Prof. Norman Davies: referendum może być końcem unii, ale też - impulsem do reform
Każde państwo wcześniej czy później się rozpadnie; wynik referendum w Szkocji może oznaczać koniec ponad 300-letniej unii brytyjskiej, ale może też dać impuls do reformy państwa - mówi historyk prof. Norman Davies.
W skład Zjednoczonego Królestwa Szkocja weszła w roku 1707 roku. Teraz po 307 latach Szkoci mają w referendum wypowiedzieć się w sprawie opuszczenia Wielkiej Brytanii. Głosowanie - już w czwartek.
- Oczywiście zagrożona jest unia brytyjska między królestwem Szkocji, dawnym królestwem Anglii i Walii, i Irlandii Północnej. Jeśli Szkoci zagłosują na "tak" w referendum, to już nie będzie Wielkiej Brytanii, która zbudowała największe imperium w historii świata, więc to byłaby ogromna zmiana - powiedział prof. Davies.
- W ostatniej swojej książce "Zaginione królestwa" pisałem, że każde państwo wcześniej czy później rozpadnie się. To jest kwestia czasu, nic nie jest wieczne. Już dwadzieścia lat temu czułem, że Zjednoczone Królestwo jest zagrożone. To jest moim zdaniem naturalne - tak jak w życiu ludzkim jednostki rodzą się, żyją i potem umierają. Państwa polityczne mają podobny rytm, tylko oczywiście nieco dłuższy - zaznaczył.
Historyk podkreślił, że tożsamość brytyjska jest wielowarstwowa. - Można być Szkotem i Brytyjczykiem jednocześnie, Walijczykiem i Brytyjczykiem itd. Ale widać - niezależnie od tego chcemy czy nie chcemy - że ta warstwa brytyjska jest słabsza, niż kiedyś - powiedział prof. Davies.
Według niego wynik referendum może dać sygnał do rozpadu Królestwa, ale może też być odwrotnie - może dać impuls do jego reformy, co - w jego opinii - jest bardzo, bardzo potrzebne. - Mamy ten problem, że Londyn jest bogaty, dynamiczny, ogromny. Niejako wysysa zasoby Wysp. Szkocja próbuje (coś zrobić) przeciw temu, ale i w Anglii ludzie mają podobne poczucie - mówił. - Zobaczymy albo będzie rozpad i potem jakieś nowe połączenie - bo oczywiście Szkocja z Anglią zawsze będą sąsiadami - albo będzie reforma państwa - ocenił.
Historyk - jak zaznaczył - jest tu optymistą. - Tak czy inaczej jakieś rozwiązanie się znajdzie. Dopóki istnieje Unia Europejska, każdy naród większy czy mniejszy ma w niej swoje miejsce - dodał.
Jego zdaniem "rozpad osłabi potencjał wojskowy, militarny Królestwa, ale niekoniecznie osłabi dobrobyt mieszkańców". - Chcieć mieszkać w osobnym państwie nie oznacza być wrogiem. Ci, którzy chcą secesji, chcą być dobrymi sąsiadami narodu angielskiego - dodał.
Zastrzegł, że sam nie opowiada się po żadnej ze stron. - Ja nie mam głosu, ja jestem historykiem. Que sera, sera. Ale nie widzę tu katastrofy, nie jestem imperialistą - dodał.
Prof. Davies ma - jak powiedział - "sympatię dla tych Szkotów, którzy czują, że pod jednym dachem (z pozostałymi Brytyjczykami) mieszkali już wystarczająco długo". - Tak czy inaczej, (Szkoci) dobrze robią, będą mieli lepiej - obojętnie, jaki będzie wynik referendum - powiedział.
Według niego Polacy powinni rozumieć, co się dzieje "w głowach Szkotów". "Oni chcą mieć swoje państwo, być panami swojego kraju" - dodał. I choć tradycje powstańcze Szkocji to już historia bardzo dawna, to psychologiczna sytuacja jest "trochę podobna".
- Szkoci mają swoją historię, odrębną narrację historyczną, własną kulturę, literaturę, nie tylko język, ale języki. Czują się sobą, to jest podstawa - mówił.
- Nikt nie wie dokładnie, jaki będzie np. efekt gospodarczy (ewentualnej secesji). 'Chłodni' i racjonalni nie bardzo chcą ryzykować. Natomiast ci, którzy chcą głosować na "tak", działają właśnie trochę romantycznie, tak od serca - powiedział prof. Davies.