Prof. Maria Beisert dla WP: rzadko mamy do czynienia z jednorazowym aktem pedofilii
- W sprawach, które udało się odkryć, rzadko mamy do czynienia z jednorazowym aktem pedofilii. Zazwyczaj okazuje się, że był to kolejny czyn. U kazirodców, którzy wykorzystują własne dziecko i mają tylko jedno, czasem się to zdarza. Jeżeli jest kilkoro dzieci, to należy podejrzewać, że inne również były wykorzystywane. W zależności od danych podaje się, że jeden pedofil może wykorzystać od kilku do ponad setki dzieci - mówi w rozmowie z WP profesor Maria Beisert.
01.04.2016 | aktual.: 22.05.2018 14:02
WP: Pedofilia kazirodcza to w naszym kraju temat tabu?
Maria Beisert (profesor nauk społecznych na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, prawniczk i psycholog, pracuje jako terapeutka ze sprawcami i ofiarami przemocy seksualnej wobec dzieci): Jeżeli chodzi o media, to z pewnością nie. Natomiast na poziomie społecznym tak.
WP: Przeciętnemu człowiekowi pedofil kojarzy się z grubym, spoconym mężczyzną, siedzącym przed komputerem. Czy ten obraz jest prawdziwy?
- Nie. Są to stereotypy, które coraz bardziej odchodzą do lamusa. Najnowsze badania pokazują, że ludzie mają coraz większą wiedzę na ten temat. Kiedyś za pedofilię uważano tyko penetrację narządów płciowych dziecka. Obecnie społeczeństwo zaczyna rozumieć, że obejmuje ona również inne czyny. Zmieniła się więc optyka patrzenia na to zjawisko.
WP: Dopuszczenie do siebie myśli, że pedofilem jest ojciec lub znana osoba jest jednak ciężkie do zaakceptowania przez społeczeństwo.
- Zjawisko pedofilii zaczyna być postrzegane szerzej, ale ludzie bronią się przed przyznaniem, że może to być osoba z ich otoczenia, czy środowiska. To jest dla nich niewygodne. Dlatego np. dyskusja na temat Romana Polańskiego koncentrowała się na niewłaściwych akcentach. Spierano się czy znany aktor powinien być ścigany. Natomiast pomijano fakt, że jest to osoba, która dopuściła się czynu karalnego.
WP: Seksuolog Zbigniew Lew-Starowicz podczas dyskusji na antenie TVN stwierdził jednak, że Roman Polański nie jest pedofilem. Tłumaczył, że w przypadku 8-9-latek sprawa jest wiadoma, natomiast jeżeli chodzi o 13 czy 14-latki, to zdarza się, że wyglądają jak dorosłe kobiety.
- Jeżeli to był czyn karalny, określony w danym państwie jako pedofilia, to z punktu widzenia definicji prawniczej on nią był. Natomiast najprawdopodobniej chodzi o mylenie definicji klinicznej z prawniczą. Jeżeli Lew-Starowicz mówił w tym przypadku o efebofilii (seksualna preferencja dorosłych do kontaktów z osobami w późnym okresie dojrzewania w wieku około 15-19 lat - dop. WP), to jego wypowiedź była bliższa prawdy.
WP: Jak często sprawcami wykorzystania dzieci są bliscy ofiar lub znane im osoby?
- Najczęściej. Znacznie rzadziej zdarzają się przypadki, że obcy człowiek molestuje dziecko. Badania profesora Zbigniewa Izdebskiego, a także Diany Russell ze Stanów Zjednoczonych pokazują, że najczęściej sprawca jest znany dziecku, a najwięcej przypadków stanowi wykorzystanie dziewczynki przez ojca. Mężczyzna jest też częściej sprawcą, niż kobieta.
WP: Skąd bierze się to, że ojciec czy matka wykorzystuje własne dziecko?
- Ogólnie można powiedzieć, że bierze się to z zaburzeń o charakterze emocjonalno-seksualnym występujących u sprawcy. Są to osoby, które weszły w związek i zamiast prowadzić współżycie z partnerem, wykorzystują dziecko. Warto podkreślić, że te zaburzenia dotyczą dwóch osób. Występuje związek pomiędzy zaburzeniami matki oraz ojca. Dopiero ich korelacja prowadzi do kazirodztwa. To oczywiście nie znaczy, że obie strony ponoszą odpowiedzialność za wykorzystanie dziecka. Wina jest po stronie sprawcy.
WP: W takich sprawach wyjątkowo trudne jest to, że dziecko musi powiedzieć obcej osobie, że zostało wykorzystane przez kogoś bliskiego.
- Wszystko zależy od tego, kim jest bliska osoba. Z najtrudniejszą sytuacją mamy do czynienia, gdy sprawcą jest ojciec. W takich przypadkach człowiek, który powinien dziecko chronić, dopuścił się przewinienia. Natomiast druga najbliższa osoba, czyli matka, również nie potrafiła go obronić. Sytuacja dziecka jest wówczas wyjątkowo trudna, gdyż nie ma się ono do kogo zwrócić o pomoc. Gdy bliscy zawodzą, pojawia się również druga trudność - zdarza się, że odmawiają oni dziecku ochrony i dają jednocześnie do zrozumienia, że nie może na nią liczyć. Znam przypadki rodziców mówiących ofierze, że gdy będzie próbowała się bronić, to może zaszkodzić sobie oraz swoim bliskim.
WP: Jak zachowuje się matka dziecka, gdy to ojciec jest sprawcą?
- To zależy od tego, jaki był to typ rodziny kazirodczej. Reakcje matek są różne. W tych sprawach nie ma czegoś takiego, jak uniwersalizm. Jeżeli matka nie chroni dziecka, to jej reakcja może być bardziej lub mniej, ale jednak zawsze zła. Bywają nawet przypadki, że matka mówi, że dziecko ma milczeć, gdyż inaczej aresztują tatę i cała rodzina na tym ucierpi. Ofiara dowiaduje się wówczas nie tylko, że nie ma żadnej ochrony, ale jest wręcz uświadamiana, że to ona szkodzi rodzinie, a nie sprawca. Są to bardzo skomplikowane zależności.
WP: Czy częste są przypadki, że pedofil wyszukuje kobietę, która pod względem psychologicznym może mu ułatwić molestowanie dziecka?
- Zawsze tak jest. Niektórzy z nich w pełni świadomie wyszukują osoby, u których występuje większe ryzyko stania się ofiarą. Bywają też przypadki, że pedofile robią to podświadomie.
WP: W przypadku osoby, z którą rozmawiałem, schemat był podobny. Mężczyzna nalegał na partnerkę, by starali się o dziecko, po to by później je wykorzystywać.
- Jest to typowy schemat dla drugiego typu rodziny kazirodczej – z regresywnym sprawcą. Mężczyzna jest zainteresowany posiadaniem dziecka, ale nie po to, by je wychowywać, a jedynie po to, by mieć partnera seksualnego.
WP: Czy są to częste przypadki?
- W Polsce ten model jest rzadko spotykany. Badania na ten temat prowadził Instytut Ekspertyz Sądowych w Krakowie, ale wciąż mamy mało danych.
WP: Bywają też przypadki, w których matka wie o wykorzystywaniu własnego dziecka i akceptuje to.
- Tak. To są rodziny z tzw. sprawcą psychopatycznym, gdzie matka ma większą ilość korzyści z wykorzystania własnego dziecka, niż z chronienia go.
WP: Jakie mogą z tego płynąć korzyści?!
- Korzyści są na przykład takie, że kobieta nie musi współżyć z mężczyzną lub skłania go w ten sposób do pozostania w domu. Matka może mieć również poczucie, że wiąże partnera za pomocą wiedzy na temat jego przestępstw. Wówczas ma nad nim władzę.
WP: Kobieta, z którą rozmawiałem przyznała, że pierwszym odruchem jaki pojawił się u niej, gdy odkryła, że partner wykorzystuje ich dziecko, była próba zaprzeczenia.
- Jest to jeden z wielu odruchów i faktycznie jedna z częstszych pierwszych reakcji. Osoba nie chce początkowo uwierzyć w to, co zobaczyła. Niektórzy na niej się zatrzymują, natomiast inni przyjmują do wiadomości fakt, że nie jest to ich fantazja.
WP: Czy są jakieś objawy, które mogą świadczyć o tym, że dziecko jest molestowane seksualnie?
- Nie ma żadnego zestawu stałych objawów, na których podstawie można by zwrotnie wnioskować, że dziecko zostało wykorzystane. Jedynym pewnym objawem, o jakim możemy mówić, jest ciąża.
WP: Pracuje pani również jako biegły sądowy w sprawach karnych. Procesy sądowe są bardzo trudne dla wszystkich stron. Ofiary i ich rodziny często skarżą się na pracę biegłych.
- Biegli sądowi, tak jak we wszystkich zawodach, są osobami różnej miary. W Polsce można spotkać w tej materii zarówno artystów, jak i partaczy.
WP: Pani nie zawsze zaleca zgłaszanie takich spraw do sądu.
- Tak. To wymaga zawsze daleko idącej rozwagi. Trzeba przemyśleć czy pozytywne skutki takiego zgłoszenia będą przeważać nad negatywnymi. Zaangażowanie w sprawę organów ścigania pociąga za sobą bardzo dużo negatywnych konsekwencji. To trzeba wziąć pod uwagę i odpowiedzieć sobie na pytanie: czy poczucie sprawiedliwości, że zło zostało ukarane, równoważy wszystkie negatywy. Jest to trudne również z tego powodu, że nikt nie pyta dziecka o zdanie. Decyzję o zgłoszeniu sprawy do sądu podejmują za nie rodzice.
WP: Ofiara, z którą rozmawiałem stwierdziła, że pedofile działający po cichu mogą być groźniejsi, niż seryjni mordercy. To stwierdzenie jest bliskie prawdy, czy jednak sporo w nim przesady?
- W sprawach, które udało się odkryć, rzadko mamy do czynienia z jednorazowym aktem pedofilii. Zazwyczaj okazuje się, że był to kolejny czyn. U kazirodców, którzy wykorzystują własne dziecko i mają tylko jedno, czasem się to zdarza. Jeżeli jest kilkoro dzieci, to należy podejrzewać, że inne również były wykorzystywane. W zależności od danych podaje się, że jeden pedofil może wykorzystać od kilku do ponad setki dzieci.
WP: Zdarza się również, że osoby, które były molestowane w dzieciństwie, same później zostają pedofilami.
- Taki człowiek chce powtórzyć model krzywdy, która go spotkała i robi to w stosunku do innej osoby. Jest to jedna z hipotez, która potrafi wyjaśnić pewną grupę zjawisk, występujących głównie u mężczyzn.
WP: Coraz częściej można również usłyszeć, że kobiety wykorzystują temat pedofilii kazirodczej w walce o dziecko.
- W sprawach rozwodowych jest to coraz częstsze zjawisko. W tych przypadkach jest jednak bardzo dużo możliwych schematów. Począwszy od takich, gdzie wykorzystania nie było, a kobieta próbuje je stworzyć i wykorzystać do celów rozwodu, aż po model, gdzie miało ono miejsce, a żona chroniąc dziecko chce odejść od męża. Są to oczywiście tylko dwa skrajne przykłady.
WP: Pracuje pani z pedofilami. Czy dzięki terapii można nauczyć ich kontrolować popędy?
- Pewną grupę można nauczyć kontroli i warto nad tym pracować. Zdarzają się jednak przypadki, gdzie jest to niemożliwe i wówczas należy stosować leki obniżające popęd seksualny.
WP: Czy można przygotować dziecko do obrony przed pedofilem?
- Dzieci już w przedszkolach powinny być uczone czym jest ciało i w jaki sposób je traktować. To je uświadamia w jaki sposób odróżnić kogoś, kto chce je dotknąć w sposób pozytywny, od tego, kto chce posłużyć się tzw. złym dotykiem.
WP: Czy można coś zrobić, by walczyć z pedofilią na poziomie społecznym?
- Można i dlatego między innymi z panem rozmawiam. Badania pokazują, że jeżeli temat jest potraktowany informacyjnie, a nie sensacyjnie i jest obecny w mediach, to poziom wiedzy społecznej rośnie. Wówczas ludzie wiedzą z jakim zjawiskiem mają do czynienia i zaczynają szybciej na nie reagować. Edukacja społeczna jest więc najlepszą inwestycją.