Przewoźnik nie był agentem SB
Andrzej Przewoźnik złożył prawdziwe oświadczenie lustracyjne, w którym zaprzeczył, by był agentem SB - orzekł Sąd Lustracyjny.
Materiał dowodowy z IPN, przedstawiony Sądowi Lustracyjnemu, w żaden sposób nie wskazał na to, iż Andrzej Przewoźnik na którymkolwiek etapie - od 1987 r. do momentu wyrejestrowania rzekomego tajnego współpracownika o pseud. "Łukasz" z ewidencji - takim współpracownikiem był - powiedziała w uzasadnieniu orzeczenia przewodnicząca sędzia Małgorzata Mojkowska.
Nie ma żadnych materiałów, nawet ustnych, żeby Andrzej Przewoźnik zobowiązał się do współpracy. Wręcz przeciwnie, wykazał, że takiej współpracy nie chce podjąć - powiedziała sędzia.
Nie biorę takiej ewentualności pod uwagę. Dla mnie ta sprawa jest zamknięta. W tej chwili myślę tylko o tym, by odpocząć po tym całym zamieszaniu związanym z procesem - odpowiedział Przewoźnik, pytany, czy po oczyszczającym wyroku Sądu Lustracyjnego zamierza kandydować na prezesa Instytutu Pamięci Narodowej.
Sąd Lustracyjny po raz kolejny ma do czynienia z sytuacją, w której w sposób arbitralny poza organami uprawnionymi do orzeczeń zapadają decyzje stwierdzające, że dana osoba jest lub nie jest tajnym współpracownikiem PRL-owskich służb bezpieczeństwa - podkreśliła w uzasadnieniu Mojkowska.
Ta i podobne sprawy w ramach tzw. autolustracji wykazują, że nie wystarczą jedynie te dokumenty, które zostały złożone do konkretnej sprawy - uzasadniała sędzia.
W sprawie Przewoźnika podstawą oskarżeń było pismo ówczesnego st. kpr. SB Pawła Kosiby i zapisy w dziennikach ewidencyjnych krakowskiej SB. Sąd miał jednak możliwość przesłuchać świadków, którzy wykluczyli możliwość współpracy Przewoźnika z SB - przypominała Mojkowska.
Najbardziej przykre w tej całej sprawie jest to, że w oparciu o pismo, którego prawdziwości zaprzeczył sam autor, podniesiono okoliczności, które osobę Andrzeja Przewoźnika postawiły w bardzo złym świetle - zaznaczyła sędzia w uzasadnieniu. Kosiba powiedział, iż napisał to pismo jedynie po to, by zostać pozytywnie zweryfikowany na początku lat 90. do dalszej służby w policji - przypomniała sędzia.
Świadkowie potwierdzili, że natychmiast po rozmowie z SB powiadomił on o tym wszystkie zainteresowane osoby, które musiały się liczyć z tym, iż jeśli SB spełni swoje groźby z rozmowy z Przewoźnikiem, również te osoby będą ponosić konsekwencje jego odmowy współpracy - uzasadniała.
Orzeczenie nie jest prawomocne, ale Rzecznik Interesu Publicznego nie będzie wnosił do niego zastrzeżeń. O takie orzeczenie wnosił zarówno obrońca Przewoźnika i on sam, jak i Rzecznik Interesu Publicznego.
Przewoźnik powiedział, że jest zadowolony z takiego orzeczenia sądu. W końcowej mowie przed sądem powiedział, że "artykuł w 'Rzeczpospolitej' zmienił jego życie".
W lipcu "Rzeczpospolita" podała, że w archiwach IPN w Krakowie odnalazło się oświadczenie b. kaprala SB Pawła Kosiby, który napisał w 1990 r., że jednym z jego agentów był Przewoźnik. Przewoźnik był wtedy kandydatem na prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, wykluczono go z konkursu na prezesa właśnie z powodu zapisów archiwów IPN o jego możliwych związkach z SB.
Obrońca Przewoźnika mec. Czesław Jaworski podkreślał, że jedynie dzięki istnieniu Sądu Lustracyjnego jest możliwość oczyszczenia się z tego rodzaju zarzutów. W mowie końcowej przypominał, że zapis rejestracyjny kandydata na tajnego współpracownika SB powstał bez żadnych materiałów ani dowodów od Przewoźnika, a na podstawie materiałów SB z jego inwigilacji i pracy innych agentów.
Sąd przypomniał, że żaden ze świadków nie był w stanie wytłumaczyć, dlaczego w ewidencji SB przy zapisie o rejestracji Przewoźnika jako kandydata na tajnego współpracownika została skreślona litera "K", co oznacza, że został przerejestrowany na współpracownika.
Działo się to tuż przed rozwiązaniem Służby Bezpieczeństwa. Jeden ze świadków stwierdził, że mogło to nastąpić wyłącznie dla celów ewidencyjnych, by wykazać się większą liczbą pozyskanych źródeł osobowych. Zdaniem sądu jest to wyjaśnienie logiczne, jeśli weźmie się pod uwagę nieprawdziwą treść pisma Kosiby, które napisał tylko po to aby wykazać, że był znakomitym pracownikiem, który będzie przydatny w pracy policji - powiedziała sędzia Mojkowska.
Sąd doprowadził do końca proces Przewoźnika, pomimo że niedawno Sąd Najwyższy uznał, iż nie można wszczynać procesu lustracyjnego osoby, która nie pełni funkcji publicznej w rozumieniu ustawy lustracyjnej, nie pełniła jej bądź na nią nie kandyduje.
Choć funkcja sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa nie podlega lustracji, autolustrację Przewoźnika wszczęto we wrześniu, gdy był on kandydatem na prezesa Instytutu Pamięci Narodowej.
Wyrok nie zmienia niczego w sytuacji Przewoźnika wobec IPN: ustawa o IPN dyskwalifikuje kandydata na prezesa, wobec którego w archiwach jest choćby najmniejsza informacja o jego możliwych związkach z tajnymi służbami PRL. Wyrok miałby wtedy decydujące znaczenie dla ewentualnych szans startu pana Przewoźnika w kolejnym konkursie, gdyby z ustawy o IPN wykreślono odpowiedni zapis - powiedział były szef kolegium IPN Sławomir Radoń (który od początku mówił, że zapisy archiwalne wykluczają Przewoźnika).
Odmiennego zdania jest inny członek kolegium IPN prof. Andrzej Paczkowski, który zwrócił uwagę, że w myśl niedawnego wyroku Trybunału Konstytucyjnego, wyrok Sądu Lustracyjnego oczyszczający daną osobą musi być bezwzględnie stosowany przez inne organa państwa. Wyrok jest ponad ustawą - dodał Paczkowski, według którego nie ma przeszkód, aby Przewoźnik startował w ewentualnym ponownym konkursie.
W przyszłym tygodniu Sejm ma głosować nad kandydaturą Janusza Kurtyki na prezesa Instytutu Pamięci Narodowej. Jeśli zostałby on odrzucony, kolegium IPN musiałoby rozpisać kolejny, trzeci już w tym roku konkurs na prezesa.