Putin ukrywa rosyjskie straty. Zabici i ranni żołnierze transportowani są na Krym
Rosja próbuje ukryć przed światem liczbę zabitych i okaleczonych żołnierzy i transportuje ich z pola bitwy na anektowany Krym. Wszystko to dzieje się tuż obok wypoczywających nad Morzem Czarnym turystach.
Miejsce letniego wypoczynku na Krymie stało się kluczowym punktem dla Rosji, ponieważ właśnie tam Kreml próbuje ukryć skalę strat wojennych w ludziach.
– Trudno mi mówić o naturze chorób lub urazów, z jakimi zmagają się rosyjscy żołnierze – powiedział Refat Czubarow, wysoki rangą przedstawiciel społeczności Tatarów Krymskich w rozmowie z "Daily Mirror". – Faktem jest, że prawie wszyscy średnio lub ciężko ranni są ewakuowani na Krym, i to nie tylko do lokalnych szpitali wojskowych, ale także cywilnych – dodał.
Jak informuje dziennik, na nagraniu, na jednym z nagrań, widać trzy karetki pogotowia czekające na dwa helikoptery przylatujące z rannymi z frontu w regionie Chersoniu. Na plaży tuż obok, w Morzu Czarnym beztrosko pluskają się turyści, zapewne nieświadomi tego, że w to miejsce transportowani są poszkodowani na foncie żołnierze.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zabójcza precyzja. Moment zestrzelenia rosyjskiego Su-25
Rosja odmówiła podania dokładnych informacji na temat liczby zabitych żołnierzy podczas wojny w Ukrainie, ale niezależni eksperci przewidują, że liczba ta wynosi około 200 tys. osób.
Rosja spodziewa się ataku wagnerowców na Krym?
Jak informuje "Daily Mirror", przed punktami kontroli bezpieczeństwa przed przekroczeniem Mostu Krymskiego, łączącego okupowany półwysep z rosyjskim regionem Krasnodarskim, ustawiają się ostatnio długie kolejki. Podejrzewa się, że kontrole się zaostrzyły, bo Rosjanie obawiają się, zbuntowanych bojowników Wagnera, którzy mogą zaatakować most.
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski