Prokuratura bada sprawę wypadku przy rozbiórce komina
Prokuratura Rejonowa w Chorzowie (Śląskie) bada sprawę środowego tragicznego wypadku przy rozbiórce komina. Zginęli czterej mężczyźni wykonujący prace na wysokości 70 m. Zawaliło się pod nimi rusztowanie, na którym stali.
01.07.2010 | aktual.: 01.07.2010 11:34
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ofiary to robotnicy w wieku 21, 23, 30 i 56 lat, mieszkańcy Śląska i Małopolski. Rozbierany przez nich od pewnego czasu komin miał pierwotnie 120 m, miał być obniżony do 30 m, w chwili tragedii miał 70 m.
Jak poinformował prokurator rejonowy w Chorzowie Andrzej Sikora, zabezpieczono już dokumentację oraz elementy rusztowania, planowana jest sekcja zwłok ofiar oraz powołanie biegłego, który pomoże w ustaleniu, czy prace prowadzone były zgodnie z zasadami obowiązującymi w przypadku prac na dużych wysokościach.
- Zabezpieczyliśmy dokumentację dotyczącą firm, które prowadziły te roboty, zlecały wykonanie tych prac, również dokumentację dotyczącą sposobu wykonania prac, czy w ogóle były prowadzone zgodnie z zasadami sztuki i wiedzy. Wypadek zdarzył się w godzinach południowych, przy wysokiej temperaturze, sprawdzimy, czy w ogóle warunki atmosferyczne pozwalały na prowadzenie takich prac, czy ci pracownicy mieli uprawnienia do pracy w takim miejscu, byli właściwie wyposażeni i zabezpieczeni, czy byli trzeźwi. To wszystko wymaga ustalenia - powiedział prokurator Sikora.
Jak mówił, konieczne będą też oględziny u góry komina, co będzie jednak trudne do przeprowadzenia ze względu na dużą wysokość. - Po pierwsze, musimy skontaktować się z biegłym, po drugie z firmą specjalistyczną, która nam wykona zdjęcia albo dokona oględzin z biegłym na takiej wysokości, bo nie mogę tam puścić prokuratora, musiałbym mu zorganizować przeszkolenie do pracy na wysokościach - powiedział prok. Sikora.
Sekcje zwłok ofiar będą przeprowadzone w najbliższych dniach w Śląskim Uniwersytecie Medycznym. Planowane są też przesłuchania szefów i pracowników firm, które zleciły i prowadziły prace. Do wypadku doszło na terenie chorzowskich zakładów azotowych, ale w części nienależącej już do tej firmy. Właściciel terenu zlecił je wykonawcy, który wynajął jeszcze inną firmę do robót na dużych wysokościach.