Przyczyną katastrofy CASY nie była wada techniczna
Przyczyną katastrofy transportowca CASA, w
której 23 stycznia zginęło 20 wysokich rangą oficerów Sił
Powietrznych, nie była wada techniczna samolotu - ujawnił w
rozmowie z "Dziennikiem" minister obrony Bogdan Klich. To pierwszy
oficjalny komunikat w sprawie przyczyn tragedii.
07.02.2008 | aktual.: 07.02.2008 06:42
Galeria
[
]( http://wiadomosci.wp.pl/katastrofa-samolotu-wojskowego-casa-6038701113741953g )[
]( http://wiadomosci.wp.pl/katastrofa-samolotu-wojskowego-casa-6038701113741953g )
Katastrofa samolotu wojskowego Casa
Galeria
[
]( http://wiadomosci.wp.pl/zaloba-narodowa-po-katastrofie-samolotu-6038675310523521g )[
]( http://wiadomosci.wp.pl/zaloba-narodowa-po-katastrofie-samolotu-6038675310523521g )
Żałoba narodowa po katastrofie samolotu
Minister obrony jest codziennie informowany o przebiegu prac Komisji Badania Wypadków Lotniczych ustalającej przyczyny styczniowej katastrofy w Mirosławcu. Ujawnił on "Dziennikowi" bardzo istotne ustalenia ekspertów.
Z analizy zawartości czarnej skrzynki wynika, że wszystkie systemy pokładowe CASY działały prawidłowo - powiedział. Oznacza to, że komisja wykluczyła awarię samolotu.
Już 31 stycznia w rozmowie z "Dziennikiem" piloci wojskowi sugerowali, że usterka samolotu jest mało prawdopodobna. Michał Fiszer, były pilot samolotu Su-22, dziś zastępca redaktora naczelnego miesięcznika "Lotnictwo" mówi: najprawdopodobniej przyczyną katastrofy były suma błędów ludzkich i zbieg różnych okoliczności takich, jak: niekorzystna pogoda, noc i niedziałający na lotnisku system naprowadzania, który pomógłby wylądować w złych warunkach.
Lotnicy, z którymi rozmawiał "Dziennik", za najbardziej prawdopodobną przyczynę uznają jednak błąd pilota. Do dziś komisja nie ujawniła, w jaki sposób lądował. Wiadomo, że w dniu katastrofy chmury były nisko - 90 m nad ziemią. Przy pierwszym podejściu do lądowania pilot nie widział pasa, przeleciał wzdłuż niego i zdecydował się na drugie podejście. Zawrócił. Mógł potem zrobić ciasne, wąskie zejście, aby ponownie ustawić maszynę w osi pasa. Mógł lecieć cały czas pod chmurami, aby nie stracić pasa z oczu. A nie powinno się manewrować na małej wysokości w nocy, bo to grozi zderzeniem z ziemią - mówi pilot.
Zdaniem ekspertów, m.in. prof. Zdobysława Goraja z Politechniki Warszawskiej, na małej wysokości i przy niskiej prędkości samolot traci siłę nośną i może gwałtownie spaść. Zjawisko to nazywa się przepadnięciem.
Jak dowiedział się "Dziennik" z innych źródeł niż MON, z zapisów na czarnej skrzynce wynika, że pilot mógł ratować się przed przepadnięciem. Skrzynka zarejestrowała bowiem, że w ostatniej chwili bezskutecznie próbował zwiększyć moc silników. (PAP)