Pruszków - miasto naznaczone przez mafię. Politycy gorsi od gangsterów
Pan minister Ziobro jest absolutnie odporny na wiedzę i znów mówi o "Pruszkowie". Jak można utożsamiać porządne i spokojne miasto z grupą przestępczą - oburza się wiceprezydent Pruszkowa, Andrzej Kurzela. Jego zdaniem politycy i media robią wymierną krzywdę jego miastu i 60 tys. mieszkańców. Pruszkowscy prawnicy już się zastanawiają, co z tym fantem zrobić.
02.02.2017 | aktual.: 03.02.2017 11:20
Po raz pierwszy miasteczko "ścięło się" z politykiem Solidarnej Polski w 2013 roku. "Pruszków wychodzi na wolność" - przestrzegał w swojej wyborczej reklamówce Ziobro. Pruszkowianie już wtedy chcieli sprostowania i przeprosin, ale się nie doczekali. Teraz sprawa odżyła, gdy doszło do kolejnych zatrzymań "Starego Pruszkowa", czyli Andrzeja B. "Słowika", Leszka D. "Wańki" oraz Janusza P. "Parasola.
- Ci ludzie nie są nawet naszymi mieszkańcami, pochodzą z Ożarowa, Książenia i Komorowa - wylicza Kurzela. - Te przestępstwa popełnili w Szczecinie i chodzi raczej o czyny karno-skarbowe - tłumaczy.
Pruszków ma niższą przestępczość niż inne satelickie miasteczka stolicy. Zdaniem wiceprezydenta to właśnie jest dziedzictwo mafii: w mieście wszyscy bardzo są na kwestie bezpieczeństwa uwrażliwieni. Boją się, by legenda "Pruszkowa" nie odstraszyła inwestorów.
W pewnym momencie władze miasta zastanawiały się, czy nie wykorzystać tych mafijnych historii promocyjnie. Ma Chicago swojego Ala Capone, mógłby Pruszków promować się Pershingiem. Tu sklep spożywczy, gdzie zastrzelono "Kiełbasę", a tam zakład fryzjerski, gdzie zginął jeden z ludzi "Mutanta". A na tym drzewie roztrzaskał się "Barabasz".
- Ale to nie teraz - mówi Kurzela. - Może za sto lat powstanie w Pruszkowie Muzeum Mafii.
Na razie jest ta denerwująca zła sława. - Gdy pojechałem na spotkanie z innymi samorządowcami, pytali mnie, czy ja po mieście chodzę w kamizelce kuloodpornej - opowiada wiceprezydent.
Pruszkowianie dojeżdżający pociągiem SKM do stolicy są ze swojego miasta "raczej zadowoleni" - dobrze skomunikowane, jest sporo inwestycji. Mogłoby być więcej miejsc pracy, ale ostatecznie pół godziny do centrum Warszawy to niedługo. Zarówno ci w latach 90 już dorośli, jak i ci, którzy byli dziećmi, nie odczuli żadnych bezpośrednich skutków mieszkania w "mafijnym miasteczku". No chyba, że wyjeżdżali na wakacje, wtedy był koszmar...
- Dzieciaki na koloniach pytały się, czy noszę broń - relacjonuje młody politolog, Edgar Czop. W jego szkole niektórzy przechwalali się, że znają mafiosów, ale wszyscy wiedzieli, że to bajki. Znali, ale ksywy - "Parasol", "Słowik", "Malizna", "Wańka". Tak naprawdę wiedzę o gangsterach pruszkowianie, jak i reszta Polaków, czerpali z telewizji i popkultury. W TVN puszczano dokumentalny serial "Alfabet Mafii", a w kinach leciał "Świadek koronny", gdzie skruszonego gangstera, wzorowanego na Jarosławie Sokołowskim, grał Robert Więckiewicz. O "Pruszkowie" śpiewał Kazik w kawałku "12 groszy".
Jeden z ujętych wczoraj gangsterów, "Słowik", gdy wyszedł na wolność, współpracował z raperami, grał w teledyskach. Drugi, "Wańka" udzielał wywiadów. Nie mówiąc już o "Masie", który jako gangster skruszony stał się autorem bestsellerów o polskiej mafii. Sami gangsterzy uczciwie przyłożyli się do tego, by o nich nie zapomniano. A miasto Pruszków cierpi.