Prokuratura zbada okoliczności katastrofy śmigłowca
Prokuratura Okręgowa w Legnicy wszczęła
postępowanie w sprawie katastrofy śmigłowca Lotniczego Pogotowia
Ratunkowego, który rozbił się koło Jarostowa na Dolnym Śląsku.
W katastrofie zginęli pilot i ratownik. Wypadek przeżył lekarz, który w stanie ciężkim przewieziony został do szpitala wojskowego we Wrocławiu.
Jak poinformowała rzeczniczka prasowa legnickiej prokuratury Lilianna Łukasiewicz, postępowanie w sprawie spowodowania katastrofy w ruchu lotniczym ma wyjaśnić, jak doszło do wypadku i kto ponosi za to odpowiedzialność.
- Musimy wyjaśnić, czy wypadek spowodował błąd pilota, czy może jakaś usterka maszyny. Jeśli śmigłowiec był niesprawny, to musimy wyjaśnić z czyjej winy. Może się jednak okazać i tak, że mieliśmy do czynienia z nieszczęśliwym wypadkiem, a winę ponosi pogoda, trudne warunki atmosferyczne - powiedziała Łukasiewicz.
Rzeczniczka wyjaśniła, że na miejscu tragedii pracuje kilku prokuratorów, którzy prowadzą oględziny, zabezpieczają ślady. - Do wyjaśnienia sprawy będą nam potrzebne różne ekspertyzy, m.in. komisji (badania) wypadków lotniczych - powiedziała.
Maszyna Lotniczego Pogotowia Ratunkowego leciała z Wrocławia w okolice Budziszowa, do rannych w karambolu na autostradzie A4, gdzie zderzyło się ok. 20 aut. Śmigłowiec rozbił się kilkaset metrów od miejsca karambolu, w pobliżu wiejskich zabudowań. Od strony autostrady wrak osłaniały drzewa, a od strony wsi pagórek. Dlatego służby ratunkowe szukały rozbitej maszyny przez około godzinę. Dodatkowo akcję ratunkową utrudniała gęsta mgła.
O wypadku śmigłowca zawiadomił lekarz LPR, który później w stanie ciężkim został przewieziony do szpitala wojskowego we Wrocławiu. Mężczyzna przeszedł już pomyślnie operację nóg. Lekarze wykluczyli u niego urazy głowy i klatki piersiowej.
Jak powiedział dyrektor Lotniczego Pogotowia Ratunkowego Robert Gałązkowski, w wypadku zginęli 47-letni pilot, a jednocześnie dyrektor filii LPR we Wrocławiu Janusz Cygański oraz 51-letni ratownik Czesław Buśko.