Przegrana Bumaru: ktoś za tym stał, pytanie tylko kto?
Brak dobrej koordynacji i współpracy w
działaniu oraz brak obiegu informacji - to główne zastrzeżenia
członków speckomisji do polskich służb, w związku z przetargiem na
dostawę uzbrojenia dla irackiej armii. Jak podkreślił szef komisji Konstanty Miodowicz, mogło to być efektem luki w ich
kompetencjach.
Sejmowa Komisja ds. Służb Specjalnych kontynuowała we wtorek rozpatrywanie udziału polskich firm - Ostrowski Arms i Polskiej Izby Producentów na rzecz Obronności Kraju w przetargu na uzbrojenie irackiej armii. Jej członkowie spotkali się m.in. z przedstawicielami Agencji Wywiadu. W obradach uczestniczył też szef ABW Andrzej Barcikowski.
Członkowie speckomisji podkreślali, że przepływ informacji o przetargu był "daleko niedoskonały", a służby zrzucają na siebie odpowiedzialność za to, że powinny coś zrobić. Miodowicz powiedział, iż z powodu luki kompetencyjnej "przetarg rozegrał się na takim polu, które nie było monitorowane przez żadną ze służb".
Posłowie nie byli natomiast zgodni w kwestii, które służby co wiedziały na temat przetargu. Zbigniew Wassermann (PiS) powiedział dziennikarzom, że m.in. Agencja Wywiadu miała pewne informacje o udziale polskich firm w przetargu i przekazała te informacje dalej._ "Nie zostały jednak wykorzystane. Pytanie, co się z nimi stało"_- dodał. Podkreślił także, że - jego zdaniem - najwięcej do zrobienia w tej sprawie miały Wojskowe Służby Informacyjne.
Tymczasem Bogdan Lewandowski (SLD) powiedział, że służby nie miały informacji. "Z tego co uzyskaliśmy dzisiaj, wynika, że taka teza (iż służby miały informacje przed rozstrzygnięciem przetargu) nie znajduje podstaw. Służby specjalne starały się je zdobyć".
Wassermann podkreślił, że coraz bardziej prawdopodobnym wyjaśnieniem całej sprawy wydaje się teza, że "komuś zależało, by Bumar nie wygrał". "W handlu bronią nie ma przypadkowości. Jeżeli zdarzają się takie sytuacje, jak tu się zdarzyły, to tylko trzeba się zastanowić, kto za tym stoi". Potwierdził też, że jeden z gości speckomisji wskazał na byłych funkcjonariuszy służb specjalnych.
"Tam, gdzie sprzedawana jest broń, tam są ludzie, którzy byli związani ze służbami specjalnymi, ale nie ma wskazań, że to oni odegrali konkretną rolę w tym przypadku" - powiedział Miodowicz.
Szef ABW Andrzej Barcikowski powiedział natomiast, że z prowadzonego przez Agencję śledztwa wynika, że ani polskie ministerstwa, ani żadne z polskich służb nie rekomendowały Andrzeja Ostrowskiego Amerykanom.
Dodał też, że jest coraz więcej przesłanek wskazujących na to, że firma Ostrowski Arms złamała prawo. Barcikowski podkreślił jednak, że prokuratura nie ma jeszcze dość materiału dowodowego, by postawić w tej sprawie zarzuty.