PolskaProkuratura skarży umorzenie sprawy zdjęć pielęgniarek z wcześniakami

Prokuratura skarży umorzenie sprawy zdjęć pielęgniarek z wcześniakami

Katowicka prokuratura złożyła zażalenie na
decyzję sądu o umorzeniu sprawy dwóch pielęgniarek z katowickiego
szpitala, które blisko dwa lata temu na nocnym dyżurze
fotografowały się z wyjętymi z inkubatora wcześniakami.

O powodach zaskarżenia postanowienia sądu poinformowała prokurator Marta Zawada-Dybek.

W połowie lipca sprawę pielęgniarek umorzył Sąd Rejonowy w Katowicach, do którego w kwietniu trafił akt oskarżenia w tej sprawie. Sąd uznał zachowanie kobiet za naganne, ale nie dopatrzył się przestępstwa. O umorzenie nie wystąpiła żadna ze stron, sąd zajął się sprawą z urzędu.

Zdaniem prokuratury, sąd błędnie ocenił materiał dowodowy i dopuścił się uchybień formalnych. Śledczy podkreślają, że nie przesądzają o winie pielęgniarek; stoją jednak na stanowisku, że do pełnego wyjaśnienia tak skomplikowanej sprawy potrzebne jest przeprowadzenie procesu. Wbrew opinii sądu, prokuratura uważa, że pozostawienie wcześniaków poza inkubatorem stwarzało zagrożenie dla ich życia lub zdrowia.

Zdaniem prokuratury, sąd dopuścił się też uchybień formalnych uznając, że brak jest jakichkolwiek podstaw aktu oskarżenia. Takie postanowienie wydaje się tylko i wyłącznie wtedy, jeżeli żaden z dowodów zgromadzonych w toku postępowania przygotowawczego nie wskazuje na sprawstwo oskarżonych - podkreśliła Zawada-Dybek.

Prokuratura wytknęła też sądowi, że z - jednej strony - umorzył sprawę ze względu na oczywisty brak podstaw oskarżenia, a jednocześnie odroczył sporządzenie uzasadnienia z uwagi na jej zawiłość. To ewidentna sprzeczność - uważają śledczy.

Prokurator Tomasz Tadla z katowickiej prokuratury zaznaczył, że śledczy nie zamierzają podważać zasady domniemania niewinności, kwestionują jedynie tryb zakończenia postępowania. Niedopuszczalne jest to, żeby tak skomplikowaną sprawę umorzyć bez przeprowadzenia dowodów bezpośrednio przed sądem - mówił.

Kiedy w połowie lipca sąd zdecydował o umorzeniu sprawy, asesor Łukasz Ciszewski zaznaczył, iż "nie ulega wątpliwości, że działanie oskarżonych było wysoce naganne i nieetyczne", brak jednak dowodów, że naraziły one noworodki na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia oraz przemocą zmuszały je do określonego zachowania (chodzi m.in. o wkładanie do kieszeni fartucha i przykładanie do twarzy)
, co zarzucała pielęgniarkom prokuratura.

Zdaniem sądu, przedstawione przez prokuraturę dowody w ogóle nie uzasadniają tezy postawionej w akcie oskarżenia, tym bardziej że za niewinnością pielęgniarek jednoznacznie przemawia także opinia lekarsko-sądowa. Biegły uznał, że zachowanie kobiet w żaden sposób nie przyczyniło się do pogorszenia stanu zdrowia dzieci, a śmierć jednego z nich była efektem głębokiego wcześniactwa, połączonego z wrodzoną infekcją.

Do incydentu doszło we wrześniu 2005 roku. Opublikowane jesienią w prasie zdjęcia, na których pielęgniarki trzymają dwa niespełna kilogramowe wcześniaki, wkładając jedno z dzieci do kieszeni fartucha, zaszokowały opinię publiczną. Pielęgniarki tłumaczyły, że sfotografowały się z dziećmi na pamiątkę, chcąc pokazać rodzinie, jakimi maluchami się opiekują. Wyjaśniały, że zdjęcia zrobiono podczas rutynowego ważenia dzieci.

Krótko po opublikowaniu zdjęć prokuratura zarzuciła kobietom narażenie wcześniaków na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia, za co grozi do pięciu lat więzienia. Śledztwo trwało półtora roku; dużo czasu zajęło przede wszystkim ustalenie tożsamości dzieci. Kobiety nie przyznały się do zarzutów, choć nie negowały samego zdarzenia.

Jedno z dzieci ze zdjęć zmarło, jednak - co wykazały ekspertyzy - na pewno nie było to efektem zachowania pielęgniarek. Sekcja zwłok wykazała liczne przyczyny śmierci małego Mateusza, który urodził się pod koniec 6. miesiąca ciąży z wieloma wadami, w bardzo ciężkim stanie. Drugie dziecko ze zdjęć, Paulina, żyje i jest w dobrej kondycji. To ona na jednej z fotografii była w kieszeni pielęgniarskiego fartucha. Miała wtedy niespełna miesiąc. Gdy się urodziła, ważyła 680 gramów.

Obie pielęgniarki, 33-letnia dziś Beata K. i 30-letnia Karina T., zostały zwolnione z pracy - najpierw dyscyplinarnie, potem jednak dyrekcja szpitala zgodziła się, aby odeszły za porozumieniem stron. Umarzając postępowanie, katowicki sąd uchylił zastosowany wcześniej wobec nich zakaz wykonywania zawodu. Także z tą decyzją nie zgadza się prokuratura.

Prokuratorskie zażalenie rozpatrzy Sąd Okręgowy w Katowicach. Jeżeli nie zgodzi się z prokuraturą, decyzja o umorzeniu sprawy będzie prawomocna.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)