PolskaProkuratorzy oskarżeni ws. kopalni "Wujek" odrzucają zarzuty

Prokuratorzy oskarżeni ws. kopalni "Wujek" odrzucają zarzuty

Były prokurator wojskowy Janusz B. nie przyznaje się do zarzutu utrudniania na początku lat 80. śledztwa w sprawie pacyfikacji kopalni "Wujek". Podczas tamtych wydarzeń zginęło dziewięciu górników, a kilkudziesięciu zostało rannych. To ostatni z trzech
byłych prokuratorów wojskowych oskarżonych w tej sprawie. Wszyscy
odrzucili zarzuty. Grozi im do trzech lat więzienia.

Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie kontynuował proces Witolda K., Romana T., i Janusza B. z Wojskowej Prokuratury Garnizonowej w Gliwicach. Pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej z Katowic zarzuca im, że celowo i świadomie utrudniali śledztwo. W ten sposób mieli oni doprowadzić do oczyszczenia z zarzutów milicjantów, którzy strzelali do górników. Zdaniem IPN, prokuratorzy nie podjęli działań w celu zebrania wszystkich dowodów dotyczących śmierci górników protestujących przeciw wprowadzeniu stanu wojennego.

Wydaje mi się, że zrobiłem wszystko co mogłem w tej określonej sytuacji. Nie miałem szans na zrobienie oględzin "zgodnych ze sztuką". W takich sytuacjach wysyła się całą ekipę z technikami kryminalistyki - przekonywał Janusz B. Nikt nie poinformował mnie, że prowadzę całe śledztwo, miałem wykonać określoną czynność procesową - dodał. Podkreślał, że nie miał nawet dostępu do akt sprawy.

Panował wówczas bałagan. Byliśmy zaskoczeni wprowadzenie stanu wojennego i byliśmy do tego całkowicie nieprzygotowani, nie znaliśmy nawet dekretu o nim. O jego treści dowiedzieliśmy się z publikacji prasowych, głównie z "Żołnierza Wolności" - mówił B.

Odnośnie zarzutu, że nie zabezpieczył łusek, o lokalizacji których miał go ktoś poinformować, powiedział, że nie pamięta takiej sytuacji.

Jego zdaniem, zarzut, że nie zabezpieczył pocisków wyjmowanych z ciał poszkodowanych jest bezpodstawny, bo "nie uczestniczył w czynnościach z tym związanych". Z relacji kolegów, którzy jeździli na sekcję zwłok wiem, że zawsze przed ich przyjazdem na miejsce, był już tam wcześniej funkcjonariusz SB. Nie wykluczam, że funkcjonariusze z SB mogli zabierać część materiałów posekcyjnych. Nie mam na to dowodów, ale takie mam przypuszczenia - dodał.

Jeżeli chodzi o zarzut nie udokumentowania w jakich miejscach w chwili odniesienia obrażeń byli ranni i zabici, to ja się tym nie zajmowałem - powiedział.

Co do zarzutu nie zabrania i zabezpieczenia broni plutonu specjalnego pułku ZOMO, to nie mogłem jej zabrać, bo naruszyłbym prawo. Opisałem ją szczegółowo. Dostarczyć do badań kryminalistycznych do Warszawy miał ją ktoś inny - przekonywał.

B. wskazywał, że odwiedzał szkoły na terenie Katowic, w pobliżu kopalni, gdzie zakwaterowane były jednostki wojskowe, które uczestniczyły w pacyfikacji "Wujka". Dodał, że żołnierze nie mieli "żadnych rewelacyjnych, ważnych informacji".

We wtorek składanie wyjaśnień, rozpoczętych na poprzedniej rozprawie, kontynuował Witold K. Zapowiedział, że nie będzie odpowiadał na pytania IPN, "specorganu, na użytek którego stworzono pojęcie zbrojni komunistycznej, wybiegające poza utartą doktrynę prawną". Zarzuty dotyczą nie działania, ale zaniechania, co daje pewne pole do polemiki. Nie chcę jej jednak, bo IPN forsuje umyślność mojego działania i cokolwiek powiem nie będzie to miało wpływu - powiedział K.

Przekonywał, że zgodnie z obowiązującą także obecnie, hierarchią podporządkowania kierownictwa w prokuraturze, prokurator nie może nie wykonać polecenia przełożonego lub go zmienić. Dlatego też, jego zdaniem, odpowiedzialność za prowadzenie śledztwa ponoszą jego przełożeni z Naczelnej Prokuratury Wojskowej (NPW).

Na uwagę sądu, że uregulowania pragmatyki służbowej pracy prokuratorów wskazują, że udział w czynnościach prokuratora nadrzędnego, nie zwalnia podrzędnego z odpowiedzialności, odpowiedział, że "wówczas była inna sytuacja, wszystko co wtedy robiono było nienormalne".

Od początku w czynnościach uczestniczył prokurator z NPW i niejako on reżyserował przebieg śledztwa. Ja nie miałem wpływu na wykonywanie lub nie określonych czynności procesowych - przekonywał. Pytany o swoją rolę w sprawie powiedział, że "skończyła się na wypisaniu formalnych dokumentów". Nie miałem z nią rzeczywistego styku, nie miałem wpływu na przebieg śledztwa" - twierdził. "Nie chcę powiedzieć, że moja rola sprowadzała się do czynności kwatermistrzowskich. Chcę jednak podkreślić, że panował wówczas bałagan decyzyjny - dodał.

Na uwagę sądu, że z jego wypowiedzi wyłania się obraz, że sytuacja ich przerosła K. powiedział: "można tak powiedzieć". Dodał, że potwierdza to fakt, że w lutym '82 zmarł na zawał jeden z prokuratorów, a drugi trafił do szpitala z objawami depresji.

IPN oskarżył całą trójkę w 2004 r. Początkowo ich sprawy umorzono z powodu przedawnienia. IPN zaskarżył tę decyzję do Sądu Najwyższego, argumentując, że dopuścili się oni zbrodni komunistycznej, która przedawnia się dopiero w 2010 r. Ostatecznie umorzenia uchylono; zarzuty dotyczą właśnie "zbrodni komunistycznej".

16 grudnia 1981 r. w czasie pacyfikacji kopalni "Wujek" - strajkującej w proteście przeciw wprowadzeniu stanu wojennego - od strzałów milicjantów zginęło dziewięciu górników. Postępowanie w tej sprawie prokuratura wojskowa umorzyła po miesiącu "z uwagi na brak ustawowych znamion przestępstwa". Przyjęto wtedy tezę o obronie koniecznej milicjantów.

Proces milicjantów pacyfikujących "Wujka" toczy się przed katowickim sądem już po raz trzeci. Oba wyroki, uniewinniające 22 byłych milicjantów lub umarzające wobec nich postępowania, uchylał potem Sąd Apelacyjny w Katowicach. Trzeci proces, który objął 17 oskarżonych, rozpoczął się we wrześniu 2004 r.

Źródło artykułu:PAP
proceskopalniaprokurator
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)