Protestowali pracownicy pogotowia ratunkowego
Kilkudziesięciu pracowników pikietowało przed siedzibą Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Lublinie. Domagali się podwyżek płac do poziomu 3 tysięcy złotych netto.
05.03.2008 | aktual.: 05.03.2008 14:53
Na pikiecie zebrali się ratownicy, kierowcy i pielęgniarki z pogotowia w Lublinie i stacji w regionie. Mówili, że zarabiają po około 1,3 tys. zł na rękę i nie mogą się z tego utrzymać, a ich obowiązki rosną.
Domagamy się 3 tysięcy złotych netto w przeliczeniu na jeden etat. To niewygórowane żądanie, to średnia krajowa w służbie zdrowia - powiedział przewodniczący zakładowej "Solidarności" Marian Zepchła. Podkreślił, że pogotowie pracuje normalnie.
Protest jest efektem sporu zbiorowego związków zawodowych z dyrekcją lubelskiego pogotowia. Jeszcze w tym tygodniu mają zacząć się rozmowy z udziałem mediatora. Jeśli nie przyniosą one efektu, związkowcy zapowiadają zaostrzenie protestu. Jeśli mediator nam nie pomoże, będziemy mieli prawo do legalnego strajku i skorzystamy z tej możliwości - zapowiedział Zepchła.
Pracownicy mówili, że są zdesperowani brakiem podwyżek. Jestem kierowcą i ratownikiem jednocześnie. Coraz częściej karetki jeżdżą już bez lekarzy, bierzemy odpowiedzialność za ludzkie życie. Zarabiam ledwie 1,3 tys. zł, tak się dłużej nie da żyć - powiedział Piotr Jabłoński z pogotowia w Łęcznej.
Dyrektor lubelskiego pogotowia Zdzisław Kulesza, który wyszedł do protestujących przekonywał ich, że nie ma pieniędzy na podwyżki, a żeby je wypłacić potrzebna jest zmiana ustawy budżetowej. Pogotowie finansowane jest z budżetu państwa, ta fala podwyżek w szpitalach, która jest obecnie, nas nie dotyczy - powiedział Kulesza.
Przyznał, że żądania podwyżek uważa za uzasadnione. Nic nie słychać o korekcie ustawy budżetowej. Wasze protesty powinny zabrzmieć w całym kraju, żeby rządzący, którzy niebawem będą konstruowali budżet na następny rok dostrzegli potrzebę znacznego zwiększenia finansowania ratownictwa medycznego - powiedział Kulesza.