Przebiegli jak lisy
Pomorska policja zatrzymała członków ścisłego kierownictwa gangu okradającego domy i firmy na Kaszubach. W sprawę może być zamieszanych kilkadziesiąt osób.
Oprócz kradzieży przestępcy zajmowali się również praniem "brudnych" skór. To pierwszy taki przypadek w Polsce. Na trop gangu wpadli dwa miesiące temu policjanci z Pruszcza Gdańskiego. W nocy z 9 na 10 lipca w Łapinie (gm. Kolbudy) ktoś doszczętnie okradł bar mieszczący się na terenie jednego z ośrodków wypoczynkowych. Sprawcy wynieśli m. in. drogie alkohole, papierosy, artykuły spożywcze. Operacyjnie ustalono, że włamania mogli dokonać dwaj dobrze znani policji mieszkańcy Gdańska - Robert W., pseudonim "Babol" oraz Henryk M. "Hycel".
- Na akcję zabrali jeszcze dwóch kumpli, ale byli oni dla nas mało istotni. Okazało się, bowiem, że "Babol" i "Hycel" pracują dla większej grupy przestępczej - mówi funkcjonariusz operacyjny pruszczańskiej policji. W trakcie śledztwa ustalono, że dwaj gdańszczanie zamieszani są również w dziewięć innych włamań m.in. w Kartuzach, Żukowie, Sulminie, Chmielnie i Dzierżążnie. Z domów należących zazwyczaj do bardzo bogatych ludzi wynosili niemal wszystko: od biżuterii, przez odzież, zegary, aparaty fotograficzne, aż po sprzęt RTV.
Kiedy kilka dni temu rozmawialiśmy o tej sprawie z szefem policji w Pruszczu, właśnie zatrzymano "Babola" i "Hycla". Funkcjonariuszom zależało jednak na bossach gangu. Ci wpadli w sobotę. Od razu zostali tymczasowo aresztowani.
- Najbardziej w całej tej sprawie zainteresował nas wątek, który nazwaliśmy praniem "brudnych" skór. Przestępcy wprowadzali na legalny rynek dość drogie skóry zwierząt pochodzące z kradzieży - mówi Romuald Kulma, szef policji w Pruszczu Gd.
Sabina P., jej kuzyn Adam P. oraz Robert D. - Te osoby stanowią główny człon pomorskiego gangu złodziei - jednego z największych, jaki działał w ostatnich latach. Cała trójka (narodowości romskiej) potrafiła sprawnie zbudować siatkę przestępczą liczącą nawet 30 osób. W gangu każdy miał swoją ściśle określoną rolę. Główną postacią grupy jest 27-letnia gdańszczanka Sabina P. (spokrewniona z królem gdańskich Romów, Patą Z. oraz jego synem Wasylem P. - obaj zamieszani są w niedawne porwanie mężczyzny). Kobieta przez długi czas pracowała w firmie A. na Kaszubach, która produkowała odzież. Sabina P. wykorzystywała ten fakt podczas rozpoznań przed skokami na przedsiębiorstwa zajmujące się obróbką lisich skór.
- Sabina jechała na wybraną lisią fermę niby w celach biznesowych. Na terenie zakładu rozmawiała z szefami i pracownikami. W tym samym czasie dokładnie analizowała teren: gdzie składowane są skóry, ile ich jest, jakie zakład ma zabezpieczenia przez kradzieżą, kiedy pracują ochroniarze, kiedy mają wolne. Następnie grzecznie żegnała się z szefostwem, obiecywała doprowadzenie do transakcji i odjeżdżała. Później spotykała się z kuzynem - 43-letnim Adamem P. oraz kolegą - 35-letnim Robertem D. Odpowiedzialni byli oni za skok. W przestępstwo angażowali 22-letniego Roberta W. "Babola" i 23-letniego Henryka M. "Hycla".
- Ci z kolei brali kolejnych ludzi i jechali na akcję. Okradali fermy koło Gdańska i Kartuz. Potem bossowie gangu sprzedawali towar zaprzyjaźnionej fermie. Na końcu szef tej fermy legalnie sprzedawał skóry firmom odzieżowym. Dzięki temu na rynku pojawiły się lisie skóry pochodzące z przestępstwa. Jest to identyczny proceder jak przy wprowadzaniu do legalnego obrotu "brudnych" pieniędzy. Tym razem mamy do czynienia z praniem "brudnych" skór - mówi szef pruszczańskiej policji podinspektor Romuald Kulma.
Gang upłynnił w ten sposób setki lisich skór wartych dziesiątki tysięcy złotych.
- Pranie "brudnych" skór było możliwe, bo na razie nikt nie kontroluje lisich ferm. Nikt nie sprawdza, ile lisów się urodziło, ile zdechło, itd. - wyjaśnia podinsp. Kulma.
Obecnie trwa ustalanie kolejnych członków gangu.
Waldemar Ulanowski