"Protest w Mińsku sterowany z Warszawy"
Dziennik "Sowietskaja Biełorussija" napisał, że protesty w Mińsku są "dyrygowane z Warszawy". O finansowanie ich oskarżył organizacje pozarządowe, rozdzielające pieniądze z USA i "niektórych państw Unii Europejskiej".
23.03.2006 10:50
Dowodem na to ma być zapis dwóch rozmów telefonicznych, nadanych w środę w białoruskim dzienniku telewizyjnym. "Sowietskaja Biełorussija" w całości przytacza słowa rozmówców, twierdząc, że są to Wiktar Karnijenka, wiceszef kampanii wyborczej kandydata sił demokratycznych Aleksandra Milinkiewicza oraz Paweł Kazanecki, szef Wschodnioeuropejskiego Centrum Demokratycznego.
W rozmowach tych Kazanecki miał doradzać wątpiącemu Karnijence, żeby nie kończyć protestu na Placu Październikowym, lecz zwiększać liczbę stojących tam namiotów i domagać się powtórzenia wyborów prezydenckich.
Teraz wszystko jasne, kto płaci, kto zamawia muzykę i kto dyryguje z Warszawy mińskimi "patriotami" i "bojownikami walczącymi z reżimem" - podkreśla "Sowietskaja Biełorussija, organ administracji prezydenckiej Aleksandra Łukaszenki.
W artykule, zajmującym niemal całą pierwszą stronę, gazeta nazywa Kazaneckiego "kombinatorem i oszustem". Twierdzi, że zajmuje się on rozdzielaniem "finansowych potoków", płynących z USA i "niektórych państw UE", wydzielających rządowe środki "na organizację destrukcyjnych działań na Białorusi".
Utrzymuje, że Kazanecki przy okazji na tym zarabia, biorąc część dotacji do własnej kieszeni. Według niej, "mińscy klienci nienawidzą cwanego Polaka Kazaneckiego, bo jeśli się on obrazi, to po prostu +odłączy+ od życiodajnego kraniku".
"To w pełni logiczne, że Kazanecki znalazł się w centrum mińskiego Majdanu" - komentuje gazeta.
Sam protest na placu dziennik nazywa "opłaconym cyrkiem". Twierdzi, że "wchodzi on w program rozliczenia się ambasadorów przed swoimi rządami". "Każdy bojowy +obrazek+ z Placu Październikowego służy jako raport z wykonanej pracy, swego rodzaju finansowe sprawozdanie, a wizyta na placu niektórych ambasadorów UE też nie była spacerem w plenerze, lecz kontrolą finansową" - ocenia dziennik.
Według "Sowietskiej Biełorussii" na placu protestuje garstka "pijanych małolatów". Na dowód ich zepsucia gazeta przytoczyła fragment rzekomej relacji jednej z uczestniczek protestów, która napisała, że w namiotach śpi po kilka osób, a ona sama spała między dwoma chłopcami. "Przyprowadzić by tutaj ich matki" - komentuje gazeta.
Dziennik utrzymuje, że spokojnego Milinkiewcza pcha do boju jego żona Inna Kulej, która "widzi siebie w roli pierwszej damy". Według gazety, "biedny Milinkiewicz" jest "żałosnym pantoflarzem".
Gazeta przypomina w tym kontekście polskiego boksera Jerzego Kuleja "Byka", znanego - według niej - "z maniakalnej namiętności do zajmowania pierwszego miejsca i bicia przeciwników do upadłego". "Nie wiem, czy Inna Kulej jest jego krewną, czy tylko nosi takie samo nazwisko, ale charakter ma taki sam!" - komentuje autor artykułu Paweł Starodub.
Bożena Kuzawińska