ŚwiatPutin o "wybuchach" w Smoleńsku. O co mu chodziło?

Putin o "wybuchach" w Smoleńsku. O co mu chodziło?

"Jeśli była eksplozja, to skąd leciał samolot? Z Moskwy? Nie, z Warszawy. Więc szukajcie u siebie" - te słowa Władimira Putina na nowo wywołały zamieszanie w temacie katastrofy Smoleńskiej. "I o to chodziło" - mówi WP ekspert.

Putin o "wybuchach" w Smoleńsku. O co mu chodziło?
Źródło zdjęć: © East News
Oskar Górzyński

14.12.2017 | aktual.: 14.12.2017 15:46

Pytania o sprawę katastrofy pod Smoleńskiem stały się niemal tradycją corocznej konferencji prasowej Władimira Putina. Nie inaczej było i tym razem. Na pytanie reportera TVN Andrzeja Zauchy o sprawę niezwróconego wraku tupolewa oraz stwierdzenia członków podkomisji smoleńskiej, że na pokładzie samolotu doszło do wybuchu, Putin odpowiedział:

- Te pytania już nas męczą. To nonsens, nie ma żadnego sensu. Jeśli był wybuch, to skąd leciał samolot? Z Moskwy? Nie, z Warszawy. Więc szukajcie u siebie. Ale nie było żadnego wybuchu. Wszystko już przebadała strona polska i strona rosyjska. Nie trzeba niczego wymyślać - stwierdził rosyjski prezydent. I zaraz dodał: - Dlaczego to robicie? Aby zdobyć polityczne punkty? Ta sprawa szkodzi stosunkom polsko-rosyjskim. Zobaczcie, ile was to kosztowało. Ile straciliście miejsc pracy i ile pieniędzy z powodu sankcji.

Konferencje prasowe Putina to w dużej części wyreżyserowany spektakl. Jaki był cel prezydenta Rosji w tej sprawie? Zdaniem dr Adama Lelonka z Centrum Analiz Propagandy i Dezinformacji, jego wypowiedź to "oczywista prowokacja".

- To swego rodzaju "informacyjny granat", który można łatwo wykorzystać przy istnieniu tak dużych podziałów jak w Polsce. Odwołując się do wiedzy o wewnętrznej sytuacji nad Wisłą, Putin nie mógł nie wiedzieć, jaki efekt wywołają jego słowa. Niewykluczone, że decyzja o tak agresywnej i niedyplomatycznej wypowiedzi ma być testem dla nowego premiera w Warszawie - mówi Lelonek. Zwraca uwagę, że użyty przez rosyjskiego autokratę język pasuje bardziej do pracownika rosyjskich służb pracującego na froncie operacji informacyjnych.

- Pamiętajmy, że podczas tej samej konferencji prasowej rosyjski prezydent zapewnił, że na Donbasie nie ma rosyjskich wojsk, strona rosyjska nie podejmowała kontaktów z administracją Trumpa, niejawne spotkania są wymysłem amerykańskiej opozycji, a Ukraińcy i Rosjanie to w zasadzie "jeden naród" - mówi ekspert. I apeluje: - Nie powinniśmy dawać się prowokować i nabierać na ten dyplomatyczny teatr. Jego celem jest tylko dalsze podzielenie polskiego społeczeństwa i osłabianie Polski wewnętrznie oraz na arenie międzynarodowej.

Zobacz także
Komentarze (103)