Przymus szkolny
Za rok, wbrew protestom tysięcy rodziców i rzeszy ekspertów, do pierwszej klasy podstawówki trafią sześciolatki. Jednak już teraz urzędnicy postanowili zamienić sześcioletnie dzieci w króliki doświadczalne.
08.09.2008 | aktual.: 16.09.2008 14:04
Sześcioletni Antoś z warszawskiego Służewca, jedno z dzieci pani Katarzyny, o tym, że do swojego ukochanego przedszkola, dokładniej – do przedszkolnej zerówki, we wrześniu już nie wróci, dowiedział się od mamy w kwietniu. Najpierw się rozpłakał. Potem zapytał, czy tam, gdzie go przymusowo wysyłają, w tej nowej szkole, będą się nim opiekować te same panie, co wcześniej. Mama pokręciła przecząco głową. – To może chociaż przejdą z nami panie kucharki? – zapytało dziecko z nadzieją w głosie.
W zerówce szkolnej, do której mimo burzliwych protestów rodziców trafił Antoś, nie ma jednak nie tylko dawnych pań i dawnych kucharek. Nie ma też bezpiecznych, wyklejonych malowankami korytarzy ani przytulnych łazienek, w których opiekunki pomagały dzieciom myć ręce i zęby. Są za to rozwrzeszczane dzieci ze starszych klas, ścisk na korytarzach i kolejki do toalety. Co więcej, toalety te nie są przystosowane do wzrostu sześciolatków, bo szkoła nie zdążyła przeprowadzić remontu. Dzieci nie dosięgają więc ani do umywalek, ani do misek ustępowych.
WĘimię trzylatka
Pięć miesięcy temu ku zdumieniu rodziców władze warszawskiego Mokotowa, którym podlegają przedszkola na Służewcu, postanowiły zlikwidować w pięciu placówkach przedszkolnych oddziały dla najstarszych dzieci i przymusowo przenieść te dzieci do zerówek - przy szkołach*. Oficjalny powód? Brak miejsc dla najmłodszych, czyli trzylatków. Rodzice - są jednak pewni, że decyzja urzędników ma drugie dno. Biurokraci chcą sprawdzić, czy szkoły poradzą sobie w przyszłym roku z reformą oświaty, którą zapowiedziała szumnie minister edukacji Katarzyna Hall, to znaczy: czy są w stanie upchnąć w swoich murach, w jednej klasie, jednocześnie dzieci sześcioletnie i siedmioletnie. – Nie są i jeszcze długo nie będą w stanie – zapewnia mnie Barbara Nowak, dyrek-torka szkoły numer 86 w Krakowie, typowej osiedlowej podstawówki w Nowej Hucie. I po kolei wyjaśnia powody.
Podstawowy to brak jakichkolwiek możliwości zapewnienia sześciolatkom bezpieczeństwa w przepełnionej, hałaśliwej, a czasem nawet agresywnej polskiej szkole. Druga kwestia to problem zatrudnienia większej liczby pedagogów. Reforma zakłada, że maluchy mają mieć zapewnioną opiekę w szkole tak, jak w przedszkolu – do godziny 17 – co dla szkół oznacza konieczność przyjęcia na etaty dodatkowych nauczycieli.
Minister Hall zapewnia, że szkoły na przygotowanie zmian dostaną dodatkowe 150 milionów złotych, ale gdy podzielić tę kwotę przez liczbę szkół w Polsce, wychodzi, że na jedną przypadnie maksimum... 15 tysięcy złotych. Tylko raz, na przeprowadzenie wszystkich zmian. Jak zgodnie przyznają dyrektorzy szkół, pieniędzy jest zdecydowanie za mało, a już na pewno nie wystarczy ich na opłacenie dodatkowych pracowników. * Trauma zamiast zabawy*
Jednak nie tylko o pieniądze tu chodzi. Od wielu miesięcy władze gminy Ujsoły na Żywiecczyźnie próbują bezskutecznie przekonać MEN do tego, żeby wstrzymało się ze zmianami. W Ujsołach szkoły są przepełnione do granic możliwości. Wpuszczenie w przyszłym roku do pierwszych klas sześciolatków (jak dokładnie będą wyglądać kolejne etapy reformy – patrz ramka) będzie oznaczało, że zajęcia mogą się kończyć nawet o godzinie 20. Co więcej, dzieci z położonych wysoko przysiółków, by dotrzeć do klasy, będą musiały pokonywać górzyste drogi biegnące przez lasy. W zimie pomagają im w tym narty biegówki lub... rakiety śnieżne. Na sportowe wyczyny mogą sobie pozwolić wyłącznie starsi uczniowie. Jest zatem prawie pewne, że podczas srogich zim sześciolatki zostaną w domach.
Nieco lepiej jest w miastach, ale czy dobrze? – My po prostu wiemy, że przeciętna polska szkoła to dziś miejsce nieprzyjazne sześciolatkom, a czasem wręcz niebezpieczne – mówi Tomasz Elbanowski, który wraz z żoną założył stronę internetową Ratujmaluchy.pl, na której zebrał już 20 tysięcy podpisów przerażonych pomysłami MEN rodziców.
Protesty rodziców poparte między innymi przez Polski Komitet Światowej Organizacji Wychowania Przedszkolnego na niewiele jednak się zdały. Podobnie jak druzgocące dla pomysłów ministerstwa opinie fachowców. – Obniżenie wieku szkolnego w warunkach polskiej szkoły to skandaliczny eksperyment na dzieciach – uważa profesor Danuta Waloszek z Akademii Pedagogicznej w Krakowie, autorka wielu książek poświęconych nauczaniu przedszkolnemu i początkowemu. – Wyrwanie maluchów z bezpiecznego dla nich miejsca, jakim jest przedszkole, miejsca, w którym poznają świat poprzez radosną, beztroską zabawę, będzie dla nich oznaczać tylko jedno: traumę, która może rzutować na całe ich przyszłe życie. Bo w polskiej szkole zamiast zabawy czekać je będzie wyłącznie stres.
Choć obraz idealnego, sielskiego przedszkola i jednocześnie strasznej szkoły może być nieco przejaskrawiony, profesor Waloszek podkreśla, że pomysłodawcy reformy w ogóle nie wzięli pod uwagę tego, że w życiu sześcioletniego dziecka ogromną rolę odgrywają emocje. To właśnie w tym newralgicznym okresie maluch uczy się okazywania radości, złości, budowania zaufania, przywiązania do ludzi, a także nabiera poczucia własnej wartości. Warunkiem prawidłowego rozwoju tak małych dzieci jest jednak czuła i uważna opieka pedagogów. A w polskiej szkole – uważają fachowcy – nie ma czasu na to, żeby pedagodzy pochylali się nad ich emocjami. Mają bowiem zbyt dużo problemów ze starszą młodzieżą.
Zerówka zerówce nierówna
W wielu europejskich krajach małym dzieciom zapewnia się nie tylko wyspecjalizowaną kadrę. W budynkach szkolnych są oddzielne wejścia, wydzielone od reszty szkoły strefy-, świetnie wyposażone i przestronne sale – zauważa Tomasz Elbanowski. Za granicą warunki w szkołach, do których posłano sześciolatki, niczym nie różnią się od tych panujących w przedszkolach. Znajdują się w nich kolorowe i przystosowane do wzrostu maluchów łazienki-, stołówki i szatnie, a także osobne sale do nauki i odpoczynku. Na zewnątrz dzieci mogą bawić się na wydzielonych placach zabaw.
Poza tym wciąż twierdzenie, że posyłanie do szkół sześciolatków to najlepsze rozwiązanie, nie jest tak bardzo oczywiste. Eksperci podkreślają, że w Finlandii, której system edukacyjny uznawany jest za jeden z najlepszych na świecie, do szkół nadal posyłane są siedmiolatki. – Myślę, że w tej reformie nie chodzi wcale o naśladowanie różnorodnej przecież Europy ani o wyrównywanie szans dzieci, lecz jedynie o szukanie oszczędności przez państwo – dodaje Danuta Waloszek. Jej zdaniem chodzi o to, by nie tworzyć nowych publicznych przedszkoli. Łatwiej przecież „uwolnić je” od sześciolatków i skrócić edukację młodych Polaków o rok (w rezultacie młodzież będzie zdawała maturę w wieku 18, a nie 19 lat, a do zerówek pójdą pięcioletnie dzieci). * Minister nie ustąpi*
Minister Hall idzie jednak w zaparte. W lipcu zapowiedziała, że nie zrezygnuje z reformy. Pierwsze sześciolatki (te urodzone w pierwszej połowie 2003 roku) do pierwszej klasy mają pójść już od 1 września przyszłego roku. Teoretycznie rodzice będą mogli odmówić posłania pociechy do szkoły, uznając, że jest ona do tego nieprzygotowana, ale urzędnicy ministerstwa uważają, że w takiej sytuacji rodzic powinien pójść z dzieckiem do psychologa, by ten je zdiagnozował. Co więcej, opiekę nad dziećmi, które nie pójdą do szkoły, mają zapewnić samorządy. Pytanie tylko, jak to zrobią, skoro gminy już w tym roku likwidują wiele oddziałów przedszkoli dla sześciolatków.
Tak jak zlikwidowana została grupa Antosia ze Służewca. Przy okazji także rok jego beztroskiego dzieciństwa.
Anna Szulc
- - Obecnie rodzice sześciolatków powinni mieć do wyboru bezpłatną zerówkę w szkole lub płatną w przedszkolu. Większość wybiera przedszkola. O ile w ich rejonie przedszkolnych zerówek już nie zlikwidowano