Prokuratorzy "pogrzebali żywcem" marynarza
Piotr Kucy został "żywcem pogrzebany" w grobie. Rodzina wyprawiła mu pogrzeb, wylała morze łez i zdążyła się już nawet pogodzić ze śmiercią mężczyzny. I wtedy okazało się, że Piotr żyje i ma się świetnie. Złożono go do grobu przez fatalny błąd prokuratury ze Świnoujścia - opisuje "Super Express".
14.01.2008 | aktual.: 14.01.2008 06:50
Czuję się, jakbym zmartwychwstał - mówi Piotr Kucy. No bo przecież stałem nad własnym grobem i widziałem przybitą do krzyża tabliczkę ze swoim imieniem i nazwiskiem - mówi mężczyzna.
Gdy policja ze Świnoujścia znalazła w kanale portowym zwłoki mężczyzny, była przekonana, że to ciało Piotra Kucego. Mężczyzna był marynarzem, często wyjeżdżał na długie miesiące, pływał po całym świecie albo pracował w stoczni gdzieś na Wybrzeżu. Wyłowione ze słonej wody ciało było w stanie rozkładu i trudne do identyfikacji, jednak jeden ze znajomych pana Piotra przyznał, że to może być on. To wystarczyło prokuraturze, aby wpisać do akt śmierć Piotra Kucego i poinformować jego rodzinę. Do Świnoujścia na identyfikację zwłok przyjechały dwie siostry z Włoch. Stwierdziły, że to raczej nie Piotrek...
Nie było tatuaży. Ale prokurator się upierał, tłumaczył, że mogły zniknąć od słonej wody - opowiada Katarzyna Smolińska, siostra Piotra. To je przekonało, ale na wszelki wypadek prosiły o badanie DNA. Prokuratura jednak odmówiła. Zagrozili, że jak nie odbierzemy ciała, to pochowają je w Świnoujściu jako nieznanego. Nie mieliśmy sumienia dalej się sprzeczać - dodaje siostra.
Wieść o tragicznej śmierci Piotra zszokowała całą rodzinę. Najbardziej przeżyły to jego dzieci. Przebywały akurat na wakacjach. Syn Paweł (16 l.) z wysokim ciśnieniem trafił do szpitala. Ze zgryzoty rozchorowała się także jego 14-letnia córka. Takiej rozpaczy w naszej rodzinie jeszcze nie było - wzdycha siostra. Tylko ja udawałam silną, ktoś musiał - wspomina pani Katarzyna. Płakałam nocami, gdy nikt nie widział - dodaje. Na pogrzebie wszyscy płakali nad losem Piotra - opowiada kobieta.
Tuż po pogrzebie wątpliwości nie opuszczały rodziny. Wiedziałam, że Piotrek leczył chorą kostkę w szpitalu na Wybrzeżu. Zadzwoniłam tam. Lekarz powiedział, że wyszedł dwa dni przed odnalezieniem zwłok. Tymczasem ciało miało leżeć w wodzie o wiele dłużej. Tym tropem dotarłam do miejsca, gdzie mieszkał - opowiada siostra. Było już po pogrzebie, gdy kobieta zadzwoniła i poprosiła o rozmowę z Piotrem Kucym. Gdy usłyszałam jego głos, nie potrafiłam powiedzieć słowa - mówi pani Katarzyna.
Piotr nie mógł zrozumieć, o co tyle zamieszania. Rzuciłam się mu w ramiona, nie mogłam przestać płakać - wspomina siostra. Nazajutrz byli już w domu, a Piotr Kucy odwiedził swój grób.
Pogrzeb Piotra nieźle namieszał w życiu niedoszłego nieboszczyka, który w świetle prawa wciąż jest... martwy. Wysłałem do świnoujskiej prokuratury pismo z prośbą o przywrócenie mnie do życia. Minęło 5 miesięcy i nic. Nie ma odzewu. A przecież muszę pracować, ubezpieczyć się, ale wciąż nie żyję - tłumaczy mężczyzna.
Włodzimierz Cetner, szef Prokuratury Rejonowej w Świnoujściu, był przekonany o swojej racji. To on uparł się, że zwłoki znalezione w kanale portowym, to ciało Piotra Kucego. Nie chciał nawet na wniosek rodziny zrobić testów DNA - pisze "Super Express". (PAP)