PolskaPrzerażająca zbrodnia w Małopolsce

Przerażająca zbrodnia w Małopolsce

Kasia poznała się z Anką jeszcze w liceum. Niezaradna i pełna kompleksów spotkała wreszcie koleżankę, która ją wysłuchała, pocieszyła i pomogła. Ojciec Kasi, znany w Chrzanowie radca prawny i działacz społeczny, był wdowcem. Od początku wykazywał zainteresowanie Anią. Zatrudnił ją jako sekretarkę w kancelarii, a potem przyjął pod dach swego okazałego domu przy ul. Nałkowskiej.

Przerażająca zbrodnia w Małopolsce

24.06.2006 | aktual.: 24.06.2006 10:12

Zaczęła tam także bywać Ola, krakowianka, przyjaciółka Anki ze studiów na UJ. Spędzała w Chrzanowie z mężem Tunezyjczykiem weekendy i święta. Była zamożna i bywała w świecie, więc imponowała trochę prowincjuszkom. To Ola w 1999 roku miała zaproponować, by Kasia wybrała zgromadzone dla niej przez ojca na bankowych kontach pieniądze i przekazała je właśnie jej. Pieniądze miały trafić na wysoko oprocentowane konta w banku szwajcarskim. Ojciec był wściekły, gdy się o wszystkim dowiedział i nakazał zwrot pieniędzy. Prawdopodobnie wtedy zrodził się pomysł dokonania jednej z najbardziej przerażających zbrodni odnotowanych w ostatnich latach w Małopolsce.

Wykorzystana Anka - Antoni K. uzależnił mnie od siebie psychicznie już wtedy, gdy byłam na studiach - mówiła w sądzie spokojnie i bez emocji 41-letnia obecnie Anna G. - Wiedział, że u mnie w domu jest piekło z powodu alkoholizmu ojca i nie mam dokąd pójść. Wykorzystał to. Potem, gdy nie mogłam już bez niego żyć, chciał mnie zniszczyć. Ciągle miał mi coś za złe, ciągle był niezadowolony i chciał wyrzucić mnie z domu. Byłam poniżana i odtrącana. Nawet będąc ze mną w łóżku, odbierał telefony od kochanek. Musiałam do niego mówić "proszę pana". Dwa razy zmusił mnie do aborcji. Przeszłam załamanie psychiczne. Gdy Ola podsunęła mi pomysł, by się go pozbyć, pomyślałam, że trzeba zakończyć ten koszmar.

Sromotnik - Ola wymyśliła, żeby go otruć grzybami. Jesienią 1999 roku nazbierałam grzybów muchomorów. Odstąpiłyśmy od zamiaru otrucia, bo miałam wyrzuty sumienia i nie byłam pewna, czy to są właściwe grzyby. Nie wiedziałam, jak wygląda sromotnik - relacjonowała w sądzie niczym automat Anna G. Potem Ola namówiła Kaśkę, by uderzyła śpiącego 64-letniego ojca młotkiem w głowę. Uderzenie było za lekkie. Po przebudzeniu Antoni K. mówił, że mu się wydawało, iż został uderzony. Ola śmiała się, że Kasia jest niedołęgą, bo ojciec nie ma nawet siniaka.

Kompleksy Kaśki - Ojciec ciągle miał do mnie o coś pretensje - opisywała cicho i spokojnie przed sądem jakby nieobecna 43-letnia Katarzyna K. - Mówił, że do niczego się nie nadaję i umiem tylko wydawać pieniądze. Nie musiał krzyczeć, bałam się nawet jego gestu, spojrzenia. Zawsze potrafił naginać fakty na swoją korzyść i udowodnić, że ma rację. Nie potrafiłam się sprzeciwić. Zaczęłam się wstydzić tego, kim byłam. Ola była dla mnie idolem. Ance i mnie imponowała. Jeździła po świecie, miała dużo pieniędzy i przyjaciół. Słuchałyśmy jej rad.

Krwawe przymiarki 13 stycznia 2000 roku Anna G. ugotowała pierogi. Do farszu kobiety dodały proszek nasenny i lekarstwo dla psa. Antoni K. narzekał, że potrawa jest gorzka, ale zjadł i poszedł spać. Kaśka przyniosła łom z piwnicy. Anna go wzięła i w sypialni uderzyła ofiarę w głowę. Zrobiła to chyba bez przekonania, jak twierdzi - wystraszyła się, że zabije. Gdy mężczyzna leżał bezwładnie, córka i konkubina opatrzyły go. Anna, która położyła się spać koło rannego, obudziła się rano cała we krwi. Kobiety wspólnie zatamowały jej upływ i umyły nieprzytomną ofiarę. Z Krakowa przyjechała Ola, była niezadowolona i wyśmiała koleżanki, twierdząc że teraz ona wszystkiego dopilnuje.

Ofiara się budzi Po kilku godzinach Antoni K. wstał z łóżka. Nie za bardzo docierało do niego, co się dzieje, więc kobiety wytłumaczyły mu, że w nocy uderzył się w głowę o nakastlik. Ponieważ mężczyzna chciał coś zjeść, na śniadanie dostał zupę mleczną z resztą proszku nasennego i poszedł spać. Dziewczyny kupiły koniak i pijąc planowały co dalej. Za oknem ściemniło się.

Anatomia zbrodni Według Anki i Kaśki, wszystkim kierowała Ola. Najpierw mężczyznie zawiązano ręce sznurkiem. Kaśka siadła na klatce piersiowej ojca i założyła mu na głowę reklamówkę, a potem jeszcze przyłożyła poduszkę do twarzy. Ponieważ ofiara się szamotała, Anna położyła się na jej nogach. Wówczas Ola zachęcała: "wytrzymajcie, jeszcze trochę wytrzymajcie". Dla pewności morderczynie zanurzyły głowę ofiary w wiadrze z wodą. Wówczas Ola, która stała obok, powiedziała: "byłyście wspaniałe" i pojechała do Krakowa.

Upiorne "puzzle" Córka i konkubina ofiary przeniosły na prześcieradłach ciało do piwnicy. Następnego dnia Ola znów przyjechała i kazała pokroić zwłoki. Według relacji Anny, Ola paliła w piecu w kotłowni zakrwawioną pościel, ubrania, łóżko i materace, a dwie pozostałe kobiety w tym czasie ćwiartowały ciało. Rozczłonkowywaniu zwłok Ola miała nadać kryptonim "układanie puzzli". To co zostało z tej operacji zapakowały w worki na śmieci. Czekając aż skrzepnie krew piły martini.

Pozbycie się ciała Tak jak było zaplanowane, poćwiartowane ciało zapakowano w dwie obciążone gruzem torby i w dwóch turach przewiezione zostało przez Ankę i Kaśkę autobusem PKS, a potem tramwajem na krakowski Salwator. Tam wrzucono je do Wisły. Miejsce miała wybrać Ola, która na relacje koleżanek z makabrycznej wyprawy czekała w jednej z restauracji. Kilka miesięcy po zabójstwie, w rejonie stopnia wodnego "Przewóz" grupa wędkarzy zauważyła korpus mężczyzny. Głowy, rąk i nóg nigdy nie wyłowiono z rzeki.

Zniecierpliwienie Po kilku dniach Katarzyna K. zgłosiła policji zaginięcie ojca, informując, że nosił się on z zamiarem wyjazdu na umówione spotkanie do Warszawy. O sprawie mówiono później nawet w programie telewizyjnym na temat zaginionych osób. Mijały lata. Zabójczynie się niecierpliwiły, bo brakowało im pieniędzy, a nie mogły przejąć spadku. Testament zostawiony przez Antoniego K. nie mógł zostać zrealizowany, ponieważ nie stwierdzono jego śmierci, a tylko zaginięcie. Kobiety postanowiły to zmienić. Wysłały anonim na adres zamieszkania ofiary. Rzekomy autor listu opisywał, że kilka lat wcześniej był świadkiem wrzucania przez dwóch mężczyzn do Wisły dużych pakunków, a na miejscu zdarzenia znalazł potem portfel Antoniego K.; jak pisał rzekomy autor listu, początkowo milczał, bojąc się wplątania w jakieś mafijne porachunki, ale w końcu ruszyło go sumienie. W liście były dokumenty Antoniego K.

Wkracza "archiwum X" Policjanci dziwili się, że niemłody w końcu mężczyzna, o wysokiej pozycji społecznej i majątkowej, nagle wszystko zostawił i nie daje oznak życia. Niecodzienność pojawienia się nowych dowodów w sprawie zaciekawiła pod koniec 2004 roku także policjantów z krakowskiego "archiwum X" - specjalnej grupy do rozpracowywania dawnych, niewykrytych przestępstw. Gdy doświadczeni funkcjonariusze zastosowali profesjonalne techniki przesłuchań, Anna i Katarzyna przyznały się do wszystkiego. Śledztwo wykazało, że Antoni K. nie wyjechał, jak twierdziła w 2000 roku córka, ale został brutalnie zamordowany we własnym domu.

Wersja prokuratury Według oskarżyciela, kobiety dokonały mordu z motywów zasługujących na szczególne potępienie, gdyż z chęci przejęcia dużego majątku ofiary, w tym oszczędności, lokat bankowych i nieruchomości. Zbrodnię zaplanowała, kierowała nią i wydawała polecenia 41-letnia obecnie Aleksandra C.-M., a dokonały jej córka ofiary i konkubina. Katarzyna i Anna w śledztwie oraz przed sądem przyznały się do winy, wyjaśniając jednak, że dopuściły się zabójstwa nie z chęci zysku, ale z powodu krzywdzenia ich przez ojca i kochanka. Obie złożyły obszerne zeznania. Aleksandra C.-M. określiła stawiane jej zarzuty jako absurdalne i konsekwentnie nie przyznaje się do udziału w zabójstwie. Twierdzi, że jedynie pomagała niezaradnej koleżance w przejęciu należnego jej majątku. Proces trzech kobiet, którym grozi dożywocie, toczy się przed krakowskim Sądem Okręgowym.

Byłby ciąg dalszy? W jednym z zeznań Anny G. pojawiły się przerażające sugestie, że mogło dojść do seryjnych morderstw. Niewykrycie przez lata pierwszej zbrodni spowodowało, że w zrodziły się plany innych - zabójstwa rodziny Tomasza K., brata Katarzyny oraz członków jej rodziny mieszkających w Gdyni.

Wojciech Kopeć

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)