PolskaProkuratura w Łodzi zbada "Seks-aferę w Samoobronie"

Prokuratura w Łodzi zbada "Seks-aferę w Samoobronie"

Prokuratura apelacyjna w Łodzi prowadzi śledztwo, w sprawie Andrzeja Leppera i Stanisława Łyżwińskiego. Chodzi o publikację "Gazety Wyborczej" - "Praca za seks", która napisała, że kobiety, które pracowały w biurze poselskim posła Samoobrony Stanisława Łyżwińskiego, były przez niego wykorzystywane seksualnie. Jedna z nich, Aneta K., twierdzi także, że po propozycji "seks za pracę" spędziła noc z przewodniczącym Andrzejem Lepperem. Przewodniczący Samoobrony stanowczo zaprzecza. Aneta K. jest obecnie przesłuchiwana przez prokuratora.

04.12.2006 | aktual.: 04.12.2006 18:32

Prokurator Krajowy Janusz Kaczmarek powiedział, że śledztwo dotyczy udzielania korzyści osobistej w postaci usług seksualnych w zamian za pracę. Przyznał, że w tej sprawie pojawiły się informacje o wykorzystywaniu stanu krytycznego położenia w zamian za obcowanie płciowe. Taki czyn jest ścigany na wniosek osób pokrzywdzonych.

Prokurator zapowiedział, że Andrzej Lepper i Stanisław Łyżwiński zostaną przesłuchani przez prokuraturę w Łodzi. Jednym z elementów śledztwa będzie zbadanie informacji podanej przez Anetę K., o tym, że ojcem jednego z jej dzieci jest Stanisław Łyżwiński. Janusz Kaczmarek zaznaczył, że badany będzie też wątek ewentualnej prowokacji o której mówił szef Samoobrony. Jego zdaniem tego typu postępowania są bardzo trudne.

W rozmowie z Polskim Radiem Łódź Aneta K. zaznaczyła, że zdecydowała się o całej sprawie powiedzieć, by od podobnego problemu uwolnić inne młode kobiety pracujące w biurach działaczy Samoobrony. Według niej, w biurze w Tomaszowie Mazowieckim każda dziewczyna miała taką propozycję - mogła się na nią zgodzić, albo odejść.

Stanisław Łyżwiński jest nieuchwytny dla dziennikarzy. Andrzej Lepper powiedział, że informacja o wykorzystywaniu seksualnym pracownic biura Stanisława Łyżwińskiego jest prowokacją polityczną. Dodał, że komuś bardzo zależy na rozpadzie koalicji rządowej. Wicepremier oświadczył, że zawarte w artykule "Gazety Wyborczej" zarzuty pod jego adresem są nieprawdziwe. Dodał, że nie wie, czy Łyżwiński wykorzystywał pracownicę swego biura poselskiego.

Przewodniczący "Samoobrony" powiedział, że sprawą powinien zająć się z urzędu prokurator, po czym należałoby wytoczyć sprawę cywilną kobiecie, która oskarżyła Łyżwińskiego, i autorowi artykułu w "Gazecie Wyborczej".

Rzecznik rządu Jan Dziedziczak powiedział, że premier spotkał się z prokuratorem krajowym Januszem Kaczmarkiem, który zastępował ministra sprawiedliwości przebywającego na zwolnieniu lekarskim. Podkreślił też, że jeżeli zarzuty się potwierdzą, to politycy poniosą konsekwencje, także Lepper, który pełni w rządzie funkcję ministra rolnictwa i wicepremiera. Dodał, że Jarosław Kaczyński nie zamierza pracować z osobami, które dopuściłyby się takich zachowań, jak te, opisane w "Gazecie Wyborczej".

Szef klubu Samoobrony określił informacje gazety jako "pomówienia i bzdury". Według Janusza Maksymiuka, ukazanie się tego "oszczerczego artykułu" świadczy o tym, że istnieje układ, który walczy z Samoobroną, a każdy sposób pognębienia jego partii jest dla pewnych środowisk korzystny.

Informacjami "Gazety Wyborczej" porażona jest natomiast opozycja. Wicemarszałek Bronisław Komorowski z Platformy Obywatelskiej powiedział, że jeśli potwierdzą się zarzuty to skończony jest rząd i mamienie Polaków hasłami odnowy moralnej. Bronisław Komorowski nie wyobraża sobie, jak można kontynuować "rządzenie z takim zapleczem przy wysuwaniu tak pięknych haseł". Jego zdaniem, premier powinien odwołać wicepremiera Andrzeja Leppera.

Jerzy Szmajdziński z SLD uważa, że sprawa zawiera znamiona przestępstwa. To straszne, że w polityce mogą występować takie postacie i taki sposób funkcjonowania może mieć miejsce - powiedział.

Szef klubu parlamentarnego PiS Marek Kuchciński nie ukrywał zakłopotania pytaniami dziennikarzy o swojego koalicjanta. Zaznaczył, że sprawę trzeba wyjaśnić i na razie nie można ferować wyroków.

"Gazeta Wyborcza" napisała, że 2001 roku Aneta K. nie miała pracy, a miała dwójkę dzieci na utrzymaniu. Propozycję "seks za pracę" dostała od koleżanki, która kierowała biurem poselskim Łyżwińskiego w Tomaszowie Mazowieckim. Koleżanka - jak sama powiedziała "Gazecie" - nie zgodziła się na seks z szefem; miała znaleźć zastępczynię. Zaproponowała Anetę K. "Zadzwonił poseł Łyżwiński. - Sugerował, że mogę liczyć na pracę" - opowiadała Aneta K. Dzień później sejmowa lancia z Lepperem i Łyżwińskim zabrała Anetę do Warszawy. Andrzej Lepper w swoim pokoju w hotelu poselskim miał jej obiecać pracę w biurze poselskim. Według kobiety, powiedział wprost - "Praca za seks".

Dwa dni po wspólnej nocy z przewodniczącym Lepperem, Aneta K. miała zostać wicedyrektorem biura Łyżwińskiego w Tomaszowie. Później awansowała na szefową, ale - jak twierdzi - żeby utrzymać pracę, musiała mu świadczyć usługi seksualne. "Gdy stawiałam opór, groził, że na moje miejsce są setki innych dziewczyn" - mówi Aneta K.

"Gazeta Wyborcza" dodaje, że łańcuch molestowanych kobiet jest dłuższy. Artykuł ukazał się na pierwszej stronie "Gazecie Wyborczej". Marcin Kącki - autor jest pewny wiarygodności faktów, które opisał. Nie obawia się też, że padł ofiarą politycznej manipulacji. Dziennikarz "Gazety Wyborczej" wyjaśnił, że na trop skandalu w Samoobronie trafił przypadkowo, przygotowując materiały do innego tekstu. Zaznaczył, że po wykryciu sprawy bardzo wiele wysiłku kosztowało namówienie kobiet na rozmowę i ujawnienie całej sprawy.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)