Protesty w Moskwie. Putin boi się powtórki z Turcji?
Co stoi za rekordowo drastycznym stłumieniem protestu opozycji w Moskwie? Zdaniem ekspertów, to lęk przed i chęć stłumienia protestów w zarodku.
29.07.2019 | aktual.: 29.07.2019 14:23
Niedzielne protesty w Moskwie - choć duże - nie były ani szczególnie liczne, ani radykalne. Były za to rekordowe, jeśli chodzi o skalę represji. Do aresztów trafiło ponad 1400 demonstrantów. A jeszcze przed nimi zatrzymano liderów niezależnej opozycji z Aleksiejem Nawalnym i Lubow Sobol na czele (ta ostatnia została wyniesiona na kanapie).
Jeszcze nigdy za rządów Putina za jednym razem nie zatrzymano tak wielu ludzi. A do tego doszło tradycyjne już pałowanie młodych demonstrantów.
- W tłumieniu protestów brali udział nie tylko policjanci, ale też Rosgwardia i OMON. I można było odnieść wrażenie, że na jednego demonstranta przypadał jeden funkcjonariusz. W tym sensie był to niezwykły protest - mówi WP dr Agnieszka Legucka z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM).
Przeczytaj również: Bilans demonstracji opozycji: 1373 osób zatrzymanych, 77 pobitych
Obawa przed scenariuszem tureckim
Skąd aż tak gwałtowna reakcja władz? Przyczyną protestów było niedopuszczenie do wyborów do moskiewskiej Dumy kandydatów opozycji przez władze. Komisja wyborcza zakwestionowała bowiem podpisy pod listami prawie 60 kandydatów z opozycji. Pierwszy protest, 20 lipca, przyciągnął zaskakującą liczbę demonstrantów. Tydzień później władze nie dały się zaskoczyć.
- To miała być demonstracja siły, próba zduszenia tego protestu w zarodku. Tyle tylko, że tak drastyczne zapewne spowodują tylko jeszcze większą reakcję - mówi Legucka.
Jak tłumaczy, władze postanowiły nie dopuścić opozycjonistów do startu w wyborach w obawie przed powtórzeniem "scenariusza tureckiego". W Turcji w czerwcu opozycja po wielu latach dominacji rządzącej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju przejęła władzę w Stambule. Tymczasem w Moskwie już podczas poprzednich wyborów w 2017 pozasystemowi opozycjoniści uzyskali nadspodziewanie dobry wynik, odnosząc nawet zwycięstwo w okręgu wyborczym, gdzie głosuje Władimir Putin.
- Kreml woli dmuchać na zimne, bo od tych wyborów może zależeć też los mera Moskwy i bliskiego współpracownika Putina, Siergieja Sobianina - dodaje analityk PISM.
Przeczytaj również: Nieoczekiwany sukces opozycji w Moskwie. Zawstydzająca porażka Putina
Nawalny otruty?
Radykalizacji nastrojów wśród opozycji mogą sprzyjać również wieści o liderze opozycji Aleksieju Nawalnym, który z aresztu trafił do szpitala z nieznaną chorobą. Według oficjalnej wersji była to reakcja alergiczna. Ale lekarka Nawalnego stwierdziła, że nie można wykluczyć otrucia polityka. Pod szpitalem policja zatrzymała tymczasem dziennikarza niezależnej telewizji Dożdż w trakcie relacji na żywo.
Na kontrowersje związane z rejestracją kandydatów opozycji do wyborów nakłada się coraz większe niezadowolenie Rosjan. Notowania Putina są niemal rekordowo niskie, a w ciągu ostatnich lat protesty wybuchały także z niepolitycznych powodów, m.in. podniesienia wieku emerytalnego oraz wysypisk śmierci.
Zdaniem Leguckiej, właśnie dlatego władze ostatecznie pójdą na jakieś symboliczne ustępstwa. Tak jak zrobiły to np. w sprawie aresztowanego dziennikarza Iwana Gołunowa. Reportera śledczego portalu Meduza zatrzymano za rzekome posiadanie narkotyków, ale później wypuszczono wycofując zarzuty i karząc funkcjonariuszy, którzy dokonali aresztu.
- Myśle, że ostatecznie skończy się na tym, że władze dopuszczą do startu kilku kandydatów opozycji. W pewnym momencie władze zdadzą sobie sprawę, że ostre działania mogą tylko zmobilizować młodych opozycjonistów - przewiduje ekspertka PISM.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl