Przerażony chłopiec pierwszy poinformował o katastrofie promu w Korei Płd.
Załoga promu Sewol, który w ubiegłą środę zatonął u wybrzeży Korei Południowej, broni decyzji podejmowanych w czasie ewakuacji jednostki. Według relacji jednego z oficerów, przechylenie statku uniemożliwiło pasażerom dostanie się do szalup ratunkowych.
22.04.2014 | aktual.: 22.04.2014 11:26
Do ogromnych rozmiarów katastrofy - zdaniem załogi - przyczyniło się zbyt duże przechylenie statku, wskutek którego dotarcie do szalup ratunkowych okazało się niemożliwe. Z 46 szalup ratunkowych na Sewol, użyto zaledwie jednej. Dotychczas ustalono, że jednostka zaczęła nabierać wody po tym, jak wykonała gwałtowny skręt. Jeden z oficerów znajdujących się na mostku podczas przesłuchań zasugerował, że katastrofa mogła być spowodowana awarią urządzeń na promie.
Jako pierwszy pomoc z tonącego południowokoreańskiego promu wezwał przerażony chłopiec. Na numer alarmowy zadzwonił trzy minuty po katastrofalnym skręcie jednostki - podała agencja Reutera. Chłopiec jest wśród prawie 200 osób, uznanych za zaginione.
- Gdy chłopiec o nazwisku Choi dodzwonił się na numer alarmowy 119, został przekierowany do straży pożarnej, która po dwóch minutach przełączyła go do straży przybrzeżnej. W następnych minutach strażacy otrzymali ok. 20 telefonów od dzieci będących na pokładzie promu - powiedział przedstawiciel strażaków agencji Reutera.
Na pokładzie promu Sewol, który w ubiegłą środę zatonął u południowych wybrzeży Korei Południowej, było 476 osób, w tym 339 dzieci i nauczycieli ze szkoły średniej na przedmieściach Seulu. Płynęli na szkolną wycieczkę na położoną w Cieśninie Koreańskiej wyspę Czedżu. Dotychczas uratowano 174 osoby i potwierdzono śmierć 108 ludzi. Oczekuje się, że liczba ofiar śmiertelnych przekroczy 300, bowiem szanse na odnalezienie kogokolwiek przy życiu spadły praktycznie do zera.
Wśród zaginionych jest chłopiec, który jako pierwszy drżącym głosem powiadomił o wypadku. "Uratujcie nas! Jesteśmy na pokładzie statku i wydaje mi się, że on tonie" - miał mówić.
Uratowano m.in. 69-letniego kapitana oraz znaczną część załogi. Pod zarzutem zaniedbania obowiązków aresztowana kapitana Li Czon Soka (Lee Joon-seok) oraz pięciu innych członków załogi, którzy opuścili pokład, choć przebywały na nim jeszcze setki osób. Kapitan został też oskarżony o "nadmierną zmianę kursu bez uprzedniego zwolnienia szybkości".
Li nie było na mostku w chwili, kiedy prom wywracał się do góry dnem. Statkiem dowodził 26-letni trzeci oficer. Po raz pierwszy kierował on jednostką na tej części trasy.
Kapitan i niektórzy członkowie załogi opuścili tonący statek po kilkukrotnym nakazaniu pasażerom, by pozostali w kajutach. Wiele dzieci, zgodnie z obowiązującymi w koreańskim społeczeństwie normami, nie sprzeciwiło się dorosłym.
Była to jedna z najtragiczniejszych morskich katastrof w Korei Południowej w ciągu ostatnich 20 lat.