PolskaProkurator nie podpisała lojalki i ma kłopoty

Prokurator nie podpisała lojalki i ma kłopoty

W stanie wojennym prokurator Andrzej Kaucz wsadzał niewinnych ludzi do więzienia. Młoda pani prokurator wyleciała z pracy, bo odmówiła podpisania się pod protestem przeciwko odwołaniu Kaucza, gdy media przypomniały jego wyczyny - pisze Piotr Lisiewicz w "Gazecie Polskiej".

25.11.2003 | aktual.: 25.11.2003 11:51

Prokurator Katarzyna Burzyńska nie pracuje dziś w prokuraturze. Nadal sporo czasu spędza w sądzie, tyle że w zupełnie innym charakterze. Od czterech lat walczy o powrót do pracy - informuje tygodnik.

Wszystko przez kilkunastozdaniowe pismo do ministra sprawiedliwości, pod którym nie zgodziła się podpisać. "My, jego podwładni..." – tak napisali o sobie w styczniu 1998 r. prokuratorzy i inni pracownicy wrocławskiej prokuratury. Prokuratora Andrzeja Kaucza, odwoływano właśnie z funkcji prokuratora wojewódzkiego, bo przeciwko obecności na eksponowanym stanowisku protestowali ci, których Kaucz w stanie wojennym wsadzał do więzienia - podaje "Gazeta Polska".

"Jako prawnik nie mogę popierać prokuratora, który wielokrotnie naruszał prawo, w szczególności po 13 grudnia 1981. (...) Oskarżał na podstawie przepisów stanu wojennego jeszcze przed ich wejściem w życie, czyli ewidentnie łamał prawo" - tłumaczyła Katarzyna Burzyńska.

Po awanturze wokół listu poparcia dla Kaucza szef Prokuratury Apelacyjnej Jerzy Michalski cofnął Burzyńskiej pozwolenie na pracę na uczelni. Pojawiły się negatywne opinie na temat jej pracy. Jednym z najczęstszych argumentów była niesubordynacja wobec przełożonych - pisze "Gazeta Polska".

W 1999 r. prokurator Marek Gabryjelski negatywne opinie o Burzyńskiej przesłał minister Hannie Suchockiej. Ta zwolniła asesor Burzyńską z pracy. Burzyńska sprawę oddała do sądu i wygrała. Sąd przywrócił ją do pracy. Potem zwolnił ją jej szef, Wojciech Ogiński. Burzyńska ponownie wygrała sprawę przed sądem, ale nadal odmawiano jej prawa powrotu do pracy.

Piotr Lisiecki przypomina, że na początku lipca 2001 r. premier Jerzy Buzek odwołał Lecha Kaczyńskiego i na jego miejsce powołał Stanisława Iwanickiego. Iwanicki przyjaźnił się z Kauczem od lat 80. W 1992 r. Iwanicki, pracujący w Prokuraturze Generalnej, ściągnął Kaucza do Warszawy, aby prowadził śledztwo w sprawie Art B. Kaucz został jego doradcą. Jedną z pierwszych decyzji ministra było zwolnienie z pracy Burzyńskiej. Powołał się na pisma Prokuratora Okręgowego Jerzego Skorupki oraz szefa Prokuratury Apelacyjnej Jerzego Michalskiego.

Pismo było datowane na 23 marca 2001 r. i skierowane do ówczesnego ministra sprawiedliwości, Lecha Kaczyńskiego, tyle że, jak ustaliliśmy, o jego wpłynięciu adresat nic nie wie - stwierdza publicysta "Gazety Polskiej" i dodaje, że są dwa warianty: albo pismo było antydatowane, czyli sfałszowane, albo przetrzymał je jakis urzędnik. Z dokumentu, w którego posiadanie weszliśmy, wynika, że pismo z prośbą o zwolnienie Burzyńskiej wyszło z Prokuratury Okręgowej 23 marca 2001 r., a w Prokuraturze Apelacyjnej, która zgodnie z obowiązującą procedurą powinna je otrzymać. było... dzień wcześniej, czyli 22 marca.

Katarzyna Burzyńska po raz kolejny oddała sprawę do sądu. Sąd rejonowy uznał, że nie jest kompetentny do rozpoznania sprawy. Teraz uparta pani prokurator odwołała się do Sądu Okręgowego - pisze Piotr Lisiewicz.

"Od 1 lutego 1998 r. nie pracuję we wrocławskiej prokuraturze i sprawy dotyczące pani Burzyńskiej są poza moją świadomością" - skomentował sprawę Andrzej Kaucz na łamach "Gazety Polskiej".

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)