PublicystykaPrzywódcy Korei Płn. i Płd. podjęli historyczną decyzję. Kończą 70-letnią wojnę

Przywódcy Korei Płn. i Płd. podjęli historyczną decyzję. Kończą 70‑letnią wojnę

Na Półwyspie Koreańskim nie będzie więcej wojny. Formalnie pokój ma zostać podpisany jeszcze w tym roku. To przełomowa deklaracja przywódców państw koreańskich, którzy zapowiedzieli też nuklearne rozbrojenie.

Przywódcy Korei Płn. i Płd. podjęli historyczną decyzję. Kończą 70-letnią wojnę
Źródło zdjęć: © PAP/EPA/KOREA SUMMIT PRESS / POOL
Jarosław Kociszewski

27.04.2018 | aktual.: 27.04.2018 12:30

Dzień rozpoczął symboliczny "taniec" przy krawężniku dzielącym Koreę Północną i Południową Szeroko uśmiechnięty Kim Dzong Un podszedł do linii zawieszenia broni i podał rękę prezydentowi Moon Jae-Inowi. Następnie mężczyzna w nieco dziwnie wyglądającym, luźnym garniturze, maskującym nadwagę, zrobił krok i stał się pierwszym w historii przywódcą komunistycznej Korei, który stanął na ziemi kapitalistycznego południa. Oba kraje od prawie 70 lat formalnie są w stanie wojny.

Kilka zdań i nieplanowany zwrot akcji. Ubrany w elegancki, zachodni garnitur Moon, na zaproszenie Kima, przechodzi na północ. W gestach remis. Przy tej okazji wydarzyło się jednak coś, co podkreśla głębokie różnice i nieufność między państwami koreańskimi. Zazwyczaj przy takich "oficjałkach" odbywa się pojedyncza sesja zdjęciowa. Nie tym razem. Najpierw trzymający się za ręce przywódcy pozowali w kierunku fotografów z północy, aby po chwili obrócić się do tych na południu.

Nie mniej symboliczne było przejście polityków do sali spotkań w towarzystwie ochrony w strojach tradycyjnych podkreślających wspólną historię obu państw koreańskich. Jedność podkreśliło też sadzenie drzewka z użyciem wody i ziemi pochodzącej z obu storn linii dzielącej półwysep. Przyjemność Kim Dzong Unowi sprawić miał poczęstunek zawierający szwajcarskie ziemniaki, co jest odwołaniem do jego szkolnych lat w Europie. Panowie zjedli także zimne kluski, z których słynie Północ.

Uwagę przyciągnął też hipnotyzujący bieg 12 ochroniarzy Kim Dzong Una towarzyszących jego czarnej limuzynie przy powrocie na północ w czasie przerwy w spotkaniach. Równy trucht świetnie wyszkolonych profesjonalistów robił wrażenie. Pokazał, że zubożałej Północy nie można ignorować.

Takiego przełomu nikt się nie spodziewał

Po symbolice przyszła też pora na deklaracje. "Nowa historia zaczyna się teraz" Kim Dzong Un napisał w księdze pamiątkowej. Politycy poszli jednak znacznie dalej. We wspólnej deklaracji oświadczyli, że na Półwyspie Koreańskim nigdy już wojna nie wybuchnie. Co więcej, nie będzie już wyścigu zbrojeń nuklearnych grożącego zagładą obu państw. To prawdziwy przełom.

Odsunięcie groźby krwawej konfrontacji jest tylko częścią wytłumaczenia zbliżenia pomiędzy Pjongjangiem i Seulem. W końcu oba kraje nauczyły się już na zawołanie podgrzewać i ochładzać konflikt bez doprowadzania do generalnego zwarcia. Presję na obie strony wywierają także zewnętrzni patroni. Konfrontacyjna polityka komunistycznej północy irytuje Chiny, bez których państwo Kima po prostu nie przetrwa. Oznacza to, że polityka Xi Jinpinga jest kolejnym elementem tej skomplikowanej gry.

Nie można też zapominać o interesach gospodarczych. Co prawda rządząca elita na północy świetnie sobie radzi prowadząc niemal mafijne interesy w wielu krajach świata, ale to nie może trwać wiecznie. Kraj, nawet tak zamknięty i sterroryzowany jak Korea Północna, potrzebuje świata zewnętrznego, aby uniknąć implozji na wzór góry, pod którą Pjongjang przeprowadzał próby nuklearne.

Patrząc na spotkanie prezydentów trudno nie myśleć o możliwości zjednoczenia podzielonego półwyspu, ale do tego droga jest jeszcze bardzo daleka. Formalne zakończenie wojny, które ma nastąpić jeszcze w tym roku jest tylko częścią tego procesu. Nie jest przy tym pewne, że ktokolwiek poważnie traktuje możliwość zjednoczenia. Północnokoreańska elita władzy miałaby wiele do stracenia, a południa zwyczajnie nie stać na wchłonięcie zacofanego sąsiada.

Teraz czas na ruch Trumpa

Po oficjalnym podpisaniu traktatu pokojowego przyjdzie czas na realną odwilż. Oba kraje będą mogły na cele pokojowe wydać gigantyczne środki, które obecnie pochłaniane są przez zbrojenia. Niedługo do rozmów dołączą Amerykanie. Spotkanie Kim Dzong Una z Donaldem Trumpem będzie nie mniej ważne i symboliczne.

Gospodarzowi Białego Domu zarzuca się nieprzewidywalność, ale akurat w tym wypadku to może być zaletą. Trump jest w stanie podjąć decyzje, o których nikt wcześniej nie myślał i doprowadzić do przełomu. To jak wizyta prezydenta USA Nixona w Chinach w 1972 r. i prezydenta Egiptu Sadata w Izraelu pięć lat później.

Kim i Moon piszą historię i bez wątpienia kibicują im Donald Trump w Waszyngtonie i Xi Jinping w Pekinie. Dzisiejsze deklaracje, a nawet podpisanie pokoju nie oznacza jeszcze końca kłopotów. Sadat zapłacił życiem za zbliżenie z Izraelem. W interesie całego świata jest jednak, aby jeden z najgroźniejszych punktów zapalnych globu przestał wreszcie straszyć nuklearnym Armagedonem. Dzisiaj przywódcy obu państw koreańskich wykonali krok w dobrym kierunku.

Jarosław Kociszewski dla Opinii WP

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)