tym na innych widzów pobudzająco działa sytuacja, gdy dodzwoni się do telewizji osoba, która i na najprostsze pytanie nie zna odpowiedzi. Rok temu w Grecji aresztowano producentów i prezenterów programu typu call TV, którym udowodniono, że zatrudniali statystów podających złe odpowiedzi na wyjątkowo banalne pytania. Do quizu dzwoniło przez pięć miesięcy ponad sto tysięcy osób, których rachunki telefoniczne związane z programem
oceniono na 10 milionów euro. Zresztą w nowej generacji call TV w Wielkiej Brytanii i problem trudnych pytań odchodzi - tu nie trzeba wiedzieć, jaka jest odpowiedź, wystarczy potrafić przekonać do swojej wersji prowadzącego i innych uczestników. Tak jest w brytyjskim "The Con.Test" - w praktyce, co wyśmiewa tamtejsza prasa, nie trzeba tu nawet rozumieć pytania.
Dwie telewizje
- Przy dzisiejszym rozwoju technologii przekazu kanał call TV jest naturalnym krokiem - mówił prezes TVN SA Piotr Walter, gdy uruchamiano TVN Gra. To doświadczenie będzie przydatne szczególnie w nieuchronnie zbliżającej się telewizji w komórkach. Szefowie Endemola, najważniejszej w ostatnich latach kuźni nowych formatów telewizyjnych, twórcy takich formatów jak "Big Brother" czy "Fear Factor", twierdzą dziś, że w komórkowej telewizji (która w ciągu trzech lat ma mieć 50 milionów użytkowników) rządzić będą trzy typy formatów: quizy, reality show i programy komediowe. Rzeczywiście, trudno sobie wyobrazić, by ludzie masowo chcieli na swoich komórkach oglądać filmy czy transmisje sportowe. Telewizja będzie więc nieuchronnie podążać dwiema coraz mocniej rozchodzącymi się ścieżkami - filmową i hazardową. Piotr Barszcz z ITV zwraca jednak uwagę na inną nowość, która może pogodzić wszystkich - telewizję cyfrową z możliwością interaktywnego uczestnictwa za pośrednictwem urządzenia odbiorczego. Upowszechnienie tego
standardu to perspektywa bardziej odległa niż promocja komórkowej telewizji - przynajmniej w Polsce - ale gdyby do niego doszło, wszystkie funkcje, które dziś pełni komórka, będą dostępne z pozycji pilota. Ba, można będzie wziąć udział w zabawie bezpłatnie, a zapłacić dopiero wtedy, gdy będzie nam zależeć nie tylko na rywalizacji, ale i na nagrodach. Tyle że na odbiornik takiej telewizji, jak na każdą innowację, trzeba będzie odłożyć trochę pieniędzy. Jak? Na początek można zrezygnować z udziału w telegrach.
Bartek Chaciński