Przyjaźń, która kończy się wojną. Andrzej Duda nie pierwszy raz zdradził Zbigniewa Ziobrę.
Była wielka przyjaźń, potem zdrada, następnie szorstka przyjaźń, a teraz jest już walka na śmierć i życie. To Zbigniew Ziobro wciągnął Andrzeja Dudę do polityki i tylko on wie, jak bardzo teraz tego żałuje. Konflikt między prezydentem a ministrem sprawiedliwości zaczął się trzy lata temu i właśnie wkroczył w decydująca fazę. Jak doszło do tego, że z przyjaciół stali się wrogami?
Polityczna historia Andrzeja Dudy zaczyna się w 2005 r. po wygranych przez PiS wyborach. Wcześniej miał tylko krótki epizod z Unią Wolności. Prezydent był wówczas pracownikiem naukowym na Wydziale Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego. W tym czasie Zbigniew Ziobro z ramienia PiS miał przygotować ustawę lustracyjną i potrzebował prawników. Jego bliski współpracownik Arkadiusz Mularczyk ruszył na poszukiwania na krakowską uczelnię, gdzie trafił na Dudę.
Prawnik szybko zyskał uznanie w środowisku PiS, zostając ekspertem partii w sejmowych komisjach. A gdy w 2006 r. Ziobro szukał zastępców w ministerstwie sprawiedliwości, od razu sięgnął po Dudę. W 2008 r. z polecenia Ziobry polityk trafił do Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Kariera Dudy rozwijała się coraz szybciej. W 2011 r. został posłem, a następnie eurodeputowanym. W ostatnich wyborach prezydenckich PiS postawiło na niego w wyścigu o fotel prezydenta. A to o tym od zawsze marzył Zbigniew Ziobro.
Sam nie miał co marzyć o nominacji, ponieważ cztery lata wcześniej został wyrzucony z PiS. Skonfliktowany wówczas z Kaczyńskim Ziobro liczył na to, że jego jeszcze do niedawna przyjaciel Andrzej Duda pójdzie razem z nim. Ten wybrał jednak prezesa PiS, a komentując dobry wynik Ziobry w wyborach do Parlamentu Europejskiego stwierdził, że "polityk Solidarnej Polski tylko dlatego zebrał taką liczbę głosów, że wyborcy sądzą, że nadal jest w Prawie i Sprawiedliwości".
Ziobro odpowiedział atakiem. - Na posła Dudę oddawano głosy, bo sądzono, że jest jeszcze moim zastępcą w ministerstwie sprawiedliwości. Pan poseł Duda zawdzięcza swoje istnienie w polityce mnie i posłowi Mularczykowi i zachowuje się bardzo nieładnie swoimi wypowiedziami o zdrajcach… Bo jeżeli ktoś kogoś zdradził, to on się zachował jak taki Judasz, poszedł za srebrniki do prezesa Kaczyńskiego, choć dzięki nam znalazł się w polityce – stwierdził Ziobro. I zasugerował, że zna pewne niewygodne dla Dudy fakty z jego przeszłości.
Po tym jednak, jak PiS wystawiło Dudę w wyborach prezydenckich, Ziobro – przynajmniej oficjalnie – odsunął swoje urazy na bok. Teraz jednak wróciły z całą mocą, zwłaszcza, że w swoim oświadczeniu prezydent skrytykował dające bardzo dużą władzę prokuratorowi generalnemu, czyli Ziobrze, ustawy o sądownictwie.
Kilka dni wcześniej prezydent postawił PiS warunek. Zagroził, że nie podpisze ustawy o Sądzie Najwyższym, jeśli jego poprawki do ustawy o Krajowej Radzie Sądowniczej nie wejdą w życie. Chodziło o to, aby Sejm większością 3/5 posłów wybierał sędziów do KRS. Partia rządząca nie była – delikatnie mówiąc – zadowolona z inicjatywy Dudy. By pokazać mu jego miejsce w szeregu, politycy przeforsowali poprawkę, która sprowadzała prezydenta do roli notariusza Ziobry.
Po przyjęciu ustawy i przesłaniu jej do podpisu przez głowę państwa minister Ziobro był pewien, że projekty wzmacniające jego pozycję wejdą w życie. - Między bajki włóżcie sobie państwo te bajki o wecie – mówił do dziennikarzy w Sejmie. Do tej pory nie skomentował decyzji Dudy.