"Putinistów wśród nich nie widziałem". Tak Kazachstan wita Rosjan
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W ciągu 10 dni — od 21 do 30 września — prawie 50 tys. Rosjan jadących z kierunku Orenburga, Samary, Saratowa i Wołgogradu przekroczyło granicę niedaleko Uralska. – Lepiej niech tu będą migrantami, aniżeli w Ukrainie okupantami – mówi Wirtualnej Polsce miejscowy dziennikarz i wolontariusz, Łukpan Achmedjarow.
Kazachstan ma najdłuższą ze wszystkich sąsiadów granicę z Rosją — 7500 km. To ten kraj przyjął najwięcej uciekających przed mobilizacją obywateli Rosji. A najwięcej z nich przyjął Uralsk (po kazachsku Orał) - stolica obwodu zachodniokazachstańskiego, jedynego znajdującego się geograficznie w Europie. To 230-tysięczne miasto leży półtora tysiąca kilometrów na wschód od Kijowa, ale wciąż na zachód od górskiego łańcucha Uralu. Linia graniczna przecina tu goły step, a mieszkańcy obu krajów mogą jeździć do siebie "na dowód". Nie potrzebują paszportów.
Ogromne kolejki przed przejściem granicznym w Masztakowie pojawiły się już w nocy 22 września. Ludzie czekali dobę, dwie, trzy. 28 września rosyjskie medium opozycyjne "Mediazona" rozmawiało z informatykiem z Moskwy, który spędził w kolejce pięć dni.
— Mieliśmy szczęście, przyjechaliśmy rano, ale za nami już był szalony korek, co najmniej 35-40 km – opowiadał mężczyzna. - W ciągu ostatniego dnia przejechaliśmy 400 metrów, dzień wcześniej staliśmy bez ruchu. Wszystko zmierza w kierunku prawdziwej katastrofy humanitarnej, samochody jadą coraz wolniej.
Przejścia okazały się po prostu nieprzygotowane na taką masę ludzi, dlatego część porzucała na granicy samochody i szła na przejście dla pieszych, gdzie kolejka idzie szybciej. W przeciwieństwie do przejścia między Rosją a Gruzją w Wierchnim Larsie, na kazachsko-rosyjskiej granicy przynajmniej nie ma otaczających wąską drogę gór.
Kolejka nie zmniejsza się, a na ulicach Uralska są ludzie z Rosji.
- Poruszają się zwykle w grupach i są zagubieni - opowiada Wirtualnej Polsce miejscowy dziennikarz i wolontariusz Łukpan Achmedjarow, autor projektu "Po prostu dziennikarstwo". Od 2014 roku popiera Ukrainę. Rozmawiamy 5 października. Jak mówi, emigrantów jest mniej, choć wciąż jadą przez granicę.
— W mieście wciąż jest wielu Rosjan. Wielu już wyjechało, do Ałmaty lub na północ Kazachstanu. Dla wielu Uralsk to miejsce przesiadki, wymiany walut, zakupu karty sim — mówi. — Niemniej jednak kilka tysięcy w Uralsku już pozostało, na krótszy czy na dłuższy czas.
Achmedjarow z kolegami zrobili film o tym, jak wyglądała fala migracji z Rosji do Kazachstanu na początku października.
"OTRZEŹWIAJĄCY POŻEGNALNY POLICZEK OD OJCZYZNY"
Po stronie kazachskiej od razu powstał punkt zarządzany przez wolontariuszy, którzy pomagają Rosjanom zorientować się na miejscu, zapewnić ciepły posiłek, czy nie dać się oszukać taksówkarzowi. Achmedjarow zapewnia, że to spontaniczna pomoc.
— W pierwszych dniach na ulicy, kiedy zobaczyłem zdezorientowanych ludzi, zapytałem: czy wszystko w porządku, czy potrzebujecie pomocy? Pytali, gdzie jest sklep z kartami sim i gdzie mogą wymienić pieniądze. Woziłem więc ludzi, pokazywałem im miasto. I z takich spotkań ułożył się pewien portret uciekających Rosjan.
— Większość mówiła, jakie to dla nich niezwykłe, że na ulicy Kazachowie najzwyczajniej podchodzą do nich i próbują jakoś pomóc. Ale to nic niezwykłego, w kulturze kazachskiej obowiązuje zasada: jeśli widzisz podróżnika w trudnej sytuacji, to koniecznie podejdź i zapytaj, czego potrzebuje.
Jak mówi Achmedjarow, jest to o tyle istotne, że wielu Rosjan zdaje sobie sprawę, jak nieuczciwie i szowinistycznie w samej Rosji są traktowani przybysze z Azji Centralnej. — Jeździłem kiedyś często do Rosji i nie mogłem wynająć mieszkania, bo w co drugim ogłoszeniu było "tylko dla Rosjan" — mówi.
Achmedjarow poznał m.in. 30-latka z Sankt Petersburga, który przyznał, że widział takie teksty w Rosji, ale nie zwracał na nie uwagi.
— Mówił mi, że w Rosji mieszkał w dużym apartamentowcu, w którym sprzątali imigranci z Azji Centralnej. A teraz stał na granicy przez ponad dwa dni z całą rodziną. Porzucił tam samochód, szedł pieszo, zwyzywał go w dodatku rosyjski pogranicznik, rzucał mu paszportem w twarz. Wtedy zdał sobie sprawę, jak nieszczęśliwi są migranci. I przyznał, że to był dla niego otrzeźwiający pożegnalny policzek od ojczyzny.
Drugie otrzeźwienie Rosjanina nastąpiło, gdy podeszli do niego wolontariusze z pomocą po kazachskiej stronie. Według słów 30-latka, które przywołuje w rozmowie ze mną Achmedjarow, "to był zupełnie odmienny stosunek, uderzająco inny".
W Uralsku o tej porze roku padają deszcze. W jedną z pierwszych nocy po ogłoszeniu w Rosji mobilizacji bohaterką mediów społecznościowych została Dillara Muchambetowa, dyrektorka sieci "Cinema City". Gdy zapadła ciemność i zaczęło padać, zaoferowała rosyjskim uciekinierom nocleg w gmachu kina. Od tego czasu przez tę tymczasową noclegownię przewinęły się już setki osób.
Tymczasową, bo spora część Rosjan potraktowała Uralsk jak przystanek po drodze. W Uralsku zostają nieliczni, większość woli wyjechać do Astany lub Ałmaty albo do innych większych miast wschodniego Kazachstanu, gdzie jest spora mniejszość rosyjskojęzyczna – Pawłodaru albo Pietropawłowska.
Ci, którzy w Uralsku zostają, idą do Centrum Obsługi Mieszkańców, w którym meldują się na 90 dni i uzyskują numer podatkowy. Dzięki temu mogą otworzyć konto w banku. Z kazachskim kontem i kartą mogą dokonywać płatności na całym świecie – bo rosyjskie banki, obłożone sankcjami za wojnę, takiej możliwości nie dają.
Kilka miesięcy temu po takie karty jeździli mieszkańcy przygranicznych regionów Rosji. Dziś przed Centrum Obsługi Mieszkańca stoją młodzi mężczyźni z tatuażami i modnymi fryzurami, którzy mają drogie komórki i słuchawki — jeszcze parę tygodni temu mieszkańcy dużych miast europejskiej części Rosji.
Ich obecność oznacza popyt na mieszkania na wynajem. Największa plaga na granicy — poza czekaniem — to zawyżone ceny.
Jeśli wcześniej w Uralsku można było wynająć jednopokojowe mieszkanie za ok. 100 euro, to teraz ceny poszybowały kilkakrotnie.
— To największa z obaw w związku z Rosjanami — przyznaje Achmedjarow. — Właściciele mieszkań przychodzą do wynajmujących i mówią: sytuacja jest taka, że jestem zmuszony podnieść cenę najmu, albo zapłacicie, albo się wyprowadzicie, ponieważ jest wielu migrantów z Rosji, którzy wynajmą od zaraz. Nie spotkałem jeszcze Kazachów, którzy zostali z tego powodu eksmitowani, ale płacą więcej.
"PUTINISTÓW NIE SPOTKAŁEM"
Obawy Kazachów dotyczą nie tylko gospodarki, ale także destabilizacji politycznej. — Tu, w Uralsku, nawet my, wolontariusze pomagający Rosjanom, obawiamy się, jak to się może skończyć. Pierwszy raz mamy do czynienia z takim zjawiskiem. Czy ci ludzie z Rosji nie staną się dyrygentami nowoczesnej ideologii Kremla, imperializmu i odwetu? Czy z tą falą migracji nie przybyli tu zwolennicy wojny, którzy poparli aneksję Krymu w 2014 roku? — mówi Achmedjarow. Przyznaje jednak, że sam putinistów nie spotkał. Wręcz przeciwnie.
— Rozmawiałem z Jurijem z Kazania. Mówił, że nie wróci do Rosji. Że dla niego to teraz kraj zamknięty, dopóki jest tam Putin. A Jurij ma sytuację patową — mieszka w tymczasowym schronisku dla uchodźców, skończyły mu się pieniądze, bo nie miał czasu, żeby się zorganizować lepiej przed wyjazdem. Pytam go: "ale jak zamierzasz tu przeżyć?". Odpowiedział, że nie wie, ale na pewno nie wróci, będzie robił tu cokolwiek, ale nie wróci do Rosji. I szczerze mówiąc, uderzyła mnie ta jego determinacja.
Kazachskie władze raczej nie przeszkadzają w migracji Rosjan, a prezydent Kasym Żomart Tokajew — którego władzę jeszcze kilka miesięcy temu ratowało wojsko — od razu postanowił skorzystać z sytuacji. Uchodźcy z Rosji to dla niego test na uniezależnienie się od słabnącego Putina, karta w grze z Rosją i jednocześnie umocnienie pozycji na arenie międzynarodowej.
— Wygłosił już dwa oświadczenia skierowane do migrantów z Rosji. Zapewnił, że w żadnym wypadku Kazachstan nie będzie dokonywał ekstradycji tych obywateli do Rosji na podstawie wezwań od komisariatu wojskowego. A w drugim stwierdził, że z radością wita migrantów z Rosji i jeśli są wśród nich dobrzy specjaliści, to jesteśmy gotowi zapewnić im pracę. Dzisiejsi imigranci są więc bardzo lojalni wobec obecnego reżimu politycznego Kazachstanu. Nasi aktywiści polityczni nawet obawiają się, że po otrzymaniu pozwoleń na pobyt uzyskają obywatelstwo Kazachstanu i będą głosować na Tokajewa — komentuje Achmedjarow.
ROSYJSKI EXODUS
Czy Rosja też próbuje rozgrywać politycznie migrantów? Kazachski aktywista opowiada mi historię 19-letniego Rustama, który przyjechał do Uralska przestraszony. Był to jego pierwszy wyjazd zagraniczny, a w drodze z Rosji czytał w mediach społecznościowych wiele przerażających historii o tym, jak bardzo kazachscy "naziści" nie lubią Rosjan. Tymczasem przyjechał i został ciepło przyjęty. – Prawdopodobnie zdał sobie sprawę, że Rosjanie nie są lubiani przede wszystkim w samej Rosji – śmieje się Achmedjarow.
Aktywista podejrzewa, że poza straszeniem samych Rosjan Kreml usiłuje straszyć… Rosjanami. Kogo? Społeczeństwa krajów, do których uciekają przed poborem. – Stąd mogłyby pochodzić krążące w mediach społecznościowych historie o tym, że do Europy, Gruzji czy Kazachstanu jadą putiniści z literkami "Z" czy wstążkami św. Jerzego – podkreśla.
– U nad od razu zaczęły pojawiać się na czatach i na forach wpisy z kont o kazachsko brzmiących nazwach: "Rosjanie, nikt tu na was nie czeka, znajdziemy was, nie wychodźcie sami na ulicę wieczorem". Napisałem do kilku takich "Kazachów" — a dokładniej wysyłałem im wiadomości głosowe w języku kazachskim, żeby nie mogli tłumaczyć ich przez Google. Odpisywali mi: "Że co? Nie rozumiem?".
Achmedjarow zwraca uwagę, że migracja Rosjan rozpoczęła się już 24 lutego, była także fala w okolicy 9 maja, kiedy rozniosło się sporo plotek o tym, że Putin może ogłosić mobilizację. Wiosną przyjeżdżali ludzie z wyraźnym proukraińskim stanowiskiem.
– Teraz migracja jest spontaniczna, ci ludzie żyli w swoich bańkach, nie byli zaangażowani politycznie – mówi Achmedjarow. – Często są to bardzo młodzi ludzie, wielu opuściło Rosję pod presją rodzin – najczęściej sióstr, dziewczyn, rzadziej rodziców, a jeszcze rzadziej – ojca. Starsi rzadziej wspierali ich wybór. Teraz kończą im się pieniądze, są już tacy, którzy myślą o powrocie do domu. Także pod presją rodziców – bo słyszą, że mają wracać bronić ojczyzny, którą zdradzili, uciekając.
Spośród ponad 200 tysięcy obywateli Federacji Rosyjskiej, którzy wjechali do Kazachstanu po 21 września, kraj opuściło 147 tysięcy osób — oświadczył 4 października minister spraw wewnętrznych Kazachstanu Marat Achmetżanow. Według ministra, 3 października do Kazachstanu przybyło 7 tys. obywateli Federacji Rosyjskiej, a wyjechało ok. 11 tys.
Dla Wirtualnej Polski Igor Isajew