Polska"Przyznaję, zamieszki na stadionach to nasz pomysł"

"Przyznaję, zamieszki na stadionach to nasz pomysł"

Polski chuliganizm na stadionach ma jedną pozytywną cechę - dzięki niemu czuję się jak w domu. Wielka Brytania w dużej mierze ponosi winę za istnienie futbolowej przemocy. To my wymyśliliśmy futbol i to my wymyśliliśmy związane z nim pijackie warcholstwo. To my rozpowszechniliśmy tę grę na całym świecie, a przemoc rozpowszechniła się razem z nią. Sorry za to - pisze Jamie Stokes w Wirtualnej Polsce.

03.06.2011 | aktual.: 03.06.2011 07:21

Futbol zawsze był nierozerwalnie związany z przemocą. Najwcześniejsze formy tej gry angażowały całą populację okolicznych wsi, która spotykała się na błotnistym polu i przez kilka godzin rozgrywała walkę w cieniu przedmiotu w kształcie piłki – nawet nie udawali, że liczą jakieś gole.

Niewiele się zmieniło. Wciąż tylko mała grupa osób interesuje się piłką i wie, jak w nią grać, reszta interesuje się piciem i bójkami odbywanymi na tle, rozgrywanego przez innych, meczu. To trochę tak, jakby wybrać się na mistrzostwa szachowe i spędzić cały czas, skacząc z dachu na bungee - może i niezwiązane z odbywającym się konkursem, ale znacznie bardziej ekscytujące.

Najnowszy polski problem ze stadionowymi chuliganami jest niemal komiczny. Jakiś czas temu mecz między Polską i Litwą zakończył się wielką rozróbą, która przypuszczalnie rozpoczęła się, gdy ktoś wypowiedział nieuprzejmy komentarz na temat Konfederacji Warszawskiej z 1673 roku. Oficjele z UEFA, zatroskani polskim planem kontroli tłumu podczas Euro 2012, zdecydowali się przybyć na jeden mecz w Polsce i zobaczyć, jak się sprawy mają. Przybyli zatem i na tym właśnie przypadkowo wybranym meczu zobaczyli kolejną wielką rozróbę.

Gdybym był fanem piłki nożnej i zobaczył na stadionie futbolowych oficjeli, być może też miałbym ochotę rozpocząć jakieś zamieszki. Większość tychże oficjeli trafia przecież na swoje stanowiska po tym, jak zostają wyrzuceni z mafii za nadmierną nieuczciwość i korupcję. Fakt, że Katar, w którym może nie zmieścić się nawet jedno boisko, został wybrany na organizatora Mistrzostw Świata 2022, jest chyba najbardziej śmierdzącą decyzją od czasu, gdy Stalin uznał, że tylko on może mieć pieczę nad całym koniakiem i wszystkimi sprośnymi, francuskimi pocztówkami.

Na szczęście - mam rozwiązanie. Nazywa się krykiet. Ostatnia rozróba na meczu krykieta miała miejsce w 1879 roku i doszło do niej tylko dlatego, że ktoś zapomniał dostarczyć herbaty. Mecze krykieta są prawie tak ekscytujące, jak oglądanie erozji lodowcowej i mogą trwać pięć dni. Niewiele osób po takim doświadczeniu miałoby ochotę rozrabiać.

Przechrzczenie Polski z kraju kochającego futbol w kraj rozmiłowany w krykiecie nie powinno być trudne. Jedyne, co trzeba zrobić, to znaleźć jakiegoś niewysokiego Polaka z wąsami, który okaże się krykietowym geniuszem. Gdy tylko Polacy odniosą w krykiecie jakiś sukces, cały naród zacznie głosić miłość do tego sportu i udowadniać, że został on tak naprawdę wymyślony nad Wisłą, tylko Rosjanie go ukradli.

Potrzeby będzie krótki okres reedukacji, w którym Polacy nauczą się rozróżniać krykiet od krokieta (piłki są większe a kije krótsze). Zalecam także wydanie przewodnika z krykietową terminologią, by ludzie nie myśleli, że "silly-mid-off"" i "leg cut" to nazwy urazów. Potem już będzie łatwo. Drużyna krykieta, tak jak drużyna w piłce nożnej, składa się z 11 graczy. Przekształćmy po prostu jedną w drugą, a kibice Wisły i Cracovii wkrótce przesiadywać będą razem przy kubku pysznej herbaty.

Jamie Stokes specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
przemocstadionpseudokibice
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (120)